Jak dobrze, że mam związek w którym oboje z partnerem możemy uczyć się od siebie i wspólnie piąć w górę:) Czuję, że zmiany jakie zachodzą u Clinta ruszają i przyspieszają zmiany u mnie, a na pewno rozbudzają motywację do działania:)
Ja ostatnio dopuściłam do siebie jak bardzo odwlekałam zmierzenie się ze zmianami związanymi z pracą i jak łatwo poddawałam się lękom. Te lęki wynikały przecież z mojego świadomego nastawienia, a łatwo było mi się im poddać, bo skutecznie uciekałam od siebie. Uświadomiłam sobie, że w tej pogoni za "pracą marzeń" zatraciłam mój prawdziwy cel, jakim było przyjemne zarabianie na tym co kocham robić. Jako dziecko kochałam rysować, sprawiało mi to czystą przyjemność, kiedy wróciłam do tego w dorosłym życiu miłość do rysowania odżyła na nowo. Jednak kiedy uznałam, że warto wykorzystać moje umiejętności i na nich zarabiać, odpalił się cały pakiet przeszkód - wywalała samoocena, że nie umiem rysować wystarczająco dobrze, że rysuję za wolno, mam za mało doświadczenia, umiejętności, że nie dam rady. Zamiast więc czerpać przyjemność z nauki i samego rysowania wychodziła ze mnie frustracja, lęki i niezadowolenie. Do tego stopnia, że jakiś czas temu przyłapałam się na poczuciu, że rysowanie mnie męczy i nie sprawia mi przyjemności.
Właśnie kiedy też runęła mi fałszywa samoocena i zobaczyłam ile energii wkładam w zajmowanie się innymi, postanowiłam odzyskać kontakt ze sobą i z Bogiem, któremu bałam się w pełni poddać. A bałam się, bo oddanie Bogu miało doprowadzić do naprawdę dużych zmian.
Teraz codziennie daję sobie czas tylko dla siebie i dzięki temu czuję jak odradzam się na nowo. Relaksuję się, a potem kontempluję sobie miłość na sercu. To mnie bardzo relaksuje i uspokaja. Jestem w trakcie otwierania się, ale muszę przyznać że już czuję efekty i robi się coraz przyjemniej. Potem po takiej sesji, siadam sobie przy lustrze i afirmuję "ja, Karolina kocham, lubię, szanuję, doceniam i akceptuję siebie w pełni". Dodaję też różne rzeczy od siebie: "jesteś naprawdę dobrą rysowniczką", "twoje rysunki są świetne, jedyne w swoim rodzaju", "już teraz jesteś wystarczająco dobra, aby dobrze zarabiać na swoich rysunkach" - miło jest usłyszeć w tym temacie tyle miłych słów od siebie, kiedy na co dzień było się przez siebie tak często krytykowaną.
Potem robię sobie krótką medytację, albo modlitwę, zależy na co akurat mnie najdzie ochota i zazwyczaj czuję taką cudowną wdzięczność do Boga za jego wsparcie, ochronę i opiekę nade mną. Koncentruję się na pełnym poddaniu się Bogu, na powierzeniu mu wszystkich moich spraw, z ufnością i wdzięcznością. Po takiej całej sesji czuję moc do działania i chce mi się do tego wracać i spędzać ze sobą czas regularnie, bo sprawia mi to przyjemność.
Codzienne skupianie się na tym wszystkim sprawia, że moje samopoczucie i wiara w siebie i swoje możliwości momentalnie rosną w górę i co wydawało mi się niemożliwe, teraz zaczyna być na wyciągnięcie ręki. Trzeba tylko odważyć się sięgnąć:)