Clint
A mnie się Twoje skojarzenia wydają właśnie bardzo słuszne, nic tam nie widzę obcesowego. Ja sama (jak mi akurat nie wywala i jestem w stanie obsmiać sama siebie) zauważam w sobie to przywiązanie do cierpienia, wręcz pławienie się w nim, jakąs chorą satysfakcję z bólu. Tylko po co? I dlatego zaczęłam się zastanawiać nad sensem cierpienia, szukać drogi wyjścia z tej głupiej pętli. Zmęczyło mnie już bardzo bycie królową dramatu.
Fajnie brzmi to, że nie muszę rozumieć sensu cierpienia, żeby z niego wyjsc:) cierpiętniczych wcielen miałam chyba sporo ale wcale nie stałam się od tego mądrzejsza. Mam nadzieję, że naprawdę mogę przerwać to zapętlenoe już teraz i wybrać coś lepszego, bo póki co ni cholery nie rozumiem, czym tak naprawdę jest cierpienie i pewnie juz nie zrozumiem. Po prostu chcę z tego wyjść. Już mi się nie chce upierac, że "niemozliwe". Dla Boga wszystko jest mozliwe, nawet jezeli dla mnie cos się jawi jako takie.
Inga
To byla cenna uwaga, dziękuję za nią. Moje srednie ja uważa, ze zasluguję na miłośc. Natomiast w pś mogą si@ dziac rzeczy, o jakich mi się nie śniło. I to faktycznie może być bardzo stare, ale nie wiem, na czym to poczucie winy się opiera.