Jesli chodzi o samo slowo wspolczucie, to bylbym tu bardzo ostrozny. To slowo rozumiane opacznie, moze niezle namieszac. Zwlaszcza u kogos, kto ma obciazenia z buddyzmu. Poswiecenie sie dla innych, niesienie pomocy, otrzymywanie za to niczego, a pozniej koncentrowanie sie na wspolczuciu powodowac moze takie pokrecenie, ze trzeba uwazac.
Kulturowo wspolczucie, cierpienie, bol i milosc sa u nas tak przedefiniowane, ze znacza kompletnie co innego, lub kusza do tego by sie te slowa w naszym zyciu materializowaly, no ale z tym, ze rozumiane na opak. Milosc nie jest miloscia, a cierpienie staje sie sensowne. Ze wspolczuciem jest bardzo podobnie.
Wynika to wszystko z tego, ze aby zachowan spojnosc psyczhiczna nalezy nadac czemus sens, z czym nie jest sie w stanie sobie poradzic. Nie znaczy to, ze ma to jakis inny sens, niz obronny.
Monika, takze uwazaj na slowo wspolczucie. Zgoda, ze ladnie brzmi i moze pomagac w stanach beznadziei, smutku, czy pewnego niezrozumienia sytuacji, ale lepiej szukac gotowych rozwiazan.