Z moimi oczekiwaniami wobec kobiet było tak:
Kiedy wybierałem sobie mame na to wcielenie, to miała być przede wszystkim ładna. Reszta się dla mnie wtedy nie liczyła. Ale już po roku zorientowałem się, że ładna to nie wszystko. I z rozpaczy chciałem umrzeć. Nie udało się.
Potem miała być ładna i miła. Byłem zakochany, ale ona wolała innego. I dobrze, bo żeby zaspokoić jej potrzebę posiadania trojki dzieci, to się nie nadawałem.
Kolejny mój pomysł polegał na tym, że dziewczyna powinna mnie kochać i być we mnie wpatrzona jak w obrazek. Nawet taka była, tylko jej się bałem. Po latach pojąlem, że to był lęk karmiczny.
Wreszcie doszedłem do wniosku, że kobieta powinna mi się podobać i mieć podobne do moich zainteresowania (w tym seksualne). No i być na poziomie inelektualnym. Jako racjonalista miłość wtedy wykluczałem. Po latach zrozumiałem, że wykluczenie miłosci wiązało się z wzorcami DDA, a nie z racjonalizmem
Poznałem taka kobietę, która zrobiła na mnie wrażenie i ozeniłem się z nią. Zakładałem wtedy, że skończę studia, dorobię się, a potem sobie zrobimy dwójkę dzieci. Wszystko jednak zaczęło iść nie tak, kiedy ona poczuła, że już, natychmiast, musi zajść w ciążę. Nie czułem się gotowy do roli ojca. I... nadal się nie czuję
Lecz wtedy nie wiedziałem, że karmę rodzica mam przerobioną na 100%, więc mnie to już nie bawi i że realizując się w roli ojca, nie mógłbym dojść tu, dokąd doszedłem. A więc "coś" nade mną czuwało.
W wyniku rozdźwięku w celach związku i celach życiowych rozwiedlismy się. I to była bardzo dobra decyzja, bo dziś nam się tak wszystko rozjechało, że prawie nie mamy o czym rozmawiać. Dziś interesuje nas zupełnie co innego.
Kilka lat odpoczywałem od kobiet i ich presji. No ale przyszedł czas, że temat zaczął mnie interesować. Tym bardziej, że moje karmiczne partnerki zaczynały właśnie dojrzewać i interesować się mną. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że to są partnerki karmiczne, przyciągane na zasadzie starych kontraktów. I nie zakłądałem, że te związki zakónczą się w chwili dopełnienia tego, co było karmicznym niespełnieniem.
Modliłem się o najlepszą kobietę, jaką ma dla mnie Bóg i... przyciągałem partnerki karmiczne. Takie, na jakie byłem otwarty i gotowy. Traktowałem je jako dary od Boga, choć czasami miewałem wątpliwości na samym początku, czy do końca do siebie pasujemy. A jak ja ich nie miałem, to one miały. Tym niemniej udało mi się stworzyć kilka fajnych związków, w których nastąpił duży rozwój. I mój, i ich.
Po kilku takich wymodlonych związkach zacząłem się zastanawiać, co ze mną jest nie tak, że przyciągam kobiety, które nie do końca mi pasują? Choć było coraz lepiej.
Wreszcie zrozumiałem, ze brak mi było założenia, iż w związku ma być harmonia. No i wtedy przyciągnąłem partnerkę o bardzo dużej harmonii. Jednak i to nie było jeszcze to, co być powinno. Zano w okazało się,że to dopełnienie czegoś, co się nie skończyło w poprzednich żywotach.
Potem sama się do mnie zgłosiła moja pierwotna połówka. Wtedy poczułem, co znaczy harmonia na bardzo głebokim poziomie. Te odczucia i wizje pokAZYWAŁY,ŻE TO ZUPEŁNIE INNA JAKOŚĆ ZWIĄZKU. Niestety, po jakimś czasie okazało się, że tej doskonałej harmonii nie ma obecnie, a moje odczucia pochodziły z Aniołkowa i były tylko pamięcią tamtego stanu, do którego nie bardzo udaje się obecnie nawiązać w wyniku długotrwałej indywidualizacji.
To mną potrząsnęło i zacząłem myślec, na czym polegają moje błedy w podejściu do kobiet.
W rozważaniach pomogło mi spotykanie kobiet, które mi pokazywały, co jest fajne w kobietach i na co warto zwrócić uwagę.
Najpierw poznałem dziewczyne, która mnie zafascynowała. Uroda, inteligencją, zainteresowaniem i poziomem rozwoju duchowego. Wydawała mi się ideałem kobiecości, a jednak.... Podświadomośc uparła się, że ona jest głupia. W sesji wyszło, że to ja byłem głupi odrzucając ją kilka razy w róznych wcieleniach, bo nie pochodziła z mojej linii aniołków. ALe harmonię miałła ze mną większą niż moje wyindywidualizowane połówki!
Potem spotkałem kobietę mądrą, miłą, piękną, delikatną i ... przy tym wszystkim zdecydowaną, wiedzącą, czego chce. Z jednej strony poczułem fascynację, ale z drugiej podświadomosć powiedziała mi, że takie są nudne. Miałem teraz na podświadomosc konkretnego haka i wiedziałem, co mam dalej robić. Co docenić, a od czego się uwolnić.
Potem zacząłem sobie przypominać przyjemne wspomnienia z róznych związków. Tu zaznaczę, że jeśli chodzi o wspomnienia związków, to one ewoluowały. Najpierw pojawiały się związki "trudne", w których było dużo konfliktów, nieporozumień i obciązeń karmicznych do odreagowania. Czasami spotykałem kobiety, które robiły na mnie pozytywne wrażenie, które czułem jako miłe karmicznie, ale nic między nami nie iskrzyło.
I wreszcie zacząłem spotykać takie dziewczyny, które mi się bardzo dobrze kojarzyły karmicznie, a przy tym reagowały na mnie zainteresowaniem. Przy jednej z nich zrozumiałem, czego mi brakowało w moich dotychczasowych związkach:
Wzajemnego zachwytu, wzajemnego uwielbienia. I wiary, że to, co nas spotyka, jest dla nas najlepsze.
Przypomniało mi się, ze ta dziewczyna (jako moja żona) tak miło potrafiła mnie zachęcać do wszystkiego, A przy tym nigdy nie narzekała, zawsze była zadowolona z tego, co sie działo. I zawsze okazywała, jak bardzo mnie kocha. W tej sytuacji pewna rozbieżność celów nie miała najmniejszego znaczenia. W tym zyciu raczej nie mamy szans stworzyć związku, gdyż nawet nie potrafilibysmy się dogadać w żadnym znanym nam języku. No i miedzy nami jest znaczna rozbieżnośc celów. Tym niemniej dzięki temu spotkaniu poprzeczka dla mojej ewentualnej przyszłej partnerki została postawiona bardzo wysoko. Myślę jednak, że nie zbyt wysoko, gdyż są kobiety, które deklarują, że chcą tworzyć raj na Ziemi
A to już dobrze rokuje.
W moim odczuciu, najgorsze, co może zrobić kobieta facetowi, to narobić mu kłopotów i oczekiwać, ze on za nie będzie płacił. Tego nie znoszę. Dlatego odpowiednia dla mnie partnerka musi wiedzieć, czego chce i wierzyć, że sama potrafi to osiągnąć. Powinna też potrafić samodzielnie o siebie zadbać, żeby mi nie zawracać głowy sprawmi, które mnie w ogóle nie interesują. Z drugiej jednak strony wiem, ze przy odpowiednim podejściu mogłaby mnie nawet zachęcić do zakupów w sklepach z ciuchami
Powinna być "nieinwazyjna". To wiąze się z wysoką samooceną oraz świadomością, że wszystko przychodzi we właściwym miejscu i we właściwym czasie.
Do tego lubię, żeby sobie z kobietą mądrze pogadać na interesujące nas wzajemnie tematy. Więc nie wyobrażam sobie, żeby moja partnerka nie interesowała się rozwojem duchowym.
Wyznaję zasadę, że jeśli w związku może mi być lepiej i przyjemniej niż samemu z soba, to czemu nie. Ale jeśli mialoby mi być gorzej, to na pewno nie.
W każdym związku musi być strefa wspólna i strefa odrębna. Trzeba to zaakceptować i nie próbować strefy odrębnej czynić wspólną, a strefy wspólnej odrębną. Osoby marzące o związku partnerskim często mieszają w tym zakresie. A to poważny błąd rodzący konflikty i nieporozumienia.
Pozostaje jeszcze kwestia reALIZACJI.
Wiedzieć, o co chodzi, to sprawa najważniejsza. Jednak trzeba też oczyścić podświadomość z negatywnych programów.
W moim przypadku musiałem najpierw uwolnić się od wmawianego mi przez setki wcieleń wyobrażenia, ze Bóg ma dla mnie taka a nie inną kobietę. I ze ten rzekomy "dar od Boga" nie musi mi pasować. To tak, jakby Bóg był wobec mnie złosliwy. A to tylko były gry rodzinne mające na celu zapewnić koligacje i majątki. To sobie musiałem odreagować i wybaczyć skurczybykom, ktorzy dla własnych egoistycznych celow rujnowali moje zycie intymne. Przy okazji musiałem odpuścić sobie intencje, by być dobrym dla innych swoim własnym kosztem.
Łatwiej było puścić haremy, które miały być namiastkami raju na Ziemi dla kobiet - Aniołków. Kiedy uświadomiłem sobie, że im chodziło nie o raj, a o mnożenie emocji + finansowanie ich zachcianek, to łatwo odpuściłem.
Musiałem też odreagować sobie przez tysiące lat trwającą indoktrynację w poglądy, jak uszczęśliwić kobietę. W mojej podświadomosci były setki mądrości na ten temat przejętych od mężczyzn, którzy chwalili się, że doskonale rozumieją kobiety. Więc i mnie się wydawało, że je doskonale rozumiem. Tak doskonale, że nawet nie pytałem ich, czego naprawdę chcą?
No i na koniec przyszło mi uwolnić się od mechanizmu odganiania połówek za pomocą energetycznego atakowania ich spod korony.
Teraz spokojnie obserwuję, co jeszcze się wydarzy.
Jeśli taka kobieta, jakiej chcę, w ogóle istnieje, to na pewno ją przyciągnę. Jeśli nie istnieje, to nie zamierzam pchać się w kłopoty i starać "coś' zrobić z panią, która mi nie do konca pasuje. Mam ten komfort, że potrafię się czuć dobrze zarówno w związku jak i sam z sobą.