Liliole
Zastanawiałam się co się z tobą dzieje że przestałas pisac.
A tu szok, taka wiadomość. Materializacja moich lęków.
Jak się czujesz? Jak sobie z tym radzisz? Jak z poczuciem winy?
Ja całe lata bałąm się że moja mama umrze gdy ja bedę się oczyszczać, i ona kilka razy była na granicy śmierci.
Rok temu nieświadomie mocno ją uzdrowiłam za pomocą kamertonów i mama teraz czuje ię dosyc dobrze a ja przestałam się bać że ją zabiję, tym że mnie będzie lepiej. Ponadto tak się samo potoczyło że zostały jej zrobione egzorcyzmy, więc dzięki temu czuje się jeszcze lepiej.
Nawet nie wiem od czego zacząć, bo jeszcze nie do końca ogarnęłam o co chodzi. Faktem jest, że zawsze jak zaczynałam oczyszczać relację z ojcem to go cos bolało. Teraz tez tak było. Teraz oczyszczałam ogóle moje relacje z rodzicami. Zaczęłam sobie uświadamiać co sie tak naprawdę tam działo. Co było pod spodem. No i moja mama złamała rękę. I od czasu tego złamania od ojciec po tygodniu zaczął sie źle czuć. Po tygodniu trafił do szpitala ze stanem przedzawałowym. Trzymali go kilka dni. Zrobili zabiegi i wypuścili. A po jakichś 3 dniach umarł w domu. W międzyczasie okazało się, że mojej mamie źle zdiagnozowali złamanie jako proste, a było z przemieszczeniem. No i dla mnie zaczłęła sie jazda. A to z mamą do szpitala, a to załatwiać sprawy z pogrzebem. Dwa razy naciągali jej rękę na żywca (z miejscowym znieczuleniem). Z drugim razem to krzyczala z bólu. Jak na torturach. Nie wiadomo czy ręka będzie do końca sprawna. W każdym razie tyle bólu co teraz przeżyła to nie wiem czy kiedykolwiek w tym zyciu przeżyła. Bo wiele nocy tez nie przespała, bo ja ręk atak bolała.
Tu chyba najbardziej czułam sie winna, bo sie bałam, że to przeze mnie. Ze jakbym nie ruszała tego systemu rodzinnego to może ona nie poczuła by sie winna. Bałam się, że ona się za coś karze i że ja mam na to wpływ.
Ale chyba wreszcie dotarło do mnie, ze ja nie jestem odpowiedzialna za swoich rodziców. Że ja też ta swoja odpowiedzialnością za nich podtrzymywałam ten system. W tym systemie ja nie mogłam odejść, nie mogłam miec nic własnego.
Czułam sie odpowiedzialna za rozwój mojej matki. Miałam chyba jakąś misję, żeby otworzyć im serca. Ale sie nie udało. To ja swoje w pewnym momencie zamknęłam.
Teraz powierzam ich Bogu. Życzę im jak najlepiej, ale dbam o siebie. Oni niech robią co chcą. Nie może być tak, żeby moje zycie i moja wolność były mniej warte niz ich. Mamie pomagam tyle ile mogę, ale też myślę o sobie. Ojcu życzę wszytskiego najlepszego w następym wcieleniu ( w tym był juz chory i od jakiegos czasu tracił ochote na życie, nie rozwijał się).
Poza tym odpuszczam. Tym bardziej, że nie wiem do końca co jest grane. U mnie w domu nic nigdy nie było tym czym sie wydawało.
W sumie to chyba czuję sie lepiej. Jeden z moich strażników ne żyje, a drugi jest zajęty swoim bólem. Dzisiaj czuję jakby zeszły ze mnie jakies pęta.
Wogóle czuję dużą energetyczną zmianę, która jeszcze do końca do mnie nie dotarła, bo długo byłam w niskich wibracjach śmierci. Bardzo możliwe, że dużo sie ruszyło, bo zaczęłam sie oczyszczać wahadłem.
Dzisiaj napisałam znajomej jasnowidzce, że nie wiem czy u mnie to sie wszystko "pieprzy" czy uzdrawia, a ona mi odpisała, że uzdrawia. Tak bym chciała