A teraz, dla pocieszenia:
wypalałem węzły dzieciom nauczycieli. Scenariusz był podobny:
"Ty kretynie, ty idioto! Jak możesz tego nie wiedzieć? Dureń z ciebie!"
To było oczywiscie, kierowane do dzieci mniej więcej 2 letnich (później się powtarzało regularnie). I oczywiście, tatuś - nauczyciel nie zadbał, by dzieciom cokolwiek wytłumaczyc. One miały to wiedzieć, choć.... on sam nie wiedział.
Niezły sposób,by się dowartosciować i wyżyć.
Te dzieciaki były traktowane podobnie jak TY. Same musiały się dowiedzieć, wymyślić zrobić. A jak nie to opier.....
A więc trzeba wybaczyć rodzicom,że wymagali wiecej, niż powinni i niż z siebie dali (niż sami nauczyli, niz sami umieli).
Kurde, az mnie ,,walnelo" jak to przeczytalem.
Teraz juz chyba wiem, skad u mnie ta niechec do nauki, pracy, osiagania wyzszej pozycji, krytyka osob posiadajacych jakis autorytet. Otoz moja matka zawsze byla osoba ambitna i zawsze powtarzala mi, ze aby do czegos dojsc, trzeba sie duzo i ciezko uczyc, podporzadkowywac itp. im bardziej mi to walila, tym bardziej ja gdzies wewnatrz czulem porzebe uwolnienia sie od tego a czym jest lepsze uwolnienie sie jak zanegowanie i zbuntowanie sie przeciw czemus, co sie narzuca na sile... Czyli walila we mnie na sile wzorcami, ktore nie do konca byly tozsame z tym, co ja sam czuje i potrzebuje i czego chce (i do dzis nie za bardzo wiem, stad wylazi brak jakiegos konkretnego celu zyciowego, bo pewnie zostal mocno stlumiony przez presje matki). Podejrzewam, ze to stad (od jej presji) wziela sie ta cala niechec bo...wewnetrznie czulem na sobie presje (tak to teraz odbieram). Dodatkowo, zawsze wiekszosc klotni w domu byla wlasnie miedzy mna a matka a ojciec byl (i jest0 osoba stlamszona, malo sie odzywa, nigdy nie przejal ,,sterU' jak to powinno byc w rodzinie.
Jak mozna uleczyc ten obszar, bo czuje ze ciagle mam ten wzorzec wpisany w podswiadomosc. Jakas afirmacja czy ,,pobawic" sie w sesje regresingu czy jeszcze cos innego? Czuje tutaj, ze cos mocno siedzi, jakby zalega ataka ,,smola" wrecz.