To jest tak że jeśli ofiara, nie przeżyje bólu krzywdy, i nie skopie dupy oprawcom, lub też się nie postawi, to na końcu, cień przejmie kontrolę.
Hehe, dokładnie tak - kula w łeb
Tak, bo o siebie często trzeba zawalczyć. A czasem solidnie przypier***
Najpierw faktycznie jest wykańczająca walka, a potem coraz bardziej spokojne działania, aż do całkowitego spokoju i wolności.
Mnie zawsze bardzo denerwowały hałasy. I one dosłownie za mną chodziły. W moim mieszkaniu w mieście, w domu na wsi, w wynajętym mieszkaniu po którymś tam spokojnym dniu obudził mnie młot pneumatyczny, okazało się, że zaczęli dłuższą przebudowę piwnic. W wynajętym domu - szczekanie psów i budowa domu na sąsiedniej działce (zaczęli po naszej przeprowadzce). Nawet w hotelu mieliśmy zazwyczaj hałaśliwych sąsiadów. Dosłownie szok.
Ja się wkurzałam, próbowałam uzdrawiać temat różnymi sposobami i nic to nie dawało.
W końcu doszło do mnie, że muszę obić mordę moim krzywdzicielom (niekoniecznie tym, którzy hałasowali, bo hałas pokazywał mi tylko, że ktoś mnie krzywdzi) i zawalczyć o poszanowanie moich praw (z tymi, którzy hałasowali).
No więc zaczęłam obijać. I równolegle zaczęłam chodzić po ludziach i dopominać się o swoje.
W naszej klatce jest 12 mieszkań, a ja w 6 mieszkaniach interweniowałam
W niektórych po kilka razy, bo zmieniali się właściciele. Gdy tylko była głośniejsza muzyka (a ja spałam), głośny telewizor (a ja chciałam spać), albo klupanie młotkiem (też chciałam wtedy spać), to szłam i prosiłam o ciszę. Zawsze skutkowało.
Na początku z nerwów i strachu cała się trzęsłam (do tego nie miałam wsparcia od męża, bo twierdził, że przesadzam, skoro nikt się nie skarży tylko ja). Teraz po dawnych wątpliwościach i strachu nie zostało nawet śladu - gdy muszę do kogoś iść, to robię to całkiem na luzie (a zdarza się to bardzo rzadko, np. ostatnio ktoś na parterze <a ja mieszkam na 3, heh> puścił w nocy głośną muzę, to zeszłam i spokojnie powiedziałam, żeby wyłączył, bo to nie ta godzina. Zrobił to i gitara).
Mam teraz spokój i ciszę. Kiedy jest u mnie babcia, nie może się nadziwić, że mamy takich cichych sąsiadów (ona też zwraca na to uwagę). Bo faktycznie to chyba najspokojniejsza klatka na osiedlu. Jak idę w nocy ulicą, zwłaszcza w sobotę, to wszędzie tylko muzyka, hałasy, krzyki i imprezy. Nie pojmuję, dlaczego ludzie sobie na to pozwalają, zamiast zadzwonić na policje, jeśli boją się osobiście interweniować. Np. w mojej klatce też tylko ja w ten sposób reaguję. Inni się złoszczą (wiem, bo mi mówią), ale siedzą cicho. A nawet pukali się w czoło (że to niby niebezpieczne, lepiej siedzieć cicho i w spokoju znosić burdy), gdy nasyłałam policję na jednego kryminalistę-alkoholika z dołu (a wolałam wezwać policję, bo przemawianie do tak zrytego beretu nic by nie dało, poza tym bałam się, że nie wytrzymam i uszkodzę dziada, a pójdę siedzieć jak za człowieka
. No i dzięki moim działaniom został eksmitowany.
Tak więc teraz mam spokój i w mieszkaniu (sama wywalczyłam) i w domu na wsi (samo się uspokoiło), no i nie muszę niczego wynajmować, żeby sobie w ciszy odpocząć. A gdy czasem trzeba zwrócić komuś uwagę, robię to bez większych emocji.
No i mordy krzywdzicieli obite, więc nie wydzierają się tak, jak kiedyś