Ja czułam lęk przed tym jak te dzieci dadzą sobie potem radę w życiu jeżeli ani się nie uczą ani nie pracują tylko robią to co im się podoba.
Ja też czułam podobny lęk. Tyle że nie o dzieci (bo w całej książce jest mowa o tym, jak świetnie radzą sobie dzieci nie tylko w szkole, ale też po jej opuszczeniu), ale o siebie. Bo ja, gdy czytam książkę, to odnoszę sobie to wszystko (co mi się spodoba) do siebie.
No i okazało się, że poczułam się zagrożona, że "jak to, to mają się dla mnie już nie liczyć pozory, które powodują, że ludzie będą się ze mną liczyć?". "Jak to, to mam sobie odpuścić zmuszanie się do uczenia się np. języków z poczucia braku bezpieczeństwa? to jak ja będę wyglądać w oczach innych, np. nie umiejąc się porozumieć w kraju, do którego jadę?".
Poruszyła mnie postawa autora mówiąca o tym, że jego własnym kryterium sukcesu jest zdolność do tego, by pracować z radością i żyć z pozytywnym nastawianiem do świata. I nie ma znaczenia jaki wykonujemy zawód (czy jest prestiżowy, czy też przeciwnie).
Kiedy tak się w to wszystko wgłębiłam, to okazało się, jak bardzo jestem jeszcze przywiązana do narkotyku, którym jest aprobata społeczna. I jak bardzo swoje bezpieczeństwo uzależniam od innych ludzi.
Oh, wiele sobie uświadomiłam dzięki tej książce
) Można by nawet powiedzieć, że rozwiązałam pewien węzeł gordyjski, który mnie nurtował od dawna
A jeśli chodzi o faktyczną sytuację dzieci wychowywanych w wolnej szkole, to jest wręcz odwrotnie do tego, co można by sądzić (a można by sądzić, że "nie poradzą sobie w życiu, bo nie były przyzwyczajone do radzenia sobie np. z agresją, itd. Bo w szkole, która nie była agresywna, dzieci też nie były agresywne").
Po pierwsze, jak się okazało, dzieci, przez nikogo nie przymuszane, same chciały się uczyć. A nawet jeśli w młodszych klasach często opuszczały lekcje (bo wolały spędzać czas na zabawie), to później nadrabiały to z nawiązką i egzaminy na studia zdawały śpiewająco.
Oczywiście zdarzały się wyjątki: dzieci, które w ogóle nie nauczyły się czytać, bo ani razu nie przyszły na lekcje. W książce jest napisane chyba, że był jeden taki przypadek. Ale po latach okazało się, że ten chłopiec był cenionym konstruktorem czegoś tam, a do tego potrafił czytać (bo sam się nauczył), bo było mu to potrzebne do czytania artykułów związanych z jego pasją.
Neill pisze, że pewnie powieści nigdy nie przeczyta, ale po co miały to robić? Przecież to mu do szczęścia niepotrzebne
)
A tu fragment książki pokazujący, co tak naprawdę liczy się w życiu (również w pracy) i w relacjach międzyludzkich:
"Ci, którym ta idea wolności jest obca, będą się zastanawiać, co to za zwariowane miejsce, w którym dzieci bawią się cały dzień, jeśli mają na to ochotę. Wielu z dorosłych mówi: Jeśli posłano by mnie do takiej szkoły, to nigdy bym niczego nie zrobił. Inni mówią: Takie dzieci będą się czuły głęboko upośledzone, jeżeli przyjdzie im konkurować z dziećmi, które musiały się uczyć.
W tym miejscu przychodzi mi na myśl Jack, który opuścił szkołę w wieku siedemnastu lat, aby rozpocząć pracę w fabryce budowy maszyn. Pewnego dnia wezwał go do siebie dyrektor.
- Jesteś chłopakiem z Summerhill – powiedział. – Ciekaw jestem, jakiej teraz masz zadanie o tego rodzaju wykształceniu, gdy znalazłeś się wśród chłopaków z tradycyjnych szkół. Załóżmy, że miałbyś ponownie wybierać, poszedłbyś wówczas do Eton czy do Summerhill?
- Oczywiście, że do Summerhill – odparł Jack.
- Ale co ona takiego daje, czego nie dają inne szkoły?
Jack podrapał się po głowie.
- Czy ja wiem – powiedział wolno – Myślę, że daje poczucie całkowitej wiary w siebie.
- Tak – powiedział poważnie dyrektor. – Zauważyłem to, gdy wszedłeś do pokoju.
- O rety! – roześmiał się Jack. – Przepraszam, jeśli zrobiłem na panu takie wrażenie.
- Podoba mi się to – powiedział dyrektor. – Zwykle ludzie, których do siebie wzywam, denerwują się i wyglądają nieswojo. Ty wszedłeś tu, jakbyś był mi równy.
Ta opowieść pokazuje, że wykształcenie samo w sobie nie jest tak ważne jak osobowość i charakter. Jack oblał egzaminy na uniwersytet, ponieważ nienawidził uczenia się z książek. Ale brak jego wiedzy z esejów Lamba czy języka francuskiego nie upośledził go życiowo. Obecnie jest odnoszącym sukcesy inżynierem."