TJZ,
jakiś tydzień temu poznałam babkę, która była adoptowana w niemowlęctwie i bardzo się cieszę, że miałam taką okazję, bo zupełnie zmieniło to moje postrzeganie adopcji. Zawsze myślałam, że dzieci z adopcji mają właśnie mnóstwo problemów związanych z akceptacją, z ludźmi, związkami. Ta kobieta była zupełnie inna. Pochodzi z Korei, jako niemowlę trafiła do USA, chyba do bardzo fajnej rodziny, bo jest teraz pewną siebie, piękną, zadowoloną i bogatą kobietą na wysokim stanowisku

Mało tego jest bardzo otwarta, życzliwa, uprzejma i mimo, że ma pod sobą sporo ludzi, nie jest tzw. bitch, a właśnie ma bardzo przyjacielskie nastawienie do ludzi. Ma jedną córeczkę swoją i adoptowała w międzyczasie chłopczyka z Kazachstanu kiedy był też niemowlakiem. Chłopiec ma teraz 5 lat, jest kochanym dzieckiem. Bardzo podobało mi się kiedy ona wprost mówiła mu o jego adopcji i o tym, że powinien się cieszyć, bo będą obchodzić dzień jego adopcji jak dodatkowe jego urodziny

Jej przybrani rodzice robili to samo dla niej.
Nie piszę tego aby Cię zdołować, a wręcz przeciwnie. Jest pewien paradogmat, bardzo mało jeszcze znany w psychologii i ogólnie na świecie, opracowany przez Instytut Stanów Szczytowych, wg którego na nasze obecne funkcjonowanie, wzorce, obciążenia, problemy nie wpłynęły nasze relacje z rodzicami, złe dzieciństwo, a traumy biologiczne, uszkodzenia w ważnych momentach rozwoju prenatalnego. Większość problemów jakie pojawiają się w naszym życiu są jedynie kontynuacją tych właśnie traum.
Badali oni przez pewien czas właśnie dzieci pochodzące z adopcji i się okazało, że część z nich mimo trudnych warunków życiowych wyrosła właśnie na pewnych siebie, zdrowych pod kątem emocjonalnym ludzi, o pewnych granicach. Zastanawiali się dlaczego akurat te dzieci tak miały, czy to kwestia szczęścia, przypadku? Potem jednak opracowali modele wydarzeń rozwojowych i ich wpływu na życie człowieka i w praktyce się okazało, że mieli rację.