Leszek,
Widzę, że podpasowały Ci te systemy
Zgadzam się z Tobą w całej rozciągłości.
Mariomar,
(tzn to jest umiarkowanie do Ciebie, bo pewnie się obruszysz jak zazwyczaj, ale poczułem potrzebę napisania więc piszę)
Dobrze Ci mówią Leszek i Ontoja. Nie powinno się mylić talentu z warsztatem. Dodałbym to jeszcze umiejętność prowadzenia w relacji terapeuta-klient.
dlaczego mam się od kogoś uczyć kamertonow, skoro metoda Barbary nie do końca na mnie działa...
Dlaczego mam ćwiczyć kundalini jogę, jak naucza sekciarsko Yogi Bhajan, skoro mi tylko pomaga z kundalini jogi tylko...
Właśnie dlatego, że chcesz z tym wyjść nie do siebie, a
do innych ludzi. I dlatego trzeba poznać cały system i zaakceptować że, w odniesieniu do innych ludzi, ten system jest mądrzejszy od Ciebie. (Sory!) Bo jest dłużej rozwijany, uzupełniany, został sprawdzony na większej liczbie osób itp itd.
Kolejnym ważnym elementem w warsztatach jest praca z
ego. Uzdrowiciel, kiedy uzdrawia, powninien być całkowicie wolny od ego. Na czas zabiegu nie ma Mariomara, a i po zabiegu nie ma pochwał dla zajebistości Mariomara. Mariomar może najwyżej sam się poklepać po plecach za dobrze wykonaną pracę
niebycia Mariomarem w trakcie zabiegu
A to co mówisz teraz, wytykanie innym błędów i wywyższanie się ponad systemy to właśnie wrzaski ego. Niedowartościowanego dzieciaka który jest w stanie zrobić wszystko, aby tylko ktoś go wreszcie zauważył. To brak, zachłanność, nie ma nic wspólnego z harmonią i uzdrawianiem. Z takim podejściem to możesz się stać w najlepszym przypadku kolejnym gościem w średnim wieku, nagrywającym roztrzęsionym głosem kolejny filmik na youtube, który dostanie 38 wyświetleń. W najgorszym zaś rzeczywiście zrobisz komuś krzywdę na tyle, że potem długo będziesz się zbierał (karmicznie i/lub prawnie).
I akupunktura, ja Cię proszę
)) Ze swoim talentem to Ty byś w Chinach i tak przez pierwszy rok co najwyżej stopy pacjentom myć
Nie wiem czy to nie jest jeden z najbardziej rozbudowanych medycznych systemów świata. A już na pewno rozbudowanych hierarchicznie, i to właśnie z takich powodów. Bo proces nauki to nie mają być 3 weekendowe warsztaty i dyplomik wypocony w Corelu, tylko proces
transmutacji samej osoby przechodzącej je. Masz wyjść z nich inny, przede wszystkim, a wiedza jest niejako drugorzędna. (Ale też niezbędna!)
Na pocieszenie powiem, że miałem w jakiś sposób bardzo podobnie
I myślę że jestem jakoś w 2/3 drogi do bycia czystym w tym znaczeniu. Te lwio-racze klimaty są ciężkie, bo człowiek wiecznie czuje się niedowartościowanym i atakowanym przez świat dzieckiem, a zarazem chce zabłysnąć. Tylko do zabłyśnięcia potrzeba dorosłości i mądrej odpowiedzialności. A to jest... bardzo łatwe, ale dopiero kiedy już się to zrobi
A z zewnątrz to wygląda jak człowiek boksujący się ze swoim cieniem na ścianie (dosłownie cieniem, nie w przenośni) i co chwila płaczący że ten cień jest za silny i ciągle go atakuje. I że nigdy nic nie osiągnie, bo zawsze ten cień będzie mu stał na drodze, twardy jak... ściana;)
A ściana ma 2 metry wysokości i 1 szerokości.
I stoi z boku ścieżki.
Na środku raju