Może zabrakło ci po prostu szczęścia. Gdybyś pojechał do Sai parę lat wcześniej albo podczas Shivaratri, to byś zobaczył chociaż narodziny lingamu. Inne cuda zazwyczaj działy się w kameralnym gronie podczas interview.
Ale są też inni mistrzowie u których szanse na to są dużo większe, bo otacza ich mniej ludzi po prostu. Na przykład ostatnio do Swamiego Veerendry pojechało ze mną dwoje można powiedzieć kompletnie zielonych ludzi i zobaczyli tyle cudów, że nie wiedzieli jak mają potem wrócić do normalnego życia. :-)
Jeden z nich nawet nie wiedział co to jest wibhuti i gdy patrzył jak Swami materializował je kilogramami prosto ze swoich ust, to powiedział mi potem, że w ogóle nie wiedział co się dzieje. Gdy wszedł na salę początkowo myślał, że Swami wydmuchuje jakiś dym z papierosów bo tak było siwo, że nic na oczy początkowo nie widział. :-)
Więc to nie jest kwestia bycia czy nie bycia godnym. Ale nie jest też kwestią przypadku, bo ludzie ci mimo braku wiedzy, mają tak potwierane serducha, że aż miło. No i bardzo chcieli przyjechać, sami do mnie dzwonili bo znajoma im powiedziała o takiej możliwości, i czuć było że im bardzo zależało, więc się zgodziłem i dostali zaproszenie na spotkanie.
Zapraszałem też Friskyego, co do którego wiedzy byłem akurat przekonany, a tu dupa. Okazało się, że kompletnie nie jest na coś takiego gotowym i teraz jeszcze traktuje mnie jak oszusta, który odciąga ludzi od Sai Baby. :-) No więc sam widzisz, jak to w życiu wszystko dziwnie się układa i tylko Bóg zna powody jakimi się kieruje gdy kogoś do siebie przyciąga.
Moja prywatna opinia jest taka, że to po prostu szczera chęć obcowania z Bogiem i ogromna za nim tęsknota przyciąga do nas jego cuda. Warunkiem jest otwartość serca i umysłu - brak oceniania i czucia się z góry lepszym czy mądrzejszym niż mistrz.