Bo łatwiej iść za kimś, niż iść własną drogą. Gdy idziemy za kimś, nie musimy myśleć ani wysilać się, czujemy bezpieczeństwo, towarzystwo, aprobatę, jak idziemy swoją własną drogą to każdy krok do przodu jest w nieznane, wymaga myślenia, odwagi, i nadziei w sercu która jest w stanie przezwyciężyć strach. Przede wszystkim to jest zaufanie do siebie.
no i jest w tym fajna myśl, łatwiej jest iść za kimś kto zna drogę, kto ją sam przeszedł, kto nas wspiera i prowadzi, albo dopinguje z boku, stąd od początku życia mamy różnych nauczycieli dostosowanych do naszego poziomu , jedni uczą nas chodzić (ale ucząc wspierając i prowadząc przecież nie wyręczają w tym i robią to do momentu gdy się nauczymy chodzić... nie znam przypadku żeby do końca życia np. matka trzymała dorosłe już dziecko za rękę podczas chodzenia haha) inni uczą nas jeździć na rowerku, wiązać sznurowadła, uczą i prowadzą nas w szkole i nie tylko, to jest bezcenna pomoc, która skraca czas nauki i pozwala czerpać z mądrości, umiejętności i wiedzy przodków oraz tych którzy są bardziej zaawansowani i np. uzdolnieni,
wśród nich są też tacy którzy uczą nas samodzielnego myślenia, odwagi i nadziei oraz wspierają w odzyskiwaniu zaufania do siebie np. służą nam pomocą albo tylko swoim przykładem, stąd ta część wypowiedzi gdzie jest takie przeciwstawianie tego tak jak ujął to Pierun wydaje mi się nietrafiona, to sprowadzanie tego do wypaczeń, a zaufanie do siebie i innych spokojnie może iść w parze , wtedy jest to poddanie się albo np. owocna współpraca, a gdy człek się bardzo boi i na dodatek zostaje z tym sam, odrzucając przy tym pomoc, to jakby ma mniejszą szansę by to przezwyciężyć, czy większą?
oczywiście na każdej drodze mogą być wypaczenia, za czasów Buddy ludzie którzy mieli determinację i pragnienie wyzwolenia, pochopnie wybierali ścieżkę ascezy, w efekcie umierali w samotności po lasach z wycieńczenia i tyle z tego było, ale jednego z nich czyli Gautamę przedtem oświeciło i potem wielu skorzystało z tego jego urzeczywistnienia wchodząc na ścieżkę sanjasy dzięki niemu (również wielu takich którzy pochodziliz arystokratycznych rodów i nie weszliby na nią gdyby nie on i jego przykład) i praktykowali ją w taki sposób, który On im pokazał, a który nie kończył się ich przedwczesną śmiercią w lesie albo niespełnionym duchowo życiem w pałacach, pełniąc role narzucone przez rodzinę
więc osobiście nie chce mi się wymyślać i budować statku od podstaw ani uczyć się jego obsługi samemu li tylko na własnych błędach, nie jestem też Buddą z jego determinacją i potencjałem pozwalającym mu spędzić 7 lat pod jednym drzewem i zakończyć to sukcesem, ilu znacie takich faktycznie samodzielnie rozwijających się ludzi? w związku z tym wolę korzystać z pomocy i prowadzenia w taki sposób dzięki któremu tego się uczę pod okiem nauczycieli, a dopiero potem sam stosuję, nie odwrotnie!
dopiero wtedy gdy okazuje się, że faktycznie dochodzi się do kresu poznania, albo z braku dostępności nauczycieli/chorobliwego braku zaufania do innych, takie samotne przecieranie szlaków/ wynalazczość/ ma największy sens i wtedy poszukiwanie nowych/własnych rozwiązań staje się koniecznością, obyśmy wtedy mieli wystarczające zdolności i wypracowane cechy, dorównujące tym jakie miał Budda, by tego z sukcesem dokonać, bo z tym to różnie bywa ; )