A do tej pory pewnie ty ją chroniłaś przed takimi kontaktami z wrogami karmicznymi.
Rzeczywiście. Wiele rzeczy brałam na siebie. Ja byłam takim buforem.
Ale zastanawiam jak jest teraz. Na ile to się zmieniło. Bo ręke ma złamaną na początku stycznia. I jak było tak, że ja tylko podwoziłam ją do lekarza, a ona zostawała sama, lub też na początku z ojcem to wszystko sie pieprzyło. Byl błąd za błędem.
W szpitalu jeden lekarz źle zakwalifikował złamanie, drugi w przychodni nie sprawdził, nie zlecił wykonania ponownego rentgena chociaz powinien, potem zdjął gips i kazał kupić usztywiacz chociaż nie wolno tak przy złamaniu z przemieszczenim,
Juz nie mówię o ojcu, który zamiast pomóc żonie trafił do szpitala, a gdy z niego wrócił to umarł, a ona chcąc ratowac go jeszcze mogła sobie ręke doprawić. Bo nie miała gipsu tylko usztywniacz. A próbowała go podnieść jak upadł z łóżka
Kolejny lekarz w szpitalu naciągał rękę chociaz sensu w tym nie było. Tylko ból. I opóżnienie leczenia.
A odkąd ja chodzę z nią po lekarzach to sprawy sie prostują. No i odganiam wrogów. Jak dzisiaj.