Witek
To ciekawe co piszesz, ja miałem często takie myśli, że powinienem coś na siłę zrobić, rzucić się na głęboką wodę, itd. Ciągnęło mnie do podobnych działań, ale mi zabrakło motywacji i odwagi, żeby to wcielić w życie
I w sumie dobrze na tym wyszedłem, bo teraz mam zaspokojone podstawowe potrzeby, czuję się bardzo stabilnie i bezpiecznie w obecnej pracy, a to mi pozwala w końcu czerpać przyjemność z codzienności. Strasznie mi tego brakowało całe życie, bo ja od kiedy pamiętam żyłem w ciągłym lęku i napięciu oczekując najgorszego. Teraz potrafię nawet spontanicznie podjąć decyzję o przeprowadzce, a kiedyś znacznie mniejsze sprawy wydawały mi się straszne (wszędzie mogło coś pójść nie tak). No i rzeczywiście rodzi się we mnie teraz ta chęć i motywacja, żeby sięgnąć po spełnienie zawodowe i porobić coś fajnego - ale na spokojnie, w swoim czasie i bez szaleństwa.
Zed1
Ja też nigdy nie przepadałem za chodzeniem w garniturze, więc ograniczałem to do minimum (chociaż lubiłem to, że wyglądam znacznie seksowniej w garniaku
). Na studiach dość szybko przestałem się jakoś mocno przejmować przyjętymi normami i często ubierałem tylko koszulę, kiedy większość ludzi była pod krawatem. Nikt mi z tego powodu nie robił nigdy problemu. Nawet na obronie licencjatu, kiedy miałem mocno wyluzowany okres - poszedłem w garniaku, ale bez krawatu. Promotor się za głowę złapał jak mnie zobaczył, więc na samą prezentacje pożyczyłem krawat, potem go przedwcześnie zdjąłem i na ogłoszenie wyników poszedłem już bez
Z kolei jak szukałem pracy to było lato, więc zamiast męczyć się w garniaku poszedłem na rozmowę w dżinsach i koszuli, co mi nie przeszkodziło dostać stanowisko, na które było ok 150 chętnych. Na rozmowie zamiast rzucać wyuczonymi frazesami, byłem sobą, wspomniałem nawet o rozwoju, pracy nad sobą i o tym, jaki byłem nieśmiały (i wciąż trochę jestem). Później się okazało, że ta szczerość sprawiła, że byłem faworytem kadrowej bo się wyróżniłem od szarej masy klepiącej schematy (jak widzisz - można przekuć na zaletę wyróżnianie się, zamiast robić z siebie ofiarę). Później na samym końcu rozmowy zostałem zaproszony do gabinetu szefa i tam w trakcie z rozmowy z nim użyłem takiego zwrotu jak "na myśl o tym, wszystko mi się cieszy"
To dlatego, że byłem wtedy w trakcie randki z ukochaną i miałem taki wesołkowy trochę nastrój. Teraz się z tego śmieje, ale jakoś to też nie było przeszkodą w dostaniu tej pracy. A do męczącej korporacji nie trafiłem (też bym nie wytrzymał w takiej pracy), tylko do małej firmy, która zatrudnia co prawda setkę osób, ale tylko 20 w biurze, co sprawia że jest dość kameralnie i naprawdę bardzo luźno. Żadnych garniaków nie muszę nosić, chociaż mam typowo biurową pracę.
Prawda jest taka, że wielu społecznych norm i schematów nie trzeba doświadczać, z innymi z kolei można dobrze żyć i nie psuć sobie nimi humoru. Z całą resztą można sobie poradzić podnosząc samoocenę i świadomość swoich boskich możliwości.