Gdy od długiego czasu zaczął popijać a potem popadł w ciągi, całkowicie utraciłam z nim kontakt. Od 4 lat nie mamy kontaktu. Podejrzewam, że jest totalnym wrakiem. Chyba wypieram jego obecność, chociaż w sesjach i medytacjach wielokrotnie się z nim godziłam i akceptowałam jako ojca. Przez swoje problemy emocjonalne uznał, że to ja go zdradziłam. Czasami myślę sobie, że powinnam mieć o stokroć bardziej skopaną samoocenę przez to co się stało. Dużo pracował i dużo dał mi materialnie, zawsze był uczynny. Jednak psychicznie odebrał mi bardzo wiele. Sam był jednym wielkim dda, które nie miało nigdy swojego życia i spełnienia w związkach. Tęsknię za nim, ale go już nie ma.
Myślę, że z ojcem wiąże się wiele zasługiwania. Zasługiwania na miłość, przyjemność. Potem często szuka się uwagi u niewłaściwych osób, z niewłaściwym podejściem do siebie, z brakiem szacunku. W zasadzie pragnie się, aby ktokolwiek pokochał, bo głód miłości jest nie do wytrzymania.
Nie wiem po co to piszę, ale chyba chcę się pogodzić z wieloma sprawami. Także z tym, że mój ojciec groził sobie, mnie i innym śmiercią oraz wieloma ciężkimi rzeczami. Ciesze się, że udało mi się uciec. Uciekłam już dawno, aby zacząć nowe życie. Częściowo się udało.
Każdy ojciec w życiu córki pełni rolę opiekuna, doradcy, kogoś na kogo chcemy w jakiś sposób zasłużyć. Jaki by ten ojciec nie był to tęsknota pozostaje. Nawet pod przykrywką nienawiści, ciągle się go potrzebuje. Tak jak potrzebuje się Boga, dla którego można robić coś wartościowego, coś wyjątkowego. Wszystko co w ostatnich latach staram się robić, robię powoli, z namaszczeniem. Uczę się doceniać od podstaw, dlatego, że pewne rzeczy stały się niezwykle ważne. Nie kupa forsy, jakieś dobra. A po prostu cisza i spokój, którego nigdy nie miałam.