Autor Wątek: Cechy urzeczywistnienia - różne pytania  (Przeczytany 24543 razy)

Wiking23

  • Wiadomości: 393
  • Płeć: Mężczyzna
    • c
  • Status: Obserwator
[#]   « 2017-09-28, 10:22:25 »


Naprawdę odczuwam dziką satysfakcję, gdy odkrywam, że kogoś nie lubię, nie muszę z nim rozmawiać, utrzymywać kontaktów, czy w jakikolwiek sposób się nim zajmować.
To dla mnie wielka ulga. Bo to oznacza, że mogę mieć gdzieś, co myślą o mnie inni i nie dostosowywać się do nikogo, tylko po prostu być sobą i zajmować się tym co lubię:)

http://is4.mzstatic.com/image/thumb/Purple111/v4/44/0b/36/440b36ab-ceb8-2257-74bb-d39bd71fdb57/source/1200x630bb.jpg :}



Ja ostatnimi czasy, odlubiłem wiele osób. A perypeti z tym co nie miara, bo mam bardzo mocne wzorce, i potrzeby wizerunkowe, i żeby być lubianym zawsze i wszędzie i przez każdego [Jakby to czy ktoś mnie lubi miało śmiertelne znaczenie dla mnie...]. I im bardziej przytomnieje, tym bardziej ogarniam jak wielką krzywdę sobie tym robiłem/robie, gdy odrzuca swoje własne odczucia, aby zagrać rolę w pozerstwo, aby ktoś poczuł się pozornie "dobrze" i "miło", ze sobą, i tym co robił/robi [krzywdzi innych w taki czy inny sposób], ale tacy najbardziej łakomi aby było "miło" (przedwszystki im).


Jeszcze dużo, nad tym będę musiał popracować, jeszcze tego zostało, chociaż teraz mniej więcej staram się być uważniejszym i bardziej świadomym i odchodzić od odrzucania siebie, aby realizować sadomasochistyczne wzorce - bo tak to chyba można nazwać - uciskać swoje odczucia, czyli ranić siebie, aby komuś, kto ma wszystko gdzieś było "milej". A tak odnośnie tych "cnotliwych" osób - to co zauważyłem, że robią to co robią, a oczekują wielkich rzeczy, często na zasadzie należy mi się, bo status, bo pozerstwo, bo wysokie mniemanie o sobie. Tacy trochę "urzędnicy" "państwowi" - niby z pozoru świeci, prawi i sprawiedliwi i w ogóle, a moralności, czy empatii tam nie uraczy się.


https://www.youtube.com/watch?v=V7UF1CH_IdE&feature=youtu.be&t=20s







"(...)Czaisz? Żaden z mych ziomów nie ustawia się na szachy.
Wiesz, ta sama tradycja - trochę inne czasy.
Nic prócz demokracji, nic nowego, nic.
Co bym robił, gdyby nie ta wolność słowa dziś?

Mógłbym palić i pić, mógłbym tak ja wszyscy tutaj.
Pijesz browar, wódkę, inne etykiety.
W lepszych ciuchach my. W lepszych butach.
Może trochę inne cele to pierwsze wolne pokolenie.
Skarzone PRL-em.(...) "


https://www.youtube.com/watch?v=r9mYlFthl2w

<Pezet  oczywiste :P - ten rym w abstrakcjach i koncepcjach! [chociaż przyznam że tamten kawałek Pippi był zajebisty]>



Fun fact - jak zaczynałem rozwój to chciałem być jak mistrzowie dalekiego wschodzi, słuchałem karunesha i relaksacyjny duchowej muzyki, a teraz gerard i pezet ;>

Facilite

  • Gość
[#]   « 2017-09-28, 01:54:12 »
Odpuściło też mojej mamie. Wyjaśniłam jej, dlaczego ciotki nienawidzę (po raz kolejny, ale tym razem dosadnie) i podpowiedziałam, że ciotce trzeba powiedzieć prawdę, czyli że mama nie jest mną, ani nie jest za mnie odpowiedzialna, więc się za mnie nie będzie wypowiadała, ani tym bardziej wstydziła (bo i nie ma czego).

Zapomniałam napisać, że powiedziałam też mamie, że owszem, mogę iść do ciotki, ale tylko po to, żeby zrobić to, co się jej należy, czyli plunąć jej w twarz i powiedzieć, co myślę o tym, jak traktowała swoją córkę (przede wszystkim) i mnie, gdy byłam dzieckiem (a na pewno nie byłyby to miłe słowa ;).
Mama wie, że nie rzucam słów na wiatr i że byłabym do tego zdolna ;), więc przyznała mi rację, że nie ma po odwiedzać chorej :)

Facilite

  • Gość
[#]   « 2017-09-28, 00:18:33 »
Ja mam ostatnio fazę (od dość dawna już) na nielubienie. Właściwie cały czas odkrywam siebie, co lubię, kogo lubię, a czego i kogo nie lubię.
Jest to bardzo ekscytujące, zwłaszcza że odkryłam (kiedyś to nie było dla mnie oczywiste), że nie muszę lubić wszystkich, a wszyscy nie muszą lubić mnie.
A nawet wręcz przeciwnie, nawet nie chciałabym, żeby mnie wszyscy lubili, bo to by znaczyło, że coś jest nie tak (że gdzieś tu jest fałsz, a fałszu nie cierpię), gdyby lubiły mnie osoby, z którymi mi zupełnie nie po drodze.
Lubię, gdy się czyny zgadzają ze słowami, a słowa z tym, co w duszy gra, dlatego cieszę się tym bardziej, im wcześniej ujawni się taka wzajemna awersja między mną a delikwentem ;)
Naprawdę odczuwam dziką satysfakcję, gdy odkrywam, że kogoś nie lubię, nie muszę z nim rozmawiać, utrzymywać kontaktów, czy w jakikolwiek sposób się nim zajmować.
To dla mnie wielka ulga. Bo to oznacza, że mogę mieć gdzieś, co myślą o mnie inni i nie dostosowywać się do nikogo, tylko po prostu być sobą i zajmować się tym co lubię:)

Tak samo ekscytuje mnie odkrywanie tego, co lubię. W kwestii ilości nie jestem wybredna. Tak sobie myślę, że wystarczyłoby mi chyba, gdyby mnie lubiła (tak naprawdę) tylko jedna osoba. I bardzo bym chciała (najbardziej), żebym to ja była tą osobą. Wtedy czułabym się spełniona :) Mogłabym być sama i czułabym się dobrze, i mogłabym być z ludźmi, których lubię i też czułabym się dobrze. Czyli niezależnie od sytuacji czułabym się dobrze :)
Naprawdę byłoby fajnie :)

Nie lubię matki mojego ojca. Nawet nie nazywam ja babcią. I nie mam najmniejszej ochoty polubiwać ani tym bardziej odwiedzać.

Ja mam wokół siebie dość sporo takich osób (kiedyś bliskich, lub takich które "powinny" być mi bliskie), których nie zamierzam polubiwać, ani tym bardziej odwiedzać. No bo jeśli kontakt z kimś nie przynosi mi nic dobrego, to po co?

Najbardziej jednak jestem dumna z tego, w jaki sposób poradziłam sobie z jednym z moich demonów - zależnością od rodziny, konkretnej rodziny mojej ciotki ze strony mamy.
Tak się składa, że ta ciotka jest moją chrzestną, a my byliśmy z nią i całą jej rodziną bardzo związani. Ciotka jest chodzącym koszmarem, MOIM chodzącym koszmarem. To totalnie fałszywa osoba, perfidna i nieczuła. Udaje wzór cnót, a dość powiedzieć, że waliła głową swojej córki w mur tak bardzo (i to nie raz), że ja z tego powodu do tej pory mam traumę (a córka zaliczyła psychiatryk). Oczywiście to nie wszystko, tylko jeden z jej licznych "wybryków".

No i ta ciotka w tym roku zachorowała śmiertelnie. Oczywiście wszyscy z rodziny (i nie tylko) odwiedzali ją na łożu śmierci, najpierw w szpitalu, a potem w domu. Ona mieszka we wsi, do której ja jeżdżę na lato, gdzie większość mieszkańców jest ze sobą (czyli też ze mną) spokrewniona. A więzy krwi liczą się tam bardzo. No i wywierano na mnie ogromną presję, żebym poszła ją odwiedzić. Dochodziło to do mnie przez mamę (która chciała mnie "wziąć" prośbą, groźbą oraz płaczem), bo mój kontakt z ludźmi na tej wsi jest baaardzo ograniczony.
W końcu ciotka wydobrzała na tyle, że zaczęła dzwonić do mamy (bo mama rzadko tam przyjeżdża) i pytać, dlaczego ja jej nie odwiedzę (a mieszka kilka domów dalej, więc miałabym blisko ;), skoro ona jest umierająca, a ja jestem jakby nie było jej córką chrzestną.
Oczywiście wzbudzała tym w mojej mamie takie mocne poczucie winy i wstyd, że ta o mały włos nie padła na zawał. Ja też przeżywałam to ogromnie. Nie mogłam normalnie funkcjonować za dnia (taka mała depresja), nie mogłam dobrze spać w nocy (śniła mi się ciotka i bynajmniej nie były to sny przyjemne) i było coraz gorzej.
A wszystko dlatego, że chciałam się przełamać i odwiedzić ją na tym łożu śmierci (a nie widziałam jej już około 10 lat), że nie zwracałam uwagi na to, że moje ciało się buntowało.
W końcu otrzeźwiła mnie wizyta kuzynki, jej córki, z którą się przyjaźnię. Pogadałyśmy o naszych problemach i doszło do mnie, co ja chciałam zrobić, że chciałam zmusić się do czego, co byłoby zadaniem gwałtu samej sobie!
W momencie odpuściło mi totalnie. Odpuściło też mojej mamie. Wyjaśniłam jej, dlaczego ciotki nienawidzę (po raz kolejny, ale tym razem dosadnie) i podpowiedziałam, że ciotce trzeba powiedzieć prawdę, czyli że mama nie jest mną, ani nie jest za mnie odpowiedzialna, więc się za mnie nie będzie wypowiadała, ani tym bardziej wstydziła (bo i nie ma czego).
Od tej pory mam spokój, choć nadal mieszkam na wsi rzut kamieniem od ciotki :)

Lilliole

  • Wiadomości: 1 657
  • Płeć: Kobieta
  • Status: Obserwator
[#]   « 2017-09-27, 18:00:31 »

A propos kochanej rodzinki - teraz jest u nas babcia męża, osoba bardzo kłótliwa (jest pokłócona z wszystkimi z rodziny, aprobuje tylko mnie i mojego męża) i ogólnie rzecz ujmując kłopotliwa (zresztą aktywna alkoholiczka).

O! Dobrze, że wspomniałaś. Bo już zaczęłam się upajać tym jak to ja wszystkim juz powypaczałam i wszystkich lubię.

Nie lubię matki mojego ojca. Nawet nie nazywam ja babcią. I nie mam najmniejszej ochoty polubiwać ani tym bardziej odwiedzać.

Lilliole

  • Wiadomości: 1 657
  • Płeć: Kobieta
  • Status: Obserwator
[#]   « 2017-09-27, 17:24:05 »
Fajna zmiana Liliolle:)

No :-)
Mam takich zmian w bliskich relacjach ostatnio. Z jednej strony to jest fajne, bo coś takiego powoduje, że moje życie jest przyjemniejsze. A z drugiej strony powoduje to moje zdezorientowanie i stres.
No bo skoro tak się myliłam, wydawało mi się, że rzeczywistość jest jakaś, a okazuje się, że jest inaczej. Rzeczy w które święcie wierzyłam i walczyłam o nie nie maja już takiego znaczenia i moje postrzeganie może się zmienić niemalże z dnia na dzień to czuję, że tracę grunt pod nogami.

Jeszcze niedawno pewnikiem było dla mnie, że nie da się uzdrowić mojej relacji z mamą, że nigdy nie będę czuła do niej miłości, najwyżej uprzejma obojętność. A tu nagle się uzdrawia. I czuję, że przy moich okropnych wzorcach z poprzednich wcieleń moja mama była dla mnie najlepszą możliwością. I że w kontekście naszej karmy i naszych wzorców nie była w stanie dać mi więcej. Zresztą ja i tak odrzucałam to co od niej. Uważałam, że od niej tylko złe może przyjść.
Kilka dni temu powiedziałam sobie, że przyjmuję wszystko co chciała mi dać a ja odrzuciłam. I poczułam, że to co przyszło jest dla mnie korzystne. Nic złego nie przyszło, bo ja przestałam uważać ja za złą. Bo przestałam uważać się za lepszą.

Czuję, że uzdrawia się moja relacja z ojcem. W sumie sama. Jakoś tak przychodzi coraz więcej przyjemnych uczuć. Kolejny stres. No bo jak to !? Bez mojej ciężkiej pracy? Samo?! Żadnych afirmacji, dekretów ?! A czy coś takiego może być trwałe?
Zastanawiam się czy może nie zrobić takiego samego procesu z ojcem? Przyjąć to co chciał mi dać a ja odrzuciłam? Ale się boję.
A co będzie jak przyjdzie coś fajnego? A ja święcie wierzyłam, że od niego to zupełnie nic. Że moja osoba mu, że tak powiem: zwisa.


Facilite

  • Gość
[#]   « 2017-09-27, 17:21:10 »
https://www.youtube.com/watch?v=8tpY2X2wWyQ

"Bywa że nie jestem szczery
Czasem zwyczajnie kłamię
Jestem próżny pazerny
Dbam tylko o swoje cztery litery
Bywam małostkowy
Cyniczny i bezduszny
Osądzam bez litości
Bez serca i miłości
Chciałbym być zawsze niewinny i prawdziwy
Chciałbym być zawsze pełen wiary i nadziei
Tak jak Bolek i Lolek
Tytus Romek i Atomek (...)"

Ja osobiście chciałabym być jak Pippi :D
<Pippi bije całą resztę ;p>

Facilite

  • Gość
[#]   « 2017-09-27, 17:15:27 »
Na ten moment widzę to tak, że takie poczucie pojawia się przy sporym skoku świadomości. Po prostu kolejny obszar nieświadomego staje się świadomy  i widzi się więcej.

Takie momenty są najlepsze :], w sensie że są obrzydliwe, i okrutne :}, ale oczyszczające bo otwierające dalszą drogę, nowe perspektywy :)

Bardzo budujące :)
Teraz już też tak to widzę (dzięki Wam), choć dla mnie to wszystko też nie jest łatwe.
Tym bardziej, że w ostatnim czasie dzieje się u mnie bardzo, bardzo, bardzo dużo. Ale też czuję, że mam tyle siły, żeby sobie z tym poradzić :)

A tak w ogóle to fajnie, że jesteś Facilite i że piszesz tu na forum. Dużo korzystam :-)

Lilliole,
to bardzo miłe (dla odmiany) poczuć się gdzieś chcianą :D

A propos kochanej rodzinki - teraz jest u nas babcia męża, osoba bardzo kłótliwa (jest pokłócona z wszystkimi z rodziny, aprobuje tylko mnie i mojego męża) i ogólnie rzecz ujmując kłopotliwa (zresztą aktywna alkoholiczka).
Kiedyś gdy do nas przyjeżdżała, nie dawałam rady wytrzymać z nią dłużej niż jeden dzień (musiałam wychodzić z domu, gdy ona tam była). Teraz widzę, że jej prowokacje nie robią już na mnie takiego wrażenia (a i ona mniej prowokuje), a poza tym bardziej niż kiedyś dostrzegam jej zalety. Bo tak to jest z prostymi, niewykształconymi ludźmi, że zazwyczaj są oni bliżej swoich uczuć niż tzw. intelektualiści.

ontoja

  • Wiadomości: 1 228
  • Płeć: Mężczyzna
  • Status: Obserwator
[#]   « 2017-09-27, 15:32:44 »
Fajna zmiana Liliolle:)

Lilliole

  • Wiadomości: 1 657
  • Płeć: Kobieta
  • Status: Obserwator
[#]   « 2017-09-27, 15:08:55 »

Takie momenty są najlepsze :], w sensie że są obrzydliwe, i okrutne :}, ale oczyszczające bo otwierające dalszą drogę, nowe perspektywy :)


Tak. Otwierają nowe perspektywy i możliwości, ale dla mnie są trudne.

Przykładowo jeszcze jakiś czas temu uciekałam od spotkań rodzinnych. Uważałam, że rodzina mnie ogranicza, obniża wibracje itp. Że nie rozumie tematów duchowych i wogóle spotkania rodzinne są bez sensu.
 
Potem dotarło do mnie, że to nie w nich jest problem tylko w tym, że ja postrzegam otoczenia jako zagrażające i nie mające wiele do zaoferowania. Jak zmieniłam postrzeganie świata i ludzi z przyjemnością uczestniczę w tych spotkaniach. Ja się zmieniłam i oni też niejako dopasowali się do moich oczekiwań. Śmiejemy się, żartujemy. Moja rodzina ma świetne poczucie humoru.

No ale głupio mi, że ich wcześniej nie doceniałam. Wręcz patrzyłam z góry. Bardzo głupio.

Wiking23

  • Wiadomości: 393
  • Płeć: Mężczyzna
    • c
  • Status: Obserwator
[#]   « 2017-09-27, 09:42:30 »


Wydaje mi się, że mam coś już poukładane, że temat mam "ogarnięty" - a tu Zonk! Jest jakieś drugie dno, trzecie, kolejna warstwa. I szok! Jak mogłam tego nie widzieć!?

Takie momenty są najlepsze :], w sensie że są obrzydliwe, i okrutne :}, ale oczyszczające bo otwierające dalszą drogę, nowe perspektywy :)


PS. Poza tym nie lubię, tej wzorcowej utopijnej wizji, oświeconej świętej osoby chodzącej 100% urzeczywistnienia, prawdy i miłości i w ogóle wszystko co najlepsze [beeee zaraz zwymiotuje]



po prostu - Cała ta branża narzuca presje...

https://www.youtube.com/watch?v=keh0aDPvUZs

Lubisz mieć w głowie obrazy, tyle fur że nie starczy garaży
Mówisz że nie żyje się dwa razy, ale wiesz że nie ma rzeczy bez skazy :}



Lilliole

  • Wiadomości: 1 657
  • Płeć: Kobieta
  • Status: Obserwator
[#]   « 2017-09-27, 08:55:27 »
Dupa Jaś, ale ściema! Wcale to nie jest prawda. Ostatnio tak często uciekam przed emocjami, że aż jest to dla mnie przerażające.
To straszne, jak łatwo przychodzi mi okłamywanie siebie!

Dupa Jasio ?
Chyba znam to uczucie :-)
Wydaje mi się, że mam coś już poukładane, że temat mam "ogarnięty" - a tu Zonk! Jest jakieś drugie dno, trzecie, kolejna warstwa. I szok! Jak mogłam tego nie widzieć!?

Na ten moment widzę to tak, że takie poczucie pojawia się przy sporym skoku świadomości. Po prostu kolejny obszar nieświadomego staje się świadomy  i widzi się więcej.

A tak w ogóle to fajnie, że jesteś Facilite i że piszesz tu na forum. Dużo korzystam :-)

Facilite

  • Gość
[#]   « 2017-09-27, 02:08:13 »
Cytat: Facilite link=topic=1526.msg115218#msg115218 date=15063741 45
(...) przed negatywnymi emocjami. Bo przed nimi to uciekam coraz mniej (ale jednak ciągle się zdarza ;).

Dupa Jaś, ale ściema! Wcale to nie jest prawda. Ostatnio tak często uciekam przed emocjami, że aż jest to dla mnie przerażające.
To straszne, jak łatwo przychodzi mi okłamywanie siebie!

Lilliole

  • Wiadomości: 1 657
  • Płeć: Kobieta
  • Status: Obserwator
[#]   « 2017-09-26, 08:18:13 »
Rozumiem :-)


Facilite

  • Gość
[#]   « 2017-09-25, 23:16:35 »
Ja do swoich ucieczek nie potrzebuje nawet forum. Uciekam w wewnętrzną paplaninę. Na szczęście coraz częściej wracam :-)

Ja też nie potrzebuje forum do ucieczek. Też mam tak jak Ty :)
O forum pisałam tylko w kontekście wczorajszego przypadku, gdy po prostu akurat wykorzystałam forum do tego :P

Natomiast ja pisałam trochę o czymś innym, niż sama tylko ucieczka przed negatywnymi emocjami. Bo przed nimi to uciekam coraz mniej (ale jednak ciągle się zdarza ;). Chodziło mi o ucieczkę przed wejściem w pierwotny ból pustki/braku miłości, który jest jakby przykryty przez te emocje.
Czyli tak: czuję coś negatywnego, np. żal, nie uciekam, wchodzę w to, przeżywam, ten żal coraz bardziej wychodzi, aż wreszcie odchodzi, ale ja zamiast nadal pozostać ze sobą, jestem tak podekscytowana tą euforią "pożalową" (czyli tym, że czuję się dobrze, lepiej, fantastycznie, że nie czuję już żalu), że muszę coś zrobić.
W ten sposób uciekam od siebie*, bo wiem z doświadczenia (już coś takiego przeżywałam), że gdybym wtedy nie uciekła, to ta euforia by minęła i przyszła by nowa fala negatywnych odczuć - tym razem bólu z doświadczania tej wewnętrznej pustki, braku miłości, jakby umierania. I gdybym to również przeżyła, to wtedy dopiero poczułabym kontakt z sobą prawdziwą, taką wszechogarniającą miłość. Taki proces przeszłam kilka razy w życiu i tego uczucia nie da się opisać słowami, ani porównać z niczym innym :)
No a potem zawsze zachodziły we mnie zmiany na lepsze i te zmiany były trwałe (choć to uczucie wszechogarniającej miłości znikało, no ale moja miłość do siebie zawsze jednak wzrastała :).

*Dlatego skojarzyłam to z mechanizmem odciągania dziecka od bycia ze sobą i w sobie.

Lilliole

  • Wiadomości: 1 657
  • Płeć: Kobieta
  • Status: Obserwator
[#]   « 2017-09-25, 15:39:23 »


W moim przypadku - ja jestem gotowa (i to już od dłuższego czasu). Wiem jaki to skarb :)
I wiem, że tym przypadku nie zrobię sobie krzywdy (a wręcz przeciwnie), bo już mam to sprawdzone.
Mam też odwagę, a przynajmniej tak mi się wydaje/wydawało (?)
A jednak uciekam. I wchodzę w to tylko wtedy, gdy już mnie tak przydusi, że nie daję rady. A nawet gdy w to wchodzę, to też w momencie, kiedy już już mam to na widelcu, to uciekam.



Ja do swoich ucieczek nie potrzebuje nawet forum. Uciekam w wewnętrzną paplaninę. Na szczęście coraz częściej wracam :-)

Coraz bardziej akceptuję te nieprzyjemne emocje i kontakt z nimi nie jest już tak nieprzyjemny jak kiedyś. Czasem próbuję wejść w nie głębiej, ale mnie przeważnie po chwili mnie "wyrzuca". Więc raczej staram się trzymać kontakt z tym co jest w ciele.

Dzisiaj mam taki dzień, że czuję mocne zdenerwowanie i silny ucisk w splocie. Jak się dobrze wczuję to i ścisk w gardle. Kiedyś bym od tego uciekała - w jedzenie, w poczucie winy i w tę paplaninę. Teraz trochę uciekam, trochę czuję.
Jak się dobrze wczuję to widzę, że to tylko jakieś spiętrzenie starych stłumionych energii, których z jakichś powodów nie chcę/boję się/nie wiem jak puścić.