Uświadomiłam sobie, dlaczego tak jest, że akceptacja jest niezbędnym warunkiem dokonania zmiany.
Wydaje się to nielogiczne, ale jest takie tylko na pozór. Wydaje się takie, ponieważ akceptacja bardzo często utożsamiana jest ze stagnacją.
A tymczasem akceptacja nie ma z nią nic wspólnego. Wręcz przeciwnie: Akceptacja to pozwolenie na to, by się działo samo, bez mojej kontroli, bez mojej ingerencji, czyli jest to puszczenie kontroli, całkowite poddanie się Bogu. Pozwolenie na wszystko, oznacza również pozwolenie na zmianę.
Pozwolenie na wszystko oznacza, że pozwalam Bogu, by działał, więc jeśli tylko jest to zgodne z ND, ta zmiana, której tak bardzo pragnę, nastąpi. A jeśli nie (bo np. wcale nie byłoby to dla mnie korzystne), to i tak spotka mnie coś lepszego. Bo gdy pozwalamy działać Bogu inaczej być nie może