1. Jak wieść niesie, pewien mnich buddyzmu zen stanął na głowie, bo uznał to za bardzo duchowe. Stał w tej pozycji tak długo, aż umarł. Inni mnisi doznali wówczas objawienia, że się oświecił. Ale... nikt nie próbował go naśladować!
Tak to jest z tym, co niektórzy uznają za oświecające w formie zachowania.
Niektórym forma zaćmiewa treść.
Z mojego doświadczenia wynika, że od klęczenia bardziej oświecające i energetyczne są mudry
No, ale jak ktoś ma karmę zakonnicy/ mnicha, to klęczenie, czy nawet leżenie krzyżem wydawać mu się może szczytem duchowego spełnienia
Na CAŁYM świecie, w różnych kulturach, przyjmuje się, że pozycja na kolanach symbolizuje ukorzenie się (niektórzy mylą z upokorzeniem, któremu celowi też służy)! Jest ona jakby wrośnięta w naszą pamięć genetyczną. Może ona być tłumaczona jako odrzucenie ego, przyznanie komuś wyższości itp. Może też symbolizować zgodę na przyjęcie błogosławieństw, wyższych treści czy energii od kogoś, kogo uznaje się za będącego na wyższym poziomie, czy bliżej Boga.
Nie wszyscy się zgadzają na przyjmowanie takiej postawy przed księdzem, awatarem, czy nawet Bogiem. Ale nigdy nie słyszałem o wieloletniej traumie z powodu tego, że ktoś klęknął przed MM, a co sobie wyobraża Frisky
Wyobrażam zaś sobie wieloletnią traumę Frisky, gdyby uklęknął przede mną, jak Papież przed muzułmaninem
Kiedy zwykły człowiek spotyka się z kimś, kto jest bardziej podłączony pod energie boskie, wówczas może doznać podniesienia wibracji! Taki jest główny cel darszanów.
Ale, żeby taki był skutek, człowiek musi być otwarty na taką możliwość.
Osobiście spotykam ludzi, którzy reagują podniesieniem wibracji widząc mnie, bądź przebywając w moim towarzystwie. Niektórzy nawet są tego świadomi, a innym po prostu jest przyjemnie. Ale są i tacy, którzy robią wszystko, by się tej "manipulacji" nie poddać i trwać w swoim ograniczeniu i zdołowaniu. To samo zresztą widziałem w tłumku na spotkaniu z Vishwanandą. Bo spora część ludzi przychodzi na spotkania z kimś takim, w jednym tylko celu - possać energię, powampirzyć!
Gdy przebywałem w Puttaparti zbliżały się urodziny Sai Baby. W związku z tym przyjeżdżali znamienici goście ze świata POLITYKI (tak bardzo nielubianej przez naszych OMC oświeconych!). Sai wyjeżdżał na ich powitanie, a potem razem z nimi wracał do aśramu. Siłą rzeczy trafiłem więc na szpaler ludzi, którzy z zachwytem mnnie poinformowali,że zaraz będzie przejeżdżał tędy sam Sai z premierem Karnataki. No i za kilkanaście minut pojawił się konwój, a w nim też srebrny samochód Sai. Uśmiechnięty Sai patrzył na prawą stronę (gdzie byłem) i machał ręką. Gdy tylko przejechał, uszczęśliwieni mieszkancy wioski wzdychali "ale darszanI Ale darszan!".
W aśramie z kolei Sai udzielił błogosławieństw przedmiotom, które miały służyć podczas jego urodzin. Czekaliśmy na niego ponad półtorej godziny. Ludzie sie zaczęli rozchodzić, a ja siedziałem obserwując obyczaje religijne czcicieli Sai. No i wreszcie się doczekałem. Była fajna energia.