ontoja
"To co dzis nazywa się joga to właściwie fitnes choc według mnie najkorzystniejszy rodzaj ruchu dla zdrowia jaki został wymyślony .Do tego 10 minut biegu i nic więcej w tym zakresie nie jest potrzebne."
Nie prawda, jest jeszcze Zumba;) Trochę żart, a trochę nie:)
Mam podobne przemyślenia jak Ty, jeśli chodzi o praktyki duchowe. Choć znam osobiście osobę, która od razu zrezygnowała z oczyszczających terapii, a poszła mocno w zen, medytacje, wyjazdy z medytacją w odosobnieniu itp. Niestety zrezygnowała z tego i znów zaczęła pić alkohol, zajmować się przyziemnymi sprawami jak praca, bo te wszystkie nie przepracowane sprawy się o siebie upomniały. W efekcie ta osoba zarzuciła rozwój duchowy, bo miała podejrzewam poczucie, że nic jej nie dał i trzeba życiem tu i teraz się zająć, a nie takimi abstrakcyjnymi sprawami jak medytacja:) Czyli oddzieliła medytacje i duchowość od życia. Albo jedno, albo drugie.
Mi się bardzo ciężko medytuje, czuję od dawna wręcz niechęć. A to dlatego, że gdy już zacznę to mocno wchodzę w różne stany duchowe, bardzo się podnoszą mi wibracje i wszystko fajnie, ale zaraz potem bardzo wywalają nie uzdrowione jeszcze rzeczy. Poprostu miałam "jak w banku", że po miłym medytacyjnym czasie zacznie się zajgon oczyszający;) Możliwe, że tak się dzieje, bo w innych wcieleniach intensywnie medytowałam, a nie oczyszczałam umysłu innymi metodami. I nie wyszło mi to w efekcie na dobre. Odlatywałam w duchowość, a materia mnie przygniatała. Z drugiej strony medytuję np chodząc sobie po parku w ustronnych miejscach. I to są takie spontaniczne medytacje, wynikające z potrzeby chwili. Moja podświadomość jednak broni się przed siedzeniem/ lezeniem i konkretnym medytowaniem.
Więc mam przekonanie teraz, że kolejność jest taka: najpierw poukładać się w życiu, w sobie,a potem przyjdzie czas na głębokie medytacyjne stany. Choć przekonuję się od niedawna, że mogę łączyć jedno z drugim.