Kinga
Poruszyłaś ciekawy temat, bo sam też trochę nad tym myślałem. Widziałem już sporo osób reagujących różnie na nauczycieli duchowych i miałem okazję zobaczyć na żywo te wszystkie oczekiwania, wyobrażenia, presje, itd. Tu się ktoś próbuje podlizać i pokazać innym że jest bliżej mistrza, tam ktoś niemal ze ślepą czcią widzi w nauczycielu chodzący ideał bez wad, tam ktoś się boi nawet zagadać bo nie czuje się godzien... No i to wszystko co jeszcze sama opisałaś. Dla mnie to jest straszne i sam się zastanawiałem nad tym jak to rozegrać żeby zminimalizować takie efekty w przyszłości u siebie (całkowicie uniknąć to się raczej nie da
)
Mi przyszła taka inspiracja, że nauczyciel duchowy to taka sama praca jak każda inna. Ja obecnie pracuje jako pozycjoner stron internetowych. I czuję się pozycjonerem tylko kiedy pracuje jako pozycjoner. Nie utożsamiam się z tym, nie wychodzę do ludzi z nastawieniem "cześć, jestem Łukasz - pozycjoner", nie emanuje tym że ta rola jest jakimś fundamentem mojego przejawiania się.
Myślę, że tak samo trzeba podejść do roli nauczyciela duchowego. Gdy świadczę dla kogoś duchową usługę to na potrzeby chwili wchodzę w tą rolę, ale zaraz po odkładam to na wieszak i dalej jestem po prostu Łukaszem. Czuję, że to jest ważne aby zachować zdrowy dystans, nie utożsamiać się z tą rolą i "po godzinach" być po prostu sobą, a nie tkwić dalej w roli.
Tu jest taka kontrowersyjna kwestia - zauważyłem, że im popularniejszy dany nauczyciel tym siłą rzeczy więcej krąży duchowych sępów - ludzi, którzy przychodzą po coś tam, a nie zamierzają płacić bo oni tylko "na chwilę". Ktoś zadaje krótkie pytanie, można chwilę odpowiedzieć czy kilka minut porozmawiać przez telefon i po sprawie. Pół biedy jeśli to rzeczywiście jest kwestia na dosłownie minutkę, gorzej jak sprawa się rozrasta, a odpowiedź na pytanie, rodzi 3 kolejne.
Jeśli mam ochotę komuś pomóc sam z siebie, za darmo i bez oczekiwań (lubię to robić i często to robię) to na własnych warunkach - najczęściej jak mnie natchnie to choćby na forum sobie coś napiszę i jest wszystko fajnie. Jednak jak ktoś uderza do kogoś z nastawieniem że jako nauczyciel duchowy to na pewno pomoże, bo dobre serce, dobra karma i traktuje tą osobę jak instytucję publiczną to już coś nie tak.
Jak ktoś chce darmowej porady to od tego ma takie miejsca jak to forum gdzie zawsze można zadać pytanie i jeśli ktoś ma chęci, aby odpowiedzieć to to zrobi. I ja sam chyba będę tak robił, że jak będę czuł że nie mam ochoty angażować swojego czasu, bo akurat mam na głowie ważne dla mnie sprawy jak obejrzenie serialu czy spacer z ukochaną
to będę odsyłał na forum i tyle. Jak ktoś prywatnie chce do mnie pisać to wolałbym, żeby pisał po to, aby nawiązywać ze mną prywatną relację jako znajomy czy przyjaciel, dla którego będę po prostu Łukaszem, a nie żadnym nauczycielem, guru czy innym mistrzem.
Pewnie część ludzi się do mnie zrazi. I dobrze. Sępów nad głową nie potrzebuje, a jeśli klientów mam mieć zbyt mało, aby z tego dobrze żyć to trudno - zawsze się znajdą inne zajęcia, gdzie człowiek będzie i doceniony i dobrze opłacony
"Przyjaciół", którzy widzieliby we mnie głównie chodzącą mądrość, która będzie im za darmo doradzać i pomagać w trudnych sytuacjach też nie potrzebuje.
Przechodząc do sedna - myślę, że cała "trudność" polega na stawianiu jasnych granic między rolą nauczyciela, a resztą życia. Ja bardzo chętnie i z przyjemnością zrobię komuś sesję regresingu czy modlitwę za pieniądze czy na wymianę innych usług. Chętnie pomogę i za darmo kiedy mam na to ochotę. Na co dzień jednak jestem po prostu Łukaszem i jak mam ochotę sobie pograć w grę to nie obchodzą mnie cudze problemy, którymi ktoś prywatnie próbuje mnie obrzucić. Wolę po prostu sobie pograć i nie czuję się z tego powodu ani trochę winny
Nie czuję też żeby ogłaszanie swoich usług jako nauczyciel duchowy czy wchodzenie w tą rolę w jakimkolwiek zakresie zobowiązywało mnie do czegokolwiek więcej niż to co sam sobie ustalę.
Ludzie zawsze będą mieli swoje porąbane oczekiwania i ja sobie zdaję sprawę, że w oczach niektórych ludzi po tym poście będę skreślony
Rzecz w tym, że mam dystans do tej roli nauczyciela duchowego i nie zamierzam niczego tutaj budować własnym kosztem. To jest moja święta zasada. Zamierzam być sobą i albo ludzie mnie przyjmą takiego, jakim jestem, na moich własnych zasadach albo niech szukają dalej kogoś kto im bardziej pasuje. Nic na siłę
Nie mam też parcia na bycie nauczycielem duchowym czy ogólnie kimkolwiek konkretnym - czuję, że Bóg ma dla mnie takie rozwiązania że będę żył jak pączek w maśle bez konieczności upierania się przy czymkolwiek, więc się nie spinam.
I wydaje mi się, choć mogę się mylić bo jeszcze mam za mało doświadczenia, że rola nauczyciela duchowego jest niewdzięczna tylko na tyle, na ile pozwalamy sobie zatracić siebie dla innych, a w rzeczywistości to pewnie dla swojego ego, bo tkwienie w tym też nie bierze się znikąd. Tutaj by trzeba chyba zaufać Bogu i sobie, że przy takich mocno konkretnych granicach, gdzie ma się świadomość że część ludzi na pewno się zrazi - wciąż będzie dla nas dobrze, wciąż będziemy mogli dobrze zarabiać i funkcjonować