Coraz bardziej mi to wisi To, że ktoś mnie poucza, chce kontrolować, narzucać, popędzać, mówi, że nie tak, że źle, że się dowartościowuje moim kosztem itd.
A jednak nie. Napisałam tak, bo po prostu wczoraj byłam odcięta od swoich uczuć, a właściwie jednego konkretnego. Wściekłości na Healingintelect'a.
Dopiero niezbyt dobrze przespana noc pokazała, jak silna jest ta emocja.
H. - jestem na Ciebie wściekła za Twoje narzucanie swojej woli, umniejszanie mi i ograniczanie mojej wolności i samodzielności.
Twoja kategoryczna wypowiedź o tym, że Ty wiesz lepiej niż ja, co się U MNIE wydarzyło i co się stanie była zwykłą prostacką bezczelnością, za którą w realu należałoby dać w pysk. Chociażby po to, żebyś się do mnie więcej nie zbliżał.
Zauważyłam, że dużo piszesz o wolności. Chyba właśnie dlatego, że do przerobienia masz "lekcję" z tym zawiązaną. Bo czymże jest mówienie innym, "to ja wiem najlepiej" (w domyśle "słuchajcie mnie, róbcie tak, ja ja mówię")? Próbą naruszenia ich wolności decydowania o sobie, odkrywania prawdy o sobie. W takiej sytuacji to Ty chcesz decydować, co ma się dziać z innymi i co dla nich jest najlepsze. Stawiasz się w roli tworu, który sobie wymyśliłeś, czyli Twojego Boga.
Na bakier u Ciebie także z samodzielnością, skoro uznajesz, że ten twór z zewnątrz jest Ci potrzebny, żeby pokazywać jak żyć. A ponieważ sam nie jesteś samodzielny, to w konsekwencji odmawiasz samodzielności innym ("Nie ufaj sobie, ufaj mnie, bo JA wiem najlepiej").
Taka postawa może być konsekwencją przyjęcia koncepcji Boga, który wie lepiej, ma idealny dla człowieka plan itd. Skoro dopuszczasz coś takiego dla siebie, to pozwalasz sobie też wobec innych stawiać się w roli Boga.
Tak to już jest, że niewolnik nie chce odzyskać wolności, on chce zostać zarządcą innych niewolników.
Cały czas nawiązuję do Twojej koncepcji Boga, jednak pierwotną przyczyną opisanego przeze mnie stanu nie jest przyjęcie takiej czy innej jego koncepcji Boga. To tylko skutek. Przyczyną jest zniewolony umysł, który tworzy takie koncepcje, bo są one mu potrzebne.
Gdybyś uznał, że każdy sam potrafi znaleźć dla siebie najlepsze rozwiązanie, że każdy sam jest zdolny decydować o sobie, że każdy sam jest w stanie poznać i zrozumieć siebie, nie musiałbyś nikomu wciskać swoich "mądrości". Z szacunku do siebie i innych zająłbyś się sobą, czyli jedyną osobą, do której możesz mieć 100% dostępu.
A teraz sytuacja wygląda tak: Pozwalasz Bogu zajmować się sobą, podczas gdy Ty zajmujesz się innymi (no bo czymś w końcu trzeba się zająć). To nie jest zdrowa sytuacja.
Inna sprawa, że człowiek o otwartym umyśle powie raczej "wiem, że nic nie wiem", a nie "wszystko wiem najlepiej". Ta druga postawa nie dopuszcza żadnego ruchu, żadnej konstruktywnej zmiany. Brakuje tu otwarcia się na Prawdę.
***
I jeszcze moje deklaracja dla wszechświata (jak zwał, tak zwał):
Nie chcę spotkać już osób o zniewolonych umysłach. Chcę otaczać się ludźmi otwartymi, mądrymi, wyrozumiałymi, szczerymi, uczciwymi, odważnie przyznającymi się do swoich słabości i pomyłek. Nastawionymi na konstruktywne rozwiązania, a nie na zachowanie status quo. Odważnymi i dającymi wolność sobie i innym. Wspierającymi samodzielność. Dążącymi do poznania Prawdy. Cieszącymi się z cudzych sukcesów. No z poczuciem humoru