Autor Wątek: Czego mężczyźni oczekują od kobiet i wzajemnie :))  (Przeczytany 47100 razy)

Blackrose

  • Wiadomości: 1 330
  • Płeć: Kobieta
  • Access Bars, psychoterapia, masaże, uzdrawianie duchowe
  • Status: Zaawansowany
[#]   « 2012-12-18, 23:01:37 »
Clint,

wiem, że bardzo często tak się nie da. U mnie to wynikało raczej ze zwątpienia, aniżeli z akceptacji. Po prostu starałam się nie zafiksować na tych pragnieniach i dawałam sobie możliwosci życia pomimo przejmującego poczucia samotności. Wiedziałam, że i tak mogę zajmować się rozwojem, poszukiwać, wdrożyć się w pracę. To mi dawało w jakimś stopniu ulgę. Chciałam się przydać społecznie, wejść w życie z ludźmi, wolontariat. Nie byłam w stanie wciąż pracować nad tematem bliskości, wkręcać się i obsesyjnie myśleć o tym czego mi brak. Rozbijanie siebie na kawałki, traumy stało się po prostu mechaniczne i nudne. Lepszym było dla mnie dawanie modlitw w temacie i "zapominanie" - tak, aby mogło się cokolwiek zadziać do przodu. Obsesje bowiem nic nie pomagały i nakręcałam się tematem, brakiem seksu, miłości. A gdy nakręcam się brakiem, to wiadomo, że tego nie mam i nie będę miała. Gdy już się tym przyciaganiem faceta doszczętnie zmęczyłam, powiedziałam, że mam to gdzieś. Będzie to będzie, nie będzie to nie będzie. Nadzieja pozostała w tym wszystkim, jednak skkoncentrowałam się na studiach, siedziałam na stażu, kreowałam sobie pieniądze. Pomyślałam - no kurde przecież się nie zabiję dlatego ,ze nie mogę znaleźć sobie odpowiedniego faceta, a z przypadkowymi to mi się nie chce w nic angażować.

Pogodzenie się z czymś wynikające z bezradności różni się od akceptacji. U mnie to pogodzenie się było równe osłabieniu presji - dlatego kreacja jakoś przeszła. Rozumiem, wydaje mi się dość dobrze w jakim stanie emocjonalnym możesz być, gdy tęsknota przerasta. Piszę Ci co u mnie zadziałało, nie wiem czy to dobra recepta dla Ciebie. Nie rezygnuj z uzdrawiania, skupiaj się bardziej na tym co posiadasz, masz, niż na tym czego jeszcze nie mogłeś doświadczyć.


W relacji związku, super ważne jest pozwalanie sobie na działanie, swobodę, realizację zainteresowań. W pewnej chwili myślałam sobie, że nie mogę nawet wymagać od potencjalnego partnera, aby się rozwijał i robił to co ja. Powiedziałam, że wystarczyłoby mi nawet, gdyby on po prostu akceptował to co ja jem i pozwalał mi medytować ;)
Gdy schodzą presje, automatycznie dostaje się więcej i więcej.

A w ogóle najlepsze jest to, gdy powierzy się Bogu wybór partnera. Ostateczna rezygnacja (u mnie w poczuciu bezradności) z oczekiwań i powierzenie Bogu kreacji mojego związku opłaciła się ;)

Clint

  • Wiadomości: 2 541
  • Płeć: Mężczyzna
    • Boski Spokój
  • Łukasz Kubiak - https://boski-spokoj.pl/
  • Status: Uzdrowiciel
[#]   « 2012-12-18, 22:30:54 »
Poruszył mnie post BlackRose, a dokładniej kwestia odpuszczenia sobie. Chciałbym wiedzieć jak sobie odpuścić. Nie potrafię tego zrobić. Nawet jak się nastawię na cieszenie się z tego co jest i przyjmowanie związku w swoim czasie (czyli wg pś w dalekiej przyszłości) to prędzej czy później wraca do mnie ból bycia samemu.

Ostatnie kilka miesięcy było bardzo udane pod tym względem, gdzie skupiłem się na sobie i poczułem, że nie muszę niczego uzależniać od związku - byłem gotowy czekać na odpowiedni czas i cieszyć się codziennością. No, ale to i tak wróciło - poczułem potrzebę jakiegokolwiek działania, a potem ten cholerny ból, który muszę znosić od tak dawna.

Męczy mnie patrzenie na szczęśliwe, wtulone w siebie pary. Nie rozumiem dlaczego oni mają siebie nawzajem, a ja nie mam nikogo. To jest okrutne.

Zresztą nieważne. Ja chce po prostu nie czuć tego bólu, tej pustki. Nie potrafię się tego pozbyć. To ciągle wraca. Mogę się wypełniać miłością, nastrajać optymistycznie, itd. I jest dobrze, ale tylko do czasu. W kółko i w kółko ten przeklęty ból wraca, a ja znowu cierpię, znowu płaczę i znowu piszę o tym samym na forum. To jest jakiś przeklęty krąg, z którego nie widzę wyjścia. Czekam tylko na ten upragniony związek, który by mnie uwolnił od tych tortur.

Co ja mam zrobić, aby odpuścić sobie tak porządnie i skutecznie? Może mógłbym się skupić na czymś innym, ale moje życie jest na razie jałowe, ledwie poprzetykane krótkimi okresami ciekawego czasu.

Nie wiem już co mógłbym zrobić innego niż to co robiłem do tej pory. Chyba zostaje mi jedynie zaakceptować to cierpienie i czekanie, aż się pewne rzeczy pouzdrawiają. Czuje żal do siebie, że odszedłem tak daleko od miłości i teraz muszę to wszystko znosić. Chciałbym móc przesunąć czas do momentu, kiedy największe problemy mam już z głowy.

Jolanta 16

  • Wiadomości: 710
  • Płeć: Kobieta
  • Status: Poszukujący
[#]   « 2012-12-18, 17:51:59 »
Ja sie ciesze, ze moj maz mi nie zakazuje mojego rozwoju, nie wysmiewa,nie utrudnia itd. Nie moge z nim porozmawiac na te tematy, ale on wie, ze ja sie rozwijam i chyba mu to imponuje.
Wspolnie zyjemy i wspieramy sie w codziennosci- dzieki mojemu innemu spojrzeniu udaje mi sie duzo sytuacji uratowac i mysle, ze brak paniki duzo zmienil nasze zycie.
Wczesniej bylam bierna - teraz moje pozytywne nastawienie ode mnie bije i udziela sie wszystkim. Nie mam depresyjnych nastrojow- kiedy nie chcialo mi sie nic wiecej od zycia.
Sa sytuacje- kiedy mowie....jeju przestan krakac- nie ulatwiasz mi!!!! ...i wtedy on sie mnie slucha. Mysle, ze to proces...ale pozwala mi na wszystko...bo zalezy mu na moim szczesciu i to jest super partner...kiedy patrzysz w oczy i widzisz milosc. Zreszta im wiecej ja sama sie kocham- tym lepiej nam sie uklada. :))))

kinga roszczyniała

  • Wiadomości: 903
    • www.czysteswiatlo.com
  • Kinga Roszczyniała, www.czysteswiatlo.com (konsultacje,analizy,wypalanie węzłów,sesje regresingu)
  • Status: Terapeuta
[#]   « 2012-12-18, 16:50:04 »
Clint, dokładnie :)
Mój rozwój duchowy to moje całe życie, to moja pasja, to moja praca, to praktycznie moja każda chwila w ciągu dnia. Mając przy boku osobę, która odczywa i myśli podobnie o wiele przyjemniej i łatwiej jest iść przez życie, bo jest wrażenie (to chyba nie tylko wrażenie :)), jakby druga osoba cały czas wzmacniała te pozytywne aspekty, które sama w sobie i w swoim życiu ja chcę rozwijać :).

Blackrose

  • Wiadomości: 1 330
  • Płeć: Kobieta
  • Access Bars, psychoterapia, masaże, uzdrawianie duchowe
  • Status: Zaawansowany
[#]   « 2012-12-18, 16:18:35 »
Moje oczekiwania wobec mężczyzn od wczesnych nastoletnich lat oceniałam jako wygórowane. Miałam przekonanie, że bardzo trudno mi będzie znaleźć chłopaka zajmującego się duchowością – szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że żyłam w mocno katolickim mieście. Moje wyobrażenia dość szybko pokryły się z rzeczywistością, bowiem, relacje z chłopakami sprowadzały się do nieudanych randek lub do sytuacji opędzania się od wyjątkowo obcych dla mnie osób. Im bardziej brnęłam w duchowość i silniej miałam poczucie, że to jedna z najważniejszych dla mnie spraw, tym trudniej mi było kogoś spotkać. Nie powiem, że nie było mną zainteresowania. Spotykałam się zarówno z "ociemniałymi" jak i takimi, którzy się rozwijali, głównie z grona regresingu. Jednak zawsze to nie było to, co wynikało z mojej niedojrzałości i niekonkretnego określenia o co i o kogo mi chodzi. Nie da się stworzyć niczego sensownego gdy dominuje tyle odrzucenia i smutku wobec siebie.

Warto oczyszczać podświadomość z nagromadzonego napięcia, wyobrażeń, wtedy jest szansa, że to co pozytywne stanie się konkretne i przybierze na sile i znaczeniu. Mijały lata, a ja coraz bardziej wątpiłam i czułam się zagubiona. Miałam wrażenie, że jestem w jakiejś sekcie i mogę/potrafię kontaktować się wyłącznie z osobami, z którymi da się porozumiewać specjalnym szyfrem. Inni ludzie przestawali się dla mnie liczyć, byli dla mnie innym światem, do którego wpadałam przypadkiem – chociażby dlatego, że musiałam chodzić do szkoły. Nudzili mnie chłopcy nie zajmujący się tym samym co ja – ezoteryką, duchowością. To był mój sposób na życie, moje hobby, główny cel. Był czas, że nie potrafiłam odmawiać, brakowało tej asertywności. Do czasu, gdy jeden adorator w liceum zapytał mnie – kiedy Ty porzucisz te głupoty, którymi się zajmujesz i założysz rodzinę, dzieci....? Czuję się przy Tobie jak napalony zwierzaczek. Wtedy poczułam do niego takie obrzydzenie, że wrzasnęłam na wiadukcie, aby dał mi spokój i odp***** się. To było przełomowe, gdy zdałam sobie sprawę, że nie jestem w stanie zmusić się do związku z osobą....nazwijmy to niewtajemniczoną w praktyki duchowe. Zaczęłam intensywniej poszukiwać w gronie duchowiaków. Miałam wybitne szczęście do regreserów, w sumie tak pozostało do tej pory. Około 17 roku życia rozpoczęłam modlitwy o jak najlepszego dla mnie partnera. Zestaw cech, które powinny były go charakteryzować był niezwykle długi i złożony. Zbyt trudny jak na modlitwę. Wtedy tego jeszcze nie rozumiałam. Posługiwałam się slangiem, prostą rozmową, aby wytłumaczyć Bogu kogo ja właściwie chcę. Mijały lata, a mnie wciąż tylko wywalało, robiło się masakrycznie ciężko, nie tylko w tematach związkowych. W wieku 23 lat zwątpiłam w powodzenie jakiegokolwiek związku z moim udziałem. Przewertowałam całe życie i stwierdziłam, że miałam kilkanaście okazji do stworzenia związku, ale zawsze mi coś nie pasowało. Zawsze było jakieś, ale. Ciężkie wydarzenia życiowe sprawiły, że dojrzałam. Zajebiście dojrzałam. Chciałam silnego faceta, silnego psychicznie, którego nic nie zaskoczy i nie złamie.

Moje modlitwy stały się wówczas bardzo krótkie. „Boże, Ty wiesz kogo ja potrzebuję”,”Chciałabym patrzeć w jego oczy i po prostu wiedzieć”,”Nie chcę mu nic tłumaczyć, nie chcę go przekonywać”,”Niech on po prostu wie”,”Chciałabym, aby ta osoba mnie kochała i rozumiała oraz, abym ja ją kochała i rozumiała”. Dla pojęcia „zrozumienie” poświęciłam wiele czasu. W tym zawierała się harmonia, wzajemnie pociąganie, miłość, wyrozumiałość, dobroć, wspólne cele. Dodatkowo odpuściłam. Jeżeli miało dla mnie nie być takiej osoby, to trudno. Pożegnałam się z wizją związku. Przestałam go pragnąć, jednocześnie żałując, że w przeszłości nie zrobiłam „czegokolwiek” z kimś przypadkowym, aby zdobyć intymne, bliższe doświadczenie. Następnie dużo sobie przebaczyłam i zaczęłam bardziej radować się codziennością. Tak jakbym się pogodziła - że może związki to nie dla mnie.

I o dziwo. Potem mi się wykreowało. Wykreowała mi się bardzo miła niespodzianka.

Jakie są moje wnioski -

- Dojrzeć i poznać siebie.
- Kochać siebie, lubić i szanować.
- Modlić się tylko w pozytywnym stanie emocjonalnym. W takim w jakim bylibyśmy podczas spotkania z wymarzonym partnerem.
Z mojego doświadczenia wynika, że momentami prosiłam o partnera takiego samego jak ja, będąc w depresji. Dostałam więc osobę o prawie identycznych traumach i doświadczeniach. Co innego spotkać bliźniaczą duszę - z którą można sie uzupełniać, co innego spotkać bliźniaczy płomień, który będzie taki sam w doświadczeniach, odczuwaniu, problemach - i wcale nie musi to wynikać z naturalnej harmonii.
- Przepracować neurotyzm i wzorce odrzucenia - z tym to jak z zapałką w lesie, cudem byłoby kogokolwiek znaleźć.
- Dać sobie na luz. Odpuścić i pozwolić wyższej inteligencji działać.
- Zajmować sie życiem, wyłazić i poznawać ludzi. Rzadko zdarza się tak, że idealny partner zagada na forum :>
- Robić z całego serca to co się kocha, mimo wszystko. Tylko będąc w stanie miłości i zadowolenia można przyciągać do siebie to samo.

"A jak tak sobie spojrzę, to właśnie harmonia w tej kwestii jest chyba najpiękniejszą rzeczą, jaka może być w związku. Wzajemne wsparcie w rozwoju, inspirowanie się, wspólne tematy do rozmowy, zrozumienie na najgłębszym poziomie - to są piękne sprawy i w takim przypadku jakaś tam rozbieżność zainteresowań czy innych pierdół nie robi takiej wielkiej różnicy, bo jest wspólnota w tym co dla nas najważniejsze i najcudowniejsze w naszym życiu." Dokładnie ;)

Clint

  • Wiadomości: 2 541
  • Płeć: Mężczyzna
    • Boski Spokój
  • Łukasz Kubiak - https://boski-spokoj.pl/
  • Status: Uzdrowiciel
[#]   « 2012-12-18, 12:56:31 »
Cytuj
myślałam głównie o tym, by mój przyszły partner harmonizował ze mną pod względem duchowym, by jego droga była taka sama jak moja, by rozwój duchowy był dla niego najważniejszy - tak jak dla mnie
Kinga, dzięki za przypomnienie o tej istotnej kwestii - dla mnie to od dawna było bardzo ważne, ale zacząłem o tym zapominać, chyba nie wierząc że mogę trafić aż tak dobrze :P

A jak tak sobie spojrzę, to właśnie harmonia w tej kwestii jest chyba najpiękniejszą rzeczą, jaka może być w związku. Wzajemne wsparcie w rozwoju, inspirowanie się, wspólne tematy do rozmowy, zrozumienie na najgłębszym poziomie - to są piękne sprawy i w takim przypadku jakaś tam rozbieżność zainteresowań czy innych pierdół nie robi takiej wielkiej różnicy, bo jest wspólnota w tym co dla nas najważniejsze i najcudowniejsze w naszym życiu.
« Ostatnia zmiana: 2012-12-18, 13:05:49 wysłana przez Clint »

poledwica

  • Wiadomości: 385
  • Płeć: Kobieta
  • Status: Obserwator
[#]   « 2012-12-18, 10:30:42 »
Ja też nie miałam wielu zwiazków:) Pzreszłam troche horroru z mężczyznami - pamietam jak na przełomie podstawówki - liceum, mialam potworne powodzenie u mężczyzn, niejedna kobieta bylaby zadowolona jednak dla mnie był to naprawde koszmar. Ci meżczyzni z nieba spadali, przyjezdzali z innych szkół miast, prosto do mnie. W zwiazku z powyższym byłam zawsze punktem ogromnej zawisci, nienawisci, zazdrosci wsrod kobiet.
Ze wszystkimi chciałam żyyć w zgodzie nie rozumiałam tego (dziewczyny ciagle snuły jakieś straszne inrygi, wymyslały coś z czego można było mnie poniżyc przed tymi mężczyznami) W tedy w ogóle nie było mi nawet w głowie miłosci - zwiazki(chciałąm sie rozwijać, zajmować swoimi sprawami - oni wszyscy mi tylko ciagle w tym przeszkadzali - jak strażnicy). Nosiłam w sobie głębokie przekonanie, że ładna kobieta - to głupia, a ja za taka nie chciałam byc brana (bardzo ceniłam sobie mądrość)Od tamtej pory zaczełam karać swoją kobiecośc- przeklinać ją. Chciałam być brzydka (zreszta nie uważałam siebie za piekność) ale mądra.


Co do mężczyzn to w ogóle nie miałam okreslonego czego oczekuje i to własnie był problem. Chciałam tylko by był, bym czyła sie ważna i potrzebna - nic poza tym. A tyle, że pragnełam by był wysoki i elegancki (jak tata). Takiego też przyciagnełam, prócz tego był narcyzem, potrafił wyjść i wrócić po kilku dniach, pił, ciagle grał. Brakowało mi wielu rzeczy wspólnie spedzanego czasu, zainteresowań, rozmów idt. Wiedziałam, że ten mężczyzna nie jest dla mnie, ale głębokie przekonanie, że na nic wiecej nie zasługuje i wpajane przez matke, że jak sobie tak wybrała to musze być odpowiedzialna za swoje decyzje - zresztą kto mnie z dzieckiem weźmie.

Bóg wtedy mi pomógł, bardzo drastycznie, ale inaczej by sie to niestało - zakończył sie zwiazek, I teraz dziekuje za to Bogu.
Co do oczekiwan narazie jest:))
1. By mnie Kochał (taka jaka jestem), akceptawał i szanowaŁ.
2. Zadnego mamusi synka, gdzie matka będzie mnie wpedzać w poczucie winy, że jej synuś musi się ładnie ubierać i tzreba o niego dbać, aut od razu.
3. Nie wyobrażam sobie teraz zwiazku w którym mężczyzna zabraniałby czy miał jakieś pretensje, ze sie rozwijam (najlepiej by on sam to robił, lecz chyba trochę mało tych mężczyzn i wszyscy młodo zaczynają 20-25 lat)
4. Musze się czuc przy nim bezpieczna( chodzi mi tu głownie o stabilizacje osobowosci, niczym głopim mnie nie zaskoczy)
5. Musi być samodzielny i zaradny ( sam ponosi odpowiedzialnośc za swoje czyny)
6. Ambitny, madry i inteligentny:)
7. Musi być konsekwentny i stanowczy.

Na razie tyle co mi przychodzi do głowy, co do wyglądu - nie może być w konflikcie z fryzjerem, woda, mydłem, nożyczkami i maszynką do golenia:))

kinga roszczyniała

  • Wiadomości: 903
    • www.czysteswiatlo.com
  • Kinga Roszczyniała, www.czysteswiatlo.com (konsultacje,analizy,wypalanie węzłów,sesje regresingu)
  • Status: Terapeuta
[#]   « 2012-12-18, 08:27:42 »
no a w drugą stronę, czego drogie panie oczekujecie od facetów? :)

Ja sobie właśnie uświadomiłam, że jeszcze będąc nastolatką nie rozwijającą się duchowo, miałam bardzo jasną wizje tego czego chcę od związku i partnera. W życiu miałam tylko dwa związki partnerskie, jeden bardzo wiele lat temu i drugi, który trwa do dziś. Częściowo wynikało to z mojej nieśmiałości, a częściowo z tego, że gdy mając 13-16 lat moje koleżanki zaczęły tworzyć pierwsze bliskie relacje, mnie było szkoda czasu i energii na coś, co i tak wiedziałam, że za długo nie potrwa ;p. Ta świadomość była w opozycji do moich innych intencji – silnej chęci mnożenia doświadczeń seksualnych, ale powiedzmy że sobie jakoś z tym poradziłam przez kilka lat ;).
Pamiętam, że gdy zrezygnowałam z pierwszego związku  (10 lat temu) i przygotowywałam się do wejścia w kolejny myślałam głównie o tym, by mój przyszły partner harmonizował ze mną pod względem duchowym, by jego droga była taka sama jak moja, by rozwój duchowy był dla niego najważniejszy - tak jak dla mnie. Było to dla mnie ważne, bo właśnie tego najbardziej brakowało mi w poprzedniej relacji. Miałam jakieś tam inne oczekiwania (nawet co do wyglądu ;)), ale to było mniej istotne. Uznałam, że jak dla ukochanego Bóg będzie tak samo ważny jak i dla mnie, to będzie wszystko dobrze : ). Teraz z perspektywy wielu lat, cieszę się, że tak bardzo „upierałam się przy swoim”, bo wiele oczekiwań z którymi weszłam w związek odpadło (nie były moje), niektóre się zmieniły,  ja się zmieniłam, a mój partner zmienił się razem ze mną. Jedno co się nie zmieniło to moja silna intencja do rozwoju, do pogodzenia ze sobą i Bogiem,  którą tylko partner wzmocnił, wzmacniając w moim życiu jego pozytywne efekty.
Moim zdaniem ważne jest mieć jasność na czym nam w tak bliskiej relacji zależy i co byśmy chcieli mieć : ).

Leszek.Zadlo

  • Wiadomości: 10 566
  • Płeć: Mężczyzna
    • Cuda Ducha
  • Leszek Żądło - regresing, huna, radiestezja, rozwój duchowy, uzdrawianie duchowe
  • Status: Ekspert
[#]   « 2012-12-18, 03:18:18 »
Z moimi oczekiwaniami wobec kobiet było tak:
Kiedy wybierałem sobie mame na to wcielenie, to miała być przede wszystkim ładna. Reszta się dla mnie wtedy nie liczyła. Ale już po roku zorientowałem się, że ładna to nie wszystko. I z rozpaczy chciałem umrzeć. Nie udało się.
Potem miała być ładna i miła. Byłem zakochany, ale ona wolała innego. I dobrze, bo żeby zaspokoić jej potrzebę posiadania trojki dzieci, to się nie nadawałem.
Kolejny mój pomysł polegał na tym, że dziewczyna powinna mnie kochać i być we mnie wpatrzona jak w obrazek. Nawet taka była, tylko jej się bałem. Po latach pojąlem, że to był lęk karmiczny.
Wreszcie doszedłem do wniosku, że kobieta powinna mi się podobać i mieć podobne do moich zainteresowania (w tym seksualne). No i być na poziomie inelektualnym. Jako racjonalista miłość wtedy wykluczałem. Po latach zrozumiałem, że wykluczenie miłosci wiązało się z wzorcami DDA, a nie z racjonalizmem :)
Poznałem taka kobietę, która zrobiła na mnie wrażenie i ozeniłem się z nią. Zakładałem wtedy, że skończę studia, dorobię się, a potem sobie zrobimy dwójkę dzieci. Wszystko jednak zaczęło iść nie tak, kiedy ona poczuła, że już, natychmiast, musi zajść w ciążę. Nie czułem się gotowy do roli ojca. I... nadal się nie czuję :) Lecz wtedy nie wiedziałem, że karmę rodzica mam przerobioną na 100%, więc mnie to już nie bawi i że realizując się w roli ojca, nie mógłbym dojść tu, dokąd doszedłem. A więc "coś" nade mną czuwało. :)
W wyniku rozdźwięku w celach związku i celach życiowych rozwiedlismy się. I to była bardzo dobra decyzja, bo dziś nam się tak wszystko rozjechało, że prawie nie mamy o czym rozmawiać. Dziś interesuje nas zupełnie co innego.
Kilka lat odpoczywałem od kobiet i ich presji. No ale przyszedł czas, że temat zaczął mnie interesować. Tym bardziej, że moje karmiczne partnerki zaczynały właśnie dojrzewać i interesować się mną. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że to są partnerki karmiczne, przyciągane na zasadzie starych kontraktów. I nie zakłądałem, że te związki zakónczą się w chwili dopełnienia tego, co było karmicznym niespełnieniem.
Modliłem się o najlepszą kobietę, jaką ma dla mnie Bóg i... przyciągałem partnerki karmiczne. Takie, na jakie byłem otwarty i gotowy. Traktowałem je jako dary od Boga, choć czasami miewałem wątpliwości na samym początku, czy do końca do siebie pasujemy. A jak ja ich nie miałem, to one miały. Tym niemniej udało mi się stworzyć kilka fajnych związków, w których nastąpił duży rozwój. I mój, i ich.
Po kilku takich wymodlonych związkach zacząłem się zastanawiać, co ze mną jest nie tak, że przyciągam kobiety, które nie do końca mi pasują? Choć było coraz lepiej.
Wreszcie zrozumiałem, ze brak mi było założenia, iż w związku ma być harmonia. No i wtedy przyciągnąłem partnerkę o bardzo dużej harmonii. Jednak i to nie było jeszcze to, co być powinno. Zano w okazało się,że to dopełnienie czegoś, co się nie skończyło w poprzednich żywotach.
Potem sama się do mnie zgłosiła moja pierwotna połówka. Wtedy poczułem, co znaczy harmonia na bardzo głebokim poziomie. Te odczucia i wizje pokAZYWAŁY,ŻE TO ZUPEŁNIE INNA JAKOŚĆ ZWIĄZKU. Niestety, po jakimś czasie okazało się, że tej doskonałej harmonii nie ma obecnie, a moje odczucia pochodziły z Aniołkowa i były tylko pamięcią tamtego stanu, do którego nie bardzo udaje się obecnie nawiązać w wyniku długotrwałej indywidualizacji.
To mną potrząsnęło i zacząłem myślec, na czym polegają moje błedy w podejściu do kobiet.
W rozważaniach pomogło mi spotykanie kobiet, które mi pokazywały, co jest fajne w kobietach i na co warto zwrócić uwagę.
Najpierw poznałem dziewczyne, która mnie zafascynowała. Uroda, inteligencją, zainteresowaniem i poziomem rozwoju duchowego. Wydawała mi się ideałem kobiecości, a jednak.... Podświadomośc  uparła się, że ona jest głupia. W sesji wyszło, że to ja byłem głupi odrzucając ją kilka razy w róznych wcieleniach, bo nie pochodziła z mojej linii aniołków. ALe harmonię miałła ze mną większą niż moje wyindywidualizowane połówki! 
Potem spotkałem kobietę mądrą, miłą, piękną, delikatną i ... przy tym wszystkim zdecydowaną, wiedzącą, czego chce. Z jednej strony poczułem fascynację, ale z drugiej podświadomosć powiedziała mi, że takie są nudne. Miałem teraz na podświadomosc konkretnego haka i wiedziałem, co mam dalej robić. Co docenić, a od czego się uwolnić.
Potem zacząłem sobie przypominać przyjemne wspomnienia z róznych związków. Tu zaznaczę, że jeśli chodzi o wspomnienia związków, to one ewoluowały. Najpierw pojawiały się związki "trudne", w których było dużo konfliktów, nieporozumień i obciązeń karmicznych do odreagowania. Czasami spotykałem kobiety, które robiły na mnie pozytywne wrażenie, które czułem jako miłe karmicznie, ale nic między nami nie iskrzyło.
I wreszcie zacząłem spotykać takie dziewczyny, które mi się bardzo dobrze kojarzyły karmicznie, a przy tym reagowały na mnie zainteresowaniem. Przy jednej z nich zrozumiałem, czego mi brakowało w moich dotychczasowych związkach:
Wzajemnego zachwytu, wzajemnego uwielbienia. I wiary, że to, co nas spotyka, jest dla nas najlepsze.
Przypomniało mi się, ze ta dziewczyna (jako moja żona) tak miło potrafiła mnie zachęcać do wszystkiego, A przy tym nigdy nie narzekała, zawsze była zadowolona z tego, co sie działo. I zawsze okazywała, jak bardzo mnie kocha. W tej sytuacji pewna rozbieżność celów nie miała najmniejszego znaczenia. W tym zyciu raczej nie mamy szans stworzyć związku, gdyż nawet nie potrafilibysmy się dogadać w żadnym znanym nam języku. No i miedzy nami jest znaczna rozbieżnośc celów. Tym niemniej dzięki temu spotkaniu poprzeczka dla mojej ewentualnej przyszłej partnerki została postawiona bardzo wysoko. Myślę jednak, że nie zbyt wysoko, gdyż są kobiety, które deklarują, że chcą tworzyć raj na Ziemi :) A to już dobrze rokuje.
W moim odczuciu, najgorsze, co może zrobić kobieta facetowi, to narobić mu kłopotów i oczekiwać, ze on za nie będzie płacił. Tego nie znoszę. Dlatego odpowiednia dla mnie partnerka musi wiedzieć, czego chce i wierzyć, że sama potrafi to osiągnąć. Powinna też potrafić samodzielnie o siebie zadbać, żeby mi nie zawracać głowy sprawmi, które mnie w ogóle nie interesują. Z drugiej jednak strony wiem, ze przy odpowiednim podejściu mogłaby mnie nawet zachęcić do zakupów w sklepach z ciuchami :)
Powinna być "nieinwazyjna". To wiąze się z wysoką samooceną oraz  świadomością, że wszystko przychodzi we właściwym miejscu i we właściwym czasie.
Do tego lubię, żeby sobie z kobietą mądrze pogadać na interesujące nas wzajemnie tematy. Więc nie wyobrażam sobie, żeby moja partnerka nie interesowała się rozwojem duchowym.
Wyznaję zasadę, że jeśli w związku może mi być lepiej i przyjemniej niż samemu z soba, to czemu nie. Ale jeśli mialoby mi być gorzej, to na pewno nie.
W każdym związku musi być strefa wspólna i strefa odrębna. Trzeba to zaakceptować i nie próbować strefy odrębnej czynić wspólną, a strefy wspólnej odrębną. Osoby marzące o związku partnerskim często mieszają w tym zakresie. A to poważny błąd rodzący konflikty i nieporozumienia.

Pozostaje jeszcze kwestia reALIZACJI.
Wiedzieć, o co chodzi, to sprawa najważniejsza. Jednak trzeba też oczyścić podświadomość z negatywnych programów.
W moim przypadku musiałem najpierw uwolnić się od wmawianego mi przez setki wcieleń wyobrażenia, ze Bóg ma dla mnie taka a nie inną kobietę. I  ze ten rzekomy "dar od Boga" nie musi mi pasować. To tak, jakby Bóg był wobec mnie złosliwy. A to tylko były gry rodzinne mające na celu zapewnić koligacje i majątki. To sobie musiałem odreagować i wybaczyć skurczybykom, ktorzy dla własnych egoistycznych celow rujnowali moje zycie intymne. Przy okazji musiałem odpuścić sobie intencje, by być dobrym dla innych swoim własnym kosztem.
Łatwiej było puścić haremy, które miały być namiastkami raju na Ziemi dla kobiet - Aniołków. Kiedy uświadomiłem sobie, że im chodziło nie o raj, a o mnożenie emocji + finansowanie ich zachcianek, to łatwo odpuściłem.
Musiałem też odreagować sobie przez tysiące lat trwającą indoktrynację w poglądy, jak uszczęśliwić kobietę. W mojej podświadomosci były setki mądrości na ten temat przejętych od mężczyzn, którzy chwalili się, że doskonale rozumieją kobiety. Więc i mnie się wydawało, że je doskonale rozumiem. Tak doskonale, że nawet nie pytałem ich, czego naprawdę chcą?
No i na koniec przyszło mi uwolnić się od mechanizmu odganiania połówek za pomocą energetycznego atakowania ich spod korony.
Teraz spokojnie obserwuję, co jeszcze się wydarzy.
Jeśli taka kobieta, jakiej chcę, w ogóle istnieje, to na pewno ją przyciągnę. Jeśli nie istnieje, to nie zamierzam pchać się w kłopoty i starać "coś' zrobić z panią, która mi nie do konca pasuje. Mam ten komfort, że potrafię się czuć dobrze zarówno w związku jak i sam z sobą.
« Ostatnia zmiana: 2012-12-18, 03:44:31 wysłana przez Leszek.Zadlo »

carolieen

  • Wiadomości: 1 062
  • Płeć: Kobieta
    • www.openwings.pl
  • Karolina Kozielska, terapia WHH i Stanów Szczytowych, zebiegi węzłów karmicznych, www.openwings.pl,
  • Status: Uzdrowiciel
[#]   « 2012-12-18, 01:23:25 »
polędwica :D

no a w drugą stronę, czego drogie panie oczekujecie od facetów? :)
« Ostatnia zmiana: 2012-12-18, 01:30:18 wysłana przez carolieen »

Iustitia

  • Gość
[#]   « 2012-12-18, 00:15:03 »
Zawsze mnie to rozsmieszało, że kobiety próbowały wyciągnąć od facetów co oni sądzą na temat kobiet. Mężczyźni są jednak bardziej dojrzali-wystarcza im, że są:)

Lucjan

  • Wiadomości: 613
  • Płeć: Mężczyzna
  • Status: Obserwator
[#]   « 2012-12-17, 23:30:35 »
Pełna miłości ale bez emerytury raczej ;)

poledwica

  • Wiadomości: 385
  • Płeć: Kobieta
  • Status: Obserwator
[#]   « 2012-12-17, 18:50:12 »
Panie Leszku,
Kilkadziesiąt lat - to mnie Pan pocieszył:)) Dobrze, że od początku zaczynam pracę z tym tematem - do emerytury się wyrobię:))
Bedzie piękna starość pełna miłości:)))

Witek D.

  • Wiadomości: 1 939
  • Płeć: Mężczyzna
    • Dotykduszy.com
  • Witold Dopierała, regresing, analizy psychometryczne i duchowe. Zapraszam na http://dotykduszy.com/
  • Status: Regreser
[#]   « 2012-12-17, 17:53:19 »
Daniel
Oczekiwania przed związkiem, a nie w trakcie:) Czyli nie naginać daną osobę i dopasowywać ją do swoich wyobrażeń i oczekiwań jak już została poznana, a ustalić cechy o które chodzi przed jeszcze. Szybka kawa na ławę o co dwóm osobom chodzi, zanim jeszcze zaczną związek. Wtedy nie ma manipulacji, bo oczekiwania (czego się chce od tego związku) są wzajemnie znane.

Daniel

  • Gość
[#]   « 2012-12-17, 17:48:21 »
Mnie osobiscie coraz mniej kreci zastanawianie sie, jaka ma byc moja partnerka, bo to nosi znamiona manipulacji i oczekiwan - dwoch rzeczy, ktore skutecznie psuja zwiazki.

Bardziej skupiam sie na poznaniu i zrozumieniu siebie, tego czego tak naprawde ja chce i sposobu, w jaki mam to realizowac. Partnerka (w sensie bliskiej mi osoby) to dla mnie taka osoba, ktorej cele sa zgodne z moimi i dazy w tym samym kierunku co ja. Dzieki temu, nie mam przy sobie psa na smyczy ani klona, ktory zachowuje sie jak ja chce lub jak ja bym wymagal, ale zupelnie ciekawa, samodzielna, myslaca, rozna ode mnie ale w wielu aspektach podobna istote plci odmiennej: zupelnie nowa jakosc.

Mnie osobiście zrozumienie, czego chcę od partnerki, zajęło kilkadziesiąt lat.

Tak z ciekawosci Leszek, wykreowales sobie juz ta polowke? Ksiazka byla, artykuly byly, afirmacje byly, nawet duzy watek na starym CUD byl, ciekawi mnie jakie tego efekty?