Autor Wątek: Wsparcie  (Przeczytany 8211 razy)

Kornel

  • Wiadomości: 304
  • Płeć: Mężczyzna
  • Status: Zaawansowany
[#]   « 2016-02-11, 14:07:27 »
Jestem ojcem dorosłych już dzieci. Wychowałem się w trudnych czasach PRL'u , moi rodzice zjęci byli walką o to byśmy mieli co jeść i w co się ubrać. Gdzie tam była mowa o miłości , po prostu jak w naturze ssaków - wychowywali potomstwo. A w szkole nie uczono czegoś takiego że rodzice maja okazywać dzieciom miłość. uczono przysposobienia obronnego.
 I dobrze ale skoro nie miałem odpowiednich wzorców to skąd miałem wiedzieć że powinienem moim dzieciom okazywać miłość. Jak byli maluchami to i owszem , samo z siebie wychodziło.
Ale jak już starszaki to należało wymagać by w szkole miały dobre wyniki bo to dawało szanse na przyszłościowe kształcenie w lepszych kierunkach.
Tak , możemy to nazwać tyraństwem ,możemy.
Ale dzięki temu moje dzieci nigdy nie zeszły na tzw: złą drogę. Dostrzegły i zaakceptowały taką rację. I będą to powielać w stosunku do swoich dzieci. A gdzie miejsce na miłość ?

Mariomar

  • Gość
[#]   « 2016-02-11, 12:55:21 »
Lilioe,
Miałem to samo w dzieciństwie z tatą - nieobecny, i z mamą - nadopiekunczosc ale bez uwagi i czułości.

Też niedawno przejrzałem na oczy, odnośnie mamy. Zawsze myślałem, ze to była miłość, a tak naprawdę najważniejsza dla niej była ciągła walka magiczna z moim ojcem i ciągła kontrola nad nim.

A ojciec, cóż, był tyranem w stosunku do mnie, do mojego brata i do mojej mamy.

Lilliole

  • Wiadomości: 1 657
  • Płeć: Kobieta
  • Status: Obserwator
[#]   « 2016-02-11, 11:46:23 »
Lilliole podobne sprawy ostatnio przerabiamy.
Bo ja wczoraj uzdrawiałem brak okazywania mi miłości przez rodziców.  Sporo zeszło ze mnie emocji w tym temacie i dziś czuję się lepiej , tak jakoś lżej, radośniej. Będę ten temat jeszcze kontynuował widzę, że jest dla mnie ważny.

W pierwszym momencie chciałam napisać, że moja matka to mi okazywała miłość, ale uświadomiłam sobie jednak, że nie. Mówienie do innych, że sie kocha dziecko, mówienie, że przez matkę, że dziecko jest całym jej światem nie jest żadnym okazywaniem miłości. Zwłaszcza, jeżeli nie przekłada sie to na czułość, uwagę i zaspokajanie potrzeb dziecka.
Takie mówienie jest tylko kreowaniem swojego wizerunku dobrej matki wobec otoczenia. Podtrzymywaniem jakiegoś oszustwa. Dziecko wtedy wierzy, że brak miłości i gadanie o miłości jest miłością. A nie jest.

Lilliole

  • Wiadomości: 1 657
  • Płeć: Kobieta
  • Status: Obserwator
[#]   « 2016-02-11, 11:39:26 »
Lilliole
Twój ojciec umarł?

Tak. Wtedy, gdy zaczęłam sobie uświadamiać, co powinna córka dostać od ojca. I uświadomiłam sobie, że ja tego zupełnie nie dostałam. Mój ojciec to wielki nieobecny w moim dzieciństwie pomimo, że fizycznie był. I uświadomiłam sobie, że ja winię siebie za ten brak relacji. Zawsze o wszystko siebie winiłam w relacjach z rodzicami. Że nie ma relacji, że nie wspieram wystarczająco, że nie kocham wystarczająco.
Jak dowiedziałam się że umarł to pierwszą moją myślą było napisać na forum: "Proszę powiedzcie mi, że to nie moja wina!". 

Inga

  • Gość
[#]   « 2016-02-10, 15:17:54 »
Lilliole
Twój ojciec umarł?

Michał486

  • Wiadomości: 802
  • Płeć: Mężczyzna
  • Status: Poszukujący
[#]   « 2016-02-10, 12:22:14 »
Lilliole podobne sprawy ostatnio przerabiamy.
Bo ja wczoraj uzdrawiałem brak okazywania mi miłości przez rodziców.  Sporo zeszło ze mnie emocji w tym temacie i dziś czuję się lepiej , tak jakoś lżej, radośniej. Będę ten temat jeszcze kontynuował widzę, że jest dla mnie ważny.

Lilliole

  • Wiadomości: 1 657
  • Płeć: Kobieta
  • Status: Obserwator
[#]   « 2016-02-10, 12:17:26 »
Jako dziecko nie miałam wsparcia ani w trudnych chwilach ani w swoich dążeniach. Miałam wsparcie tylko wtedy gdy realizowałam plany mojej matki.
W miarę rozwoju duchowego, osobistego zaczełam się coraz bardziej otwierać na wsparcie i powolutku to wsparcie zaczęło sie przejawiać w moim życiu.
A w ostatnich tygodniach, trudnych bardzo dla mnie miałam okazję przekonać się jak moja pś rozumie wsparcie, jak bardzo jest na nie "łasa".
Najpierw zgubił mi się kot, potem matka złamała rękę, mój ojciec miał zawał, okazało się, że z ręka matki są komplikacje, ojciec umarł, pracy miałam coraz bardziej dość ...... itp, itd To tak bardzo w skrócie , bo przy każdym z tych wydarzeń pojawiały się problemy.

Czułam sie zagubiona, ale też miałam wrażenie , że moja pś czerpała jakąś satysfakcję z tego, że ludzie mnie żałują, wspierają, wysłuchują. I moja pś zaczęła kreować jeszcze więcej trudności i problemów niz to było potrzebne. Wszystko po to by zyskać zainteresowanie, troskę i wsparcie. Ceną było to, że musiałam (chciałam) wielokrotnie opowiadać ludziom o trudnościach jakie się pojawiały, znaczne obniżenie nastroju i wibracji, dostrajanie sie do swojego cierpienia i cudzego przy okazji.

Możliwe że to było konieczne, żebym uświadomiła sobie, że moja pś bardzo sie boi szczęścia, pomyślności, bo się boi zostać sama. Bo uważa, że w niedoli to jej ludzie pomogą, potraktują ulgowo. A w szczęściu to zostanie sama.
Ale z drugiej strony widzę, że te kilka lat rozwoju przyniosło efekty, bo wczoraj poczułam, że moja pś ma juz dość. Tych niskich wibracji, tego cierpienia, tej ciężkości. Że to już nie moja bajka. 

A dzisiaj uświadomiłam sobie, że nadal chcę i potrzebuję wsparcia. Ale zupełnie innego wsparcia. Chcę wsparcia w szczęściu, radości, chcę wsparcia w realizacji moich marzeń, pragnień, zamierzeń. Takiego wsparcia potrzebuję i na takie się otwieram.