Zrobiłem sobie dzisiaj sesje oddechową, stosunkowo spokojną, chociaż przez większość czasu czułem ucisk z klatce piersiowej i trochę opornie się oddychało. W pewnym momencie, pod koniec poczułem jak mnie spina, zacząłem dość mocno kaszleć i nagle poczułem ulgę. Natychmiast przyszło skojarzenie z przyjściem na świat, ale tym razem zobaczyłem siebie w bardzo przyjemnych warunkach. Było miło, ciepło i trafiłem w ręce ojca, który okazał się być... mną z teraz. Dostałem od siebie-ojca dużo ciepła, bardzo się ucieszył że przyszedłem na świat. Chwilę to trwało i nagle pojawiła się moja dziewczyna w roli matki, która również obdarzyła mnie ogromnymi ilościami ciepła i miłości. Do tego między nich doszedł Bóg w postaci ciepłego, złotego światła. Poczułem, że mam kochającą rodzinę.
Czułem się jakbym naprawdę był tym małym dzieckiem. Przez kilka chwil zachowywałem się jak wesołe dziecko - podśmiechiwałem się, machałem wesoło rączkami, itp. Było mi tak wspaniale, że jestem takim kochanym dzieckiem, które ma tak cudownych rodziców. Potem przeniosłem się świadomością do wieku kilku lat, gdzie ja-tata uczył mnie jeździć na rowerze i zamiast krzyczeć na mnie i się denerwować - cierpliwie mi wszystko tłumaczył i mówił takie rzeczy, żebym się nie bał próbować. Widziałem jak mnie ci nowi rodzice zabierali na spacery, jak wchodziłem mamie na kolana i ją przytulałem, jak byłem chwalony za swoje rysunki. Pojawił się cały ciąg tego typu scenek.
W ciągu kilku chwil zaliczyłem mega szczęśliwe dzieciństwo i w trakcie doświadczania tego czułem się tak cudownie i niesamowicie dobrze, jakby to się działo naprawdę. No i oczywiście dotarło do mnie, że ta rodzina istnieje naprawdę - bo mam miłość swoją, partnerki i Boga. Razem tworzymy kochającą się rodzinę, o której zawsze marzyłem. Wobec tego nie ma sensu się skupiać na dramach z prawdziwego dzieciństwa, lepiej odpuścić, przebaczyć i pozwolić sobie cieszyć się cudownościami, które są