Przez wiele lat praktykowania rozwoju duchowego tworzyłem kilka związków. Wszystkie były z UA. Wszystkie też były karmiczne. Wszystkie trwały tak długo, jak długo trzeba było na wypalenie karmy między mną, a partnerką. A owo wypalenie polegało na uwolnieniu się od poczucia niespełnienia w poprzednich wcieleniach. Tylko 1 z tych związków był z pierwotną połówką i poległ na skutkach indywidualizacji.
Tragiczne skutki indywidualizacji przejawiały się w każdym z tych związków. Przy czym, im dalej, tym było ich mniej. Dziś widzę, że kilka z bliskich mi kobiet było z mojego drzewa dusz. Ale ta, z którą była najmniejsza konfliktowość (na poziomie = „0”), pochodziła z innego drzewa dusz i została zaprogramowana na „idealną” dla mnie partnerkę. Mimo to nastąpił rozjazd, który nie musiał się wydarzyć, bo było miło, harmonijnie i rozwojowo.
Przed każdym ze związków modliłem się, by przyciągnąć najodpowiedniejszą dla mnie partnerkę. I taka się pojawiała, właśnie najodpowiedniejsza na „tu i teraz”, na daną „chwilę”, która trwała od kilku miesięcy do kilku lat. Pojawiały się też „połówki”, które znałem w Aniołkowie i z którymi bywałem wcześniej w związkach, mniej lub bardziej udanych. Teraz jednak związku nie stworzyliśmy. Nawet nie wiem, jak taki związek mógłby funkcjonować. Pojawiły się owe połówki, bym mógł coś tam z nimi uzdrowić, ale intencje stworzenia związku były zbyt słabe. Na tu i teraz taka ich przelotna obecność w moim życiu wystarczała, by uzdrowienie się dokonało.
Najważniejszym uświadomieniem dla mnie było uwolnienie od uzależnienia od pierwotnej połówki z tęsknotą za powrotem do stanu sprzed rozdzielenia się. Przy okazji uświadomiłem też sobie, że ważniejsza od jedności z „połówką” jest JEDNOŚĆ z Bogiem! I że tak naprawdę to za tą jednością zawsze tęskniłem będąc przekonany, że to za połówką.
Tylko raz (ale przez kilka lat) byłem w związku z osobą, która nie jest UA. Jest to osoba miła, z którą nadal się lubimy, ale jest pewne „ale”… ten związek był dla mnie meczący i ograniczający w rozwoju.
Kochały się też we mnie Aniołki, ale ja byłem zbyt zamknięty, by odwzajemnić (skutki indywidualizacji).
Pamiętam jednak z przeszłych wcieleń kilka związków, w których było wspaniale. Jednakże presje „moich” aniołków, które tęskniły za mną, które „potrzebowały” mojej pomocy, spowodowały, że podjąłem decyzje o opuszczeniu strefy komfortu i poświęceniu się, by je ratować. A, jakże byłem głupi ulegając im! Bo kiedy im się tylko co nieco polepszyło, od razu dostawały karmicznej głupawki, jak to mają w zwyczaju Niebieskie. A do tego to już im nie byłem potrzebny. Kiedy jednak wpakowały się w kłopoty, znów nagle zaczynały tęsknić za mną i wzywać mojej pomocy. Ponieważ zdałem sobie sprawę, że to droga na manowce, odpuściłem sobie. Niech się dalej indywidualizują, jak im z tym dobrze. A jak niedobrze, niech same szukają ratunku dla siebie. Najlepiej w Bogu.