Dziękuję Sylwia :-)
Chyba mam podobnie. Czuję, że za jakiś czas wykorzystam to ćwiczenie. Na razie jeszcze czuje lęk i opór przed tym ćwiczeniem.
Ja tez mam takie niespójności. Zwłaszcza w wyrażaniu radości. Często jak czuję radość w sercu, jest mi dobrze i błogo córka mówi mi - czemu jesteś taka smutna. Wtedy mówię, że nie jestem. Ale jakbym siebie słyszała to sama bym sobie nie uwierzyła.
Dobrze, że podałaś ten przykład. Uświadomił mi jeszcze bardziej wartość autorefleksji:)
Lęk przed odsłonięciem tego co pozytywne, może być związany z tym, że jak odsłania się pozytywy to jest za to kara, niezrozumienie, deprecjonowanie, niszczenie, zagrożenie. I wtedy, żeby siebie ochronić zaczyna się tłumienie, kombinowanie jak nie pokazać tego co jest prawdziwe i realnie korzystne. W dysfunkcyjnych relacjach tak się odbywa równanie do dołu, żeby nie było pozytywnej różnorodności i wyjątkowości u każdego. Zamiast wsparcia i przyzwolenia dla różnorodności, naturalności, uczenia się, popełniania nawet błędów, zabawy, współpracy w tym, jest jednomyślność tłumiąca własny potencjał.
Jeśli ktoś miał takie mechanizmy, to przy pracy z pozytywnymi może spotykać się z oporem otoczenia, wrogością, a nawet atakami, nie zawsze świadomymi dlaczego. W takiej sytuacji bycie pozytywnym i wyrażanie tego na swoich warunkach, oznaczało zagrożenie, więc instynktownie
korzystało się z takich mechanizmów ochrony siebie jakie umiało się lub mogło zastosować.
Dobra na te wzorce jest afirmacja: bycie pozytywnym i wyrażanie tego na swoich pozytywnych warunkach jest dla mnie bezpieczne i korzystne.
ontoja
U mnie ten mechanizm psucia tego co dobre, radości, spokoju, współpracy, zrozumienia, też działał jak w zegarku. Męczące to było.
Ta intencja niesamowicie mi pracuje:
"Tym jest więcej zaufania, im bardziej wierzę, że Świat mnie przyjmuje taką jaka jestem na poziomie uczuć. Nawet jeśli ma inne zdanie na jakiś temat;)"
Od kilku dni tyle się dzieje.
W piątek udało mi się coś załatwić co było dla mnie bardzo ważne, dzięki byciu w pewien sposób przyjętą z moimi potrzebami i weszłam w stan radosnej euforii. W czym towarzyszyły mi jeszcze dwie osoby, które też na tym skorzystają:)
W sobotę rano wypłynął mi olbrzymi smutek z przeszłości i przykre refleksje dotyczące pewnych sytuacji, który pozbawił mnie energii na kilka godzin. Mimo to załatwiłam, ot tak lekko w jakimś miękkim przepływie, kolejną, wcześniej nie rokującą dobrze sprawę, która była ważna organizacyjnie.
Po transformacji tego smutku modlitwami i płynącą życzliwością w relacjach, pojawiła się cudna, lekka radość i trwała od soboty po południu przez całą niedzielę. Radość przejawiła się w miłej prostocie życia w działaniu i niedziałaniu:)
Dzisiaj kolejna sprawa rozwiązała się z korzyścią dla mnie i długofalowo dla drugiej strony, co już wprowadziło moją podświadomość w osłupienie, bo wcześniej był totalny opór ze świata na chęć współpracy, mimo pewnych faktów. Coś przekliknęło na współpracę i zrozumienie.
Dzisiaj wieczorem usłyszałam przemiłe, chociaż zaskakujące, gratulacje, że to wszystko tak się potoczyło pozytywnie. O wiele łatwiej przyjęłam takie przyjemne uczucia. Poczułam, że jak świat mnie przyjmuje, taką jaka jestem, również gdy są różnice, to ja tez łatwiej przyjmuję to co dobre ze świata. Świat potrafi tak coś zaaranżować, żeby dla wszystkich zainteresowanych wyszło dobrze:)
Czuję, że jeśli te sprawy tak się ułożyły, to jestem gotowa wziąć się za te większe, pracując dalej z tą intencją.