Autor Wątek: Komunikacja bez przemocy  (Przeczytany 18210 razy)

Sylvia

  • Wiadomości: 2 128
  • Płeć: Kobieta
    • www.sylwiawolf.com
  • Sylwia A. Tender Wolf - terapeuta, trener EFT, Instruktor Theta Healing, Regreser, Matryca Energetyczna, Bars, więcej www.sylwiawolf.com Artykuły: http://www.ezosfera.pl/sylwiawolf/artykuly
  • Status: Ekspert
[#]   « 2017-10-11, 10:22:54 »
Wiking23
Rozumiem. Czyli rozwojowo.

Wiking23

  • Wiadomości: 393
  • Płeć: Mężczyzna
    • c
  • Status: Obserwator
[#]   « 2017-10-10, 20:06:02 »


Sylvia,
Nie wiem bardziej bezsilność w sensie bezbronność / nawet wrażliwość ? - czyli dalej bezbronność tak mi się to kojarzy. Apatia to raczej nie, bo mam pobudzony smak, i szukam nowych smaków, do jedzenia.


Felicite,

dziękuje :*



dzisiaj rozkminiam bezbronność i bezsilność, no i kontrast czyli siłę i moc, potem obejrzałem nową zapowiedz do GW, i teraz rozkminiam to w tym kontekście filmów ;)

Facilite

  • Gość
[#]   « 2017-10-10, 15:41:09 »
Wiking,
ze swojego podwórka - czasem trzeba skonfrontować się z poczuciem bezsilności, żeby poczuć się wystarczająco silnym :)
Daj sobie tyle czasu, ile potrzebujesz.
<przytula>

A ja teraz mam mega-wahania: bezsilność-moc, bezsilność-moc, targa mną jak chorągiewką na wietrze ;)
Bezsilność nie w odniesieniu do siebie, ale w temacie innych. Coś się kroi, jakieś uświadomienie mocne. A przynajmniej tak czuję.

Sylvia

  • Wiadomości: 2 128
  • Płeć: Kobieta
    • www.sylwiawolf.com
  • Sylwia A. Tender Wolf - terapeuta, trener EFT, Instruktor Theta Healing, Regreser, Matryca Energetyczna, Bars, więcej www.sylwiawolf.com Artykuły: http://www.ezosfera.pl/sylwiawolf/artykuly
  • Status: Ekspert
[#]   « 2017-10-10, 11:25:32 »
Wiking23
Pojawiła Ci się bezsilność, którą akceptujesz lub nie, jako etap w poddaniu się Sile Większej do siebie czy apatia?

Wiking23

  • Wiadomości: 393
  • Płeć: Mężczyzna
    • c
  • Status: Obserwator
[#]   « 2017-10-09, 21:25:15 »
Felicite,

Kurcze miałem ci coś odpisać w tym kontekście kontaktu z uczuciami wobec krzywd(oprawców), ale jakoś mocno osiadłem w klimatach bezsilności, i nie mogę zebrać się żeby sensownie coś napisać.

Ha! - no tak pisanie o oprawcach i klimaty bezsilności, no właśnie...

Facilite

  • Gość
[#]   « 2017-10-06, 15:53:06 »
Wiesz, rozumiem Cię doskonale, bo ja też to przeżywałam. Teraz po prostu patrzę na to inaczej (bo mam to już za sobą i jestem w stanie inaczej na to spojrzeć), ale to nie znaczy, że Cię nie rozumiem :)

"ale nie ma to znaczenia, ponieważ czuje to co czuje, i zamierzam to czuć, i ufać temu co czuje i widzieć to co widzę"

Tak właśnie ma być! To (co opisujesz) jest dla Ciebie prawdą na ten moment i trzymaj się tego, jeśli tak czujesz, choćby ktoś Ci gadał, że jest odwrotnie :D
I taka postawa prowadzi do uzdrowienia :) Czego Ci z całego serca życzę :)

Nie mam tego za sobą. Za sobą mam tylko jakąś tego część, ale chyba bardzo chciałam w to wierzyć (że wszystko), skoro nie czułam tego co Ty Wiking. Czuję, że teraz też mi to jest bardzo potrzebne (taka postawa, jaką Ty przyjmujesz).

Tak sobie teraz myślę, że moja ta moja reakcja (brak kontaktu z uczuciami, które Ty masz) wynikała z tego, że chciałam wierzyć w iluzję. Czyli w to, że mój mąż mnie kocha, że nie robi tego dlatego, że ma mnie w dupie, tylko dlatego, że jest biedny i inaczej nie może.
Teraz już tak nie myślę. Nie wiem, po prostu, jak to jest.
Tzn. wiem, skąd wynika potrzeba krzywdzenia innych, ale nie wiem, dlaczego jedni ludzie, gdy sobie to uświadamiają, że robią komuś krzywdę (czy mogą ją zrobić) potrafią skonfrontować się ze swoimi demonami po to, żeby nie krzywdzić, a inni (tak jak mój mąż) olewają to i wybierają ucieczkę od tego co ich boli i tym samym krzywdzą.
Kiedyś czytałam taką książkę, w której kobieta opisuje swoje doświadczenia. Była potwornie krzywdzona jako małe dziecko, potwornie. I na końcu napisała słowa, które głęboko zapadły mi w pamięć, że ona zdaje sobie sprawę, że wszyscy jej krzywdziciele, w tym matka, byli tak samo krzywdzeni w dzieciństwie, ale uważa, że to nie tłumaczy tego, że teraz świadomie wybierają takie same czyny wobec innych. Według niej to tylko wymówka, bo ona jest doskonałym przykładem na to, że może być inaczej, że w życiu dorosłym nie trzeba tego powtarzać.

No więc co o tym decyduje? Świadomość? Przecież przychodzimy na świat z jakimś tam poziomem świadomości (każdy na innym), może o to tutaj chodzi?

Akurat przedwczoraj mój mąż oglądał (niby przypadkiem) film poruszający dokładnie ten problem (no może niedokładnie, ale jednak podobny).
W obliczu zagrożenia mąż (z filmu, nie mój ;) uciekł, sam się ratując, żona została z dziecmi i ratowała przede wszystkim dzieci. I potem mieli z tym problem.
M. był bardzo poruszony, bo to było tak jakby o nim. Zawsze uciekał i nawet nie raz o tym rozmawialiśmy, że gdyby groziło nam niebezpieczeństwo, to pierwszy wziąłby nogi za pas.
Zresztą ucieka cały czas. Ucieka od swoich demonów, a przez to krzywdzi mnie, z czego doskonale zdaje sobie sprawę, a jednak to robi.
Nie obchodzi go to, że cierpię, choć twierdzi inaczej.

No więc dlaczego tak jest, że jeden ucieka (myśli tylko o sobie), a drugi dostrzega nie tylko siebie? Tam uciekającym był mężczyzna, a ratującą kobieta, matka, ale wydaje mi się że to nie tylko o instynkt macierzyński tutaj chodzi. Bo ratującymi niejednokrotnie są też mężczyźni.
Dlaczego jedni mierzą się ze swoim cierpieniem, żeby dalej nie krzywdzić siebie i innych, a drudzy uciekając, po prostu topią swój ból w krzywdzeniu innych??

Wydaje mi się, że może jednak chodzić o poziom świadomości. Bo niby jest tak (gdzieś tam przeczytałam kiedyś, może u Łazariewa), że ludzie najbardziej nieświadomi widzą winę (odpowiedzialność) tylko w innych, na zewnątrz. Nigdy nie czują swojej odpowiedzialności. Bardziej świadomi, znowu widzą ją w sobie. A jeszcze bardziej świadomi coś tam, zapomniałam co (tzn. mam pewne typy, ale nie chcę rozpowszechniać nieprawdziwych info, a szkoda mi baterii, żeby to sprawdzać w necie).
A w przypadku mojego męża bardzo charakterystyczne było zawsze, że zrzucał winę na wszystko, nawet na przedmioty materialne, tylko nie na siebie.
Ja z kolei, niedawno sobie o tym przypomniałam, wg pewnej numerolog, u której robiłam analizę lata temu, przyszłam na świat jako bardzo świadoma dusza (co miało być charakterystyczne w tym moim portrecie numero). Myślę, że mogło tak być, bo już o dziecka czułam nie wiem, jak to określić, różne zależności pomiędzy wszystkim na świecie, powiązania, widziałam więcej niż inni wokół mnie. Przez co niestety byłam czasem traktowana jak osoba nienormalna, albo po prostu dziecinnie (głupcy mądrego uważają za jeszcze większego głupca od nich, bo nie są w stanie go zrozumieć). Niestety, wybrałam sobie nieciekawe warunki wcieleniowe, wśród głupich ludzi (bo moi rodzice byli naprawdę, może nie tyle głupi, ale mieli naprawdę niską świadomość), którzy zawsze mi umniejszali (no więc to umniejszanie nie zaczęło się dopiero w małżeństwie, to była tylko kontynuacja).
No ale do czego dążę - ja zazwyczaj nie uciekam (ale też mi się zdarza). Tym bardziej gdy widzę, że moja ucieczka może naprawdę kogoś zranić.

Choć nie wiem, może się mylę z tą świadomością. To tylko moja propozycja.
Tym bardziej, że czasem wydaje mi się, że M. ma wysoką świadomość (jak łapie kontakt ze sobą).
Bo ja to na przykładzie M. próbuje rozkminić (on ma rys psychopatyczny w osobowości), a nie umiem go na przytomnie ocenić (za dużo skumulowanych emocji, oczekiwań itd.), czasem wydaje mi się totalnie nieświadomy, a czasem wręcz przeciwnie - bardzo świadomy.

Kurde, tak na szybko napisałam (bo się boję, że mi bateria padnie), bo nie chciałam myśli tracić, ale nie wiem, czy logicznie ;)

Frisky

  • Wiadomości: 5 792
  • Płeć: Mężczyzna
  • Status: Obserwator
[#]   « 2017-10-06, 11:56:09 »

"Kryzysy pojawiają się z nadmiernych oczekiwań. Druga osoba ma mnie całkowicie wypełnić, zawsze zrozumieć, zaspokoić wszystkie potrzeby. Powinna stać się niczym Bóg. Jeśli jednak ktoś nie potrafi być sam ze sobą, nie będzie umiał być także z innymi ludźmi, będzie chciał ich zawłaszczyć. To zniszczy każdą relację.
Istnieje rodzaj samotności, którego nie zaspokoi żaden człowiek, choćby najbliższy. On jest darem, przypomina o naszej niewystarczalności”.

Konkret na dzisiaj: przyjrzyj się swoim oczekiwaniom wobec innych ludzi. Czy nie stały się już żądaniami?
Niech Cię błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec i Syn i Duch Święty +"
http://slowodaje.net/drugi-czlowiek-zeby-spelniac-oczekiwania-mt-201-16a/

: )

Wiking23

  • Wiadomości: 393
  • Płeć: Mężczyzna
    • c
  • Status: Obserwator
[#]   « 2017-10-04, 10:29:52 »


Okej - więc jak o tym "powrocie do domu".

Doctor who - to władca czasu (moja zajawka), podróżuje w czasie i przestrzeni. "władca" - jakby miał nad tym kontrolę, gdzie wyląduje. Takie tam w ogóle przypadkowe i niezwiązane... oczywiście...

Ja po napisaniu tego posta niżej, poczułem się kompletnie zagubiony w czasie i przestrzeni, i w miejscu w którym wylądowałem. Nie czuje że to jest moje miejsce. I jest we mnie ogromne poczucie że chciałbym wrócić do siebie nie w sensie gdzieś tam... daleko, tylko w sensie do siebie, prawdziwego, do swojej natury, do swojego wyrażania siebie itd.

Wiking23

  • Wiadomości: 393
  • Płeć: Mężczyzna
    • c
  • Status: Obserwator
[#]   « 2017-10-04, 10:02:43 »

czyli brak i niezaspokojenie.

To , co przeniosło się w konsekwencja na to

Może dążenie do przyjemności, przynależności, zrozumienia, akceptacji, miłości, oświecenia?

Kontekst:

Przynajmniej tej wierzchnej warstwy doświadczeń był taki, że pierwsze wcielenia ziemskie odczułem bardzo źle (chyba jak każdy kto spada ze światów energetycznych). Mniej więcej nie mogłem się ani odnaleźć, zero zrozumienia, akceptacji, a raczej coś odwrotnego, czyli dostawanie za jakieś próby "wyrażania siebie"

W momencie krytycznych, miałem takie "postanowienie", chcę już tego niedoświadczań ( "ucieczka"), a wrócić do "domu", + chęć i ogromna potrzeba bycia zrozumianym, akceptowanym. Tak z pozoru nie wygląda to na jakiś tragiczny zestaw, nazwyjmy to intencji do siebie.

A jak to się zrealizowało. Mniej więcej tak miałem trochę spokoju w kolejnych wcieleniach, i czułem się świetnie, i chociaż nie szukałem aktywnie tej akceptacji, to z powodu tych braków, byłem łasy, jak dziecko które nigdy słodyczy nie jadło, a tu cukierek. Bo tak to się zaczeło manifestować, że wszystkie przykrości, od których uciekłem, odeszły w cień, a chęć doświadczania akceptacji chociaż pozornej, spowodowała właśnie taką podatność, na taki tym osób, czyli z pozoru na wierchu, fajnie, miło, a w ukryciu, w cieniu realizacja czegoś innego.

W tym były dwa zaślepienia ze sobą powiązane, czyli nie widzenie tego co się faktycznie dzieje, z powodu wyparcia, a potrzeba akceptacji, w tym wypadku, też takiego zaczarowania, czyli nawet jakby nie możność przyznania , że ani akceptacji, ani zrozumienia tam nie było, tylko gra/zimna kalkulacja/ itd., bo to też wejście w te krzywdy od których uciekłem na początku, więc to się ze sobą wiąże.


To ciekawe że włączyłaś w to oświecenie, ale tak to też znany motyw sekt, narcystycznych guru, itd. Obiecywanie powrotu do domu (do miejsca gdzie jest miło, przyjemnie, itd.) chociaż w różnym opakowaniu. Jakiegoś rodzaju astral liczy się ? Chyba tak. Odnosząc się to tego wyżej, to tak miałem chciałem wrócić do domu, tak to nazwijmy, chociaż nie wiedziałem, jak. I tak z pojawieniem się kogoś, kto drogę "znał", i chciał mi "pomóc", to po prostu, ah i oh. Typowe.



https://www.youtube.com/watch?v=ITCcWPTIV2Q


Jeśli jakiś mechanizm manipulacji sprawdza się, to po co ta osoba ma go zmienić dopóki nie cierpi lub nie wejdzie w autorefleksję?

Jeszcze taki szok, miałem bo myślałem że jak miedzy duszami się uzdrawia , to zazwyczaj powoduje to refleksję po drugiej stronie, jakąś, nawet małą, w tym przypadku, "refleksja" była taka, uwolnisz się, poszukam innych na których słabościach mogę się pożywić. Zimna kalkulacja, co jest jak przeczytałem trudne samo w sobie do przyjęcie ten szok, bo to trzebam przyjąć że od początku, wszystko było zimne, bez uczuciowe, pozorne, szopka, ... i wszystkie odczucia z tym związane....


Eh jeszcze tego mi leży, trochę.

Mateusz

  • Wiadomości: 1 234
  • Status: Obserwator
[#]   « 2017-10-03, 20:51:12 »
Co robić, by inni czuli się w naszym towarzystwie komfortowo?

http://www.focus.pl/artykul/co-robi-by-inni-czuli-si-w-naszym-towarzystwie-komfortowo

Sylvia

  • Wiadomości: 2 128
  • Płeć: Kobieta
    • www.sylwiawolf.com
  • Sylwia A. Tender Wolf - terapeuta, trener EFT, Instruktor Theta Healing, Regreser, Matryca Energetyczna, Bars, więcej www.sylwiawolf.com Artykuły: http://www.ezosfera.pl/sylwiawolf/artykuly
  • Status: Ekspert
[#]   « 2017-10-03, 18:28:54 »
Psychopaci robią bardzo dobre pierwsze wrażenie, i co się z tym wiąże bardzo szybko wzbudzają zaufanie(próbują je wzbudzić), i bardzo szybko ( czyli za szybko !) próbują przenieść znajomość, na pole bardziej osobiste, w celu uzyskiwania właśnie bardzo osobistych zwierzeń, poglądów, głębokich chęci i niechęci drugiej osoby, właśnie aby mieć pewne pole do manipulacji, a najlepiej się manipuluje na polu tym bardziej osobistym. Chodzi o to że zbyt szybko wykazują zainteresowanie poznaniem lęków, oraz marzeń drugiej osoby, bardziej osobistych doświadczeń itd. Przy tym sami albo nie dzielą niczym od siebie, albo to czym się dzielą( co występuje najczęściej), jest zmyślone / pozorowane / udawane.

Wzbudzania zaufania można się nauczyć. Być w roli osoby godnej zaufania, mieć taką maskę, zamiast naturalnie być godnym zaufania. Im mniej ludzie ufają sobie na poziomie prawdy, im maja większe niedobory uczuciowe, są niezaspokojeni, życiowe, tym łatwiej wejdą w gry. Widać to w każdej dziedzinie życia. W finansach (piramidy finansowe), we wchodzeniu w związki (obietnice idealności, która nie istnieje, co nie znaczy, że ma być toksycznie), w uleganiu czyimś celom, ideom, społecznie strukturom, grupom.
Jeśli jakiś mechanizm manipulacji sprawdza się, to po co ta osoba ma go zmienić dopóki nie cierpi lub nie wejdzie w autorefleksję?

Spojrzałabym na drugą stronę zajmowania się tematem. Jeśli pojawiają się w czyimś życiu tacy "źli" ludzie, sytuacje, wchodzi to w emocje i straty, to jakie wzorce i emocje mną manipulują? Wpływają na mnie i szkodzą?
Strach, poczucie, winy, wstydu, apatia, poczucie zagrożenia, złość? Może dążenie do przyjemności, przynależności, zrozumienia, akceptacji, miłości, oświecenia? Dążenie czyli brak i niezaspokojenie.


 






Sylvia

  • Wiadomości: 2 128
  • Płeć: Kobieta
    • www.sylwiawolf.com
  • Sylwia A. Tender Wolf - terapeuta, trener EFT, Instruktor Theta Healing, Regreser, Matryca Energetyczna, Bars, więcej www.sylwiawolf.com Artykuły: http://www.ezosfera.pl/sylwiawolf/artykuly
  • Status: Ekspert
[#]   « 2017-10-03, 07:24:00 »
Grzeczność buduje relacje. Dobre maniery to życzliwość:
http://www.focus.pl/artykul/grzeczno-buduje-relacje
« Ostatnia zmiana: 2017-10-03, 07:31:08 wysłana przez Sylvia »

Wiking23

  • Wiadomości: 393
  • Płeć: Mężczyzna
    • c
  • Status: Obserwator
[#]   « 2017-09-26, 11:40:22 »
 ^^ ;):)

Facilite

  • Gość
[#]   « 2017-09-26, 11:38:19 »
Tego już nawet nie pyta się jaki to ma sens, to po prostu im bardziej jest się w swojej naturze, ty bardziej jest się w tym, nikt nawet nie pyta jaki to ma sens, bo jest to tak naturalne i oczywiste, że wszystko co tym nie jest, po prostu nie ma sensu, nawet pytanie nie ma sensu. Upraszczając "Kocha bo lubi kochać, bo kochać przyjemnie" ;)

Ten opis jest mi szczególnie bliski :D

Wydaje mi się że podchodzimy do tych samym rzeczy, z innymi doświadczeniami, z innej strony, i na innych przestrzeniach - ale do tego samego tak myślę. Każdy ma swoje ulubione, zabawki do badania i dochodzenia do prawdy ^^.

Też tak myślę :)

Wiking23

  • Wiadomości: 393
  • Płeć: Mężczyzna
    • c
  • Status: Obserwator
[#]   « 2017-09-26, 11:20:00 »
Wiking,
już wiem, dlaczego wczoraj nie do końca zrozumiałam, co napisałeś.
Nie dlatego, że "słabo" wytłumaczyłeś (bo wyłożyłeś to dostatecznie jasno), czy że było późno, a ja zmęczona, ale dlatego, że się przeciwko temu zbuntowałam.
No więc najpierw się zbuntowałam (na tę abstrakcję konceptu "kochać życie, bo to nowe życie"), a potem pomyślałam sobie, że ma to sens.

A teraz, choć się już nie buntuję przeciwko temu i uznaję to podejście, które opisałeś, to jednak uważam, że jest mi obce, właśnie przez to, że za bardzo abstrakcyjne.
[Choć nie uważam, że to całkiem inne podejście, raczej (znów :) inaczej rozłożone akcenty]
Jak pytam siebie czemu chcę żyć, to przychodzi odpowiedź - bo dążenie do prawdy i sensu jest dla mnie po prostu przyjemne i wciąga niesamowicie :) I jestem skłonna ponosić wszelkie "ciężary" z tym związane.

No dokładnie tak to widzę, jest coś więcej, bardziej, coś co jest warte wszelkich trudów i pomimo trudów.


A czemu matka kocha dziecko? Nie jestem matką, jednak przekładając to na inne relacje: bo przyjemnością jest dla niej obcować z dzieckiem (dawać temu dziecku siebie i brać od niego coś pięknego, czyli po prostu wzajemnie dzielić się radością z przebywania ze sobą i uczenia się od siebie, choć tutaj jeszcze dochodzi element miłości własnej - kocham bo to moje dziecko, no ale to inna kwestia), nawet jeśli musi ponosić też koszty tego (kupy, nieprzespane noce, płacz, itd. itp.).
Tak sobie myślę, że ja po prostu lubię proste, konkretne rozwiązania i pewnie dlatego wybieram takie podejście do tematu :P

No właśnie a co oznacza inne nowe życie, to radość, interakcja, zabawa, dzielenie się, doświadczenie itd. całe bogactwo i różnorodność, która płynie z tego życia. A dzieci są taką esencją tego. Dzięki innemu życiu wprowadza się bogactwo do twojego życia, a ty wprowadzasz bogactwo do czyjegoś.

Tego już nawet nie pyta się jaki to ma sens, to po prostu im bardziej jest się w swojej naturze, ty bardziej jest się w tym, nikt nawet nie pyta jaki to ma sens, bo jest to tak naturalne i oczywiste, że wszystko co tym nie jest, po prostu nie ma sensu, nawet pytanie nie ma sensu. Upraszczając "Kocha bo lubi kochać, bo kochać przyjemnie" ;)


Wydaje mi się że podchodzimy do tych samym rzeczy, z innymi doświadczeniami, z innej strony, i na innych przestrzeniach - ale do tego samego tak myślę. Każdy ma swoje ulubione, zabawki do badania i dochodzenia do prawdy ^^.