Olgu,
(nie że konkretnie Ty, ale jak już rozmawiamy to Cię wykorzystam jako przykład do aktualnego przemyślenia
No właśnie, napisałaś że to działa dla Ciebie, chociaż ja uważam ten sposób "samoistnego zabliźninania pustych miejsc" za mniej wydajny. Ale... czy nie działa dla Ciebie właśnie dlatego że zajmujesz się uzdrawianiem?
Na dobrą sprawę, nawet jeśli spędzisz 12 godzin dziennie przez tydzień nad pracą nad jakimś tematem, to i tak będzie to praca którą możesz, że tak powiem, dodać do CV. Pracując nad sobą, zarazem podwyższasz sobie kompetencje w głównym wykonywanym zawodzie. 2 w 1, fajnie. Życie "duchowe" i życie zawodowe są bezpośrednio połączone. "Pracując nad sobą": 1. uzdrawiasz problemy, 2. zwiększasz swoje doświadczenie w pracy nad sobą i 3. zwiększasz potencjał zarobkowy.
Ale u większości ludzi tak nie jest i oni chyba potrzebują szybszych rozwiązań. Oni z pracy nad sobą czerpią przede wszystkim korzyści z 1, uzdrawiania problemów. Czerpią pewne korzyści z 2 zwiększania doświadczenia w pracy nad sobą (w razie gdyby znowu musieli zrobić 1), ale ich 3 (potencjał zarobkowy) pozostaje taka sama, jaka była. Potencjał zarobkowy zwiększy się tylko, kiedy 1 (uzdrowią jakieś problemy z tym związane. Ba, im wiecej czasu spędzają na pracy nad sobą, tym więcej można powiedzieć że tracą (a przynajmniej: nie zyskują, oczywyście w kwestii finansowej), bo mogliby ten czas poświęcić na zwiększenie swoich kompetencji zawodowych.
Ciekawe w jakim stopniu takie "uzdrowicielskie okulary" wpływają na umiejętność dawania rad klientom, tak w codziennym życiu. Bo wiadomo, punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.
Oczywiście nie znaczy to że terapeuci są źli czy coś
Jeśli już, to po prostu mają dużo szczęścia, bo w pewnym sensie inni prawie im płacą za "rozwój duchowy", podczas gdy większość ludzi może w zamian usłyszeć "weź sie za życie"
[Oczywiście to samo odnosiłoby się dla zawodowych graczy na forum dla piłkarzy, zawodowych krytyków na forum o filmach, lekkoatletów na forum o bieganiu itp.]