Autor Wątek: Komunikacja bez przemocy  (Przeczytany 18208 razy)

Facilite

  • Gość
[#]   « 2017-10-14, 00:46:37 »
nie wiem, czy tacy jesteśmy, a może nie wiem czy tacy po prostu nie jesteśmy ? jej sam nie wiem ;)


a co jeśli z natury jesteśmy cudowni, genialni i wyjątkowi ?


to było by po prostu straszne, no tragedia ;p (dla zakompleksionych-umniejszających białych chyba najbardziej ;p)

Hehehe, no ;)

Ja myślę, że tacy właśnie jesteśmy. Wszyscy, a nie tylko wybrani.
A ludzie sami robią siebie ułomnymi. Z różnych powodów, a właściwie tylko z jednego - bo pragną miłości (uwagi, zainteresowania, akceptacji, ciepła).
I tym wszystkim wspaniałym istotom mówi się "ja wiem lepiej, słuchaj mnie, beze mnie sobie nie poradzisz". I ci ludzie się do tego dostosowują, bo dostosowanie się do cudzych oczekiwań leży w ludzkiej naturze. I tak się kręci Biały Astral.

Ja dziś sobie zdałam sprawę z tego, że to, co teraz mnie spotyka tu na forum, to starcie z BA druga runda. Bo już kiedyś biali mnie odstraszyli. A teraz też w natarciu ;)
Bo czymże (jak nie kwintesencją BA) jest:
- wmawianie komuś, że coś się u niego dzieje, czego on kompletnie nie czuje z przekazem "ja wiem lepiej"?
- zadawanie pytań uświadamiających, mających na celu "podciągnąć" w górę, bo ktoś za wolno się rozwija i w ogóle nie tak jak trzeba?
- dawanie niechcianych rad?

W ogóle uważam, że każde narzucanie się z jakimiś uwagami, wnioskami, wątpliwościami komuś, kto nie prosił o to, jest przekraczaniem jego granic i zalatuje białym astralem. Bo najczęściej wynika z założenia: ja wiem lepiej, ja widziałam więcej, więc muszę pomóc.
Wcale nie muszę. Wcale też nie wiem lepiej, co danej osobie jest potrzebne.  Może właśnie potrzebuje takiego, a nie innego doświadczenia, np. po to żeby uczyć się na swoich własnych błędach.
A takie zakładanie, że ja wiem lepiej niż kto inny odnośnie tego, co u tego kogoś się dzieje to próba kontroli rzeczywistości, której nie da się kontrolować. W gruncie rzeczy jest to bardzo dziecinne i prymitywne (tak jak próba kontroli pogody). Ale też potrafi wyrządzić wielką szkodę.

A propos mojej drugiej rundy walki z BA ;) Teraz reaguję zupełnie inaczej niż za pierwszym razem. Po prostu zrobiłam sobie listę ignorowanych osób i nie czytam :) Na początku trochę mnie ciągnęło i sobie podczytywałam (bo można te ignorowane wiadomości otworzyć, kiedy się chce), ale to już jest coraz rzadsze. I fajnie. Bo czy ja muszę przejmowac się tym, co ktoś, z kim mi zupełnie nie po drodze, mówi i robi?
Kiedyś myslałam, że muszę słuchac wszystkich ludzi. Teraz wiem, że mogę wybierać to, co mi odpowiada, a innym pozwolić w spokoju sobie żyć i mieć swoje poglądy, nawet całkowicie odmienne od moich (byle mi też dali spokój). I mogę też puścić odpowiedzialność za innych. Choć trudno jest to zrobić (już pojawiły się wątpliwości ;p).

"Though our feet might ache
The world's upon our shoulders
No way we going to break
Cause we are full of wonder"

Yeah! :D

Wiking23

  • Wiadomości: 393
  • Płeć: Mężczyzna
    • c
  • Status: Obserwator
[#]   « 2017-10-13, 12:26:21 »



I już wiem, co to za lęk mi wyszedł.
Dotyczy on słów, które kiedyś uznałeś za miałkie ;)


ale to kiedyś... teraz jest inaczej ------> we all change if you think about it ... ;)



"Najbardziej boimy się nie tego, że jesteśmy do niczego.
Najbardziej boimy się tego, że jesteśmy potężni ponad miarę.
To nasza jasna – a nie ciemna – strona nas przeraża.
Zadajemy sobie pytanie, czy możemy być śmiali, błyskotliwi, piękni,
utalentowani i niezwykli.
A czyż właśnie tacy nie jesteśmy?"


nie wiem, czy tacy jesteśmy, a może nie wiem czy tacy po prostu nie jesteśmy ? jej sam nie wiem ;)


a co jeśli z natury jesteśmy cudowni, genialni i wyjątkowi ?


to było by po prostu straszne, no tragedia ;p (dla zakompleksionych-umniejszających białych chyba najbardziej ;p)







I can beat the night, I’m not afraid of thunder

I am full of light, I am full of wonder

Whoa, oh I ain't falling under

Whoa, oh I am full of wonder



Naughty Boy - Wonder ft. Emeli Sandé

https://www.youtube.com/watch?v=_kASjW_aPbQ




Karina

  • Wiadomości: 3 331
  • Płeć: Kobieta
  • Status: Obserwator
[#]   « 2017-10-13, 11:48:12 »
Frisky
:)

Frisky

  • Wiadomości: 5 792
  • Płeć: Mężczyzna
  • Status: Obserwator
[#]   « 2017-10-13, 07:30:22 »
Karina
dzięki za linka, poruszające!

Facilite

  • Gość
[#]   « 2017-10-13, 00:58:51 »
to tylko wiesz takie tam ;)

Wiking,
przede wszystkim - nie "takie tam", bo dzięki temu już teraz zmieniło się moje podejście do męża, mam większą pewność swoich racji i mniejsze poczucie winy :)

I już wiem, co to za lęk mi wyszedł.
Dotyczy on słów, które kiedyś uznałeś za miałkie ;)

"Najbardziej boimy się nie tego, że jesteśmy do niczego.
Najbardziej boimy się tego, że jesteśmy potężni ponad miarę.
To nasza jasna – a nie ciemna – strona nas przeraża.
Zadajemy sobie pytanie, czy możemy być śmiali, błyskotliwi, piękni,
utalentowani i niezwykli.
A czyż właśnie tacy nie jesteśmy?"

Właśnie tego się boję.
Tak się zastanawiałam, po co mi tacy ludzie jak rodzice, mąż (i wszyscy, którzy w całym moim życiu narzucali mi się ze swoimi "złotymi" radami wzmacniając mój lęk przed samodzielnością). Czemu ich sobie wybrałam?
Żeby się ubezwłasnowolnić. Bo bałam się swojej samodzielności, swoich zdolności, swoich pragnień, bałam się siebie po prostu.
Rodzice nie dość, że nie nauczyli mnie samodzielności (choć akurat tego nie musieli mnie uczyć, bo sama sobie świetnie radzę ze wszystkim), to jeszcze ją blokowali. Matka mawiała: "nie rób tego, ja to zrobię, duże kobiety (czyli ona) są do roboty, małe (czyli ja) do miłości". A ona jest ode mnie wyższa tylko o 1 centymetr, no ale ja jestem drobniejsza i faktycznie wydaję się mniejsza. Ojciec jej wtórował: "Hania jest za mała żeby to robić", kiedy np. Hania miała 18 lat i chodziło o pójście po coś do sklepu. Nie wymagali ode mnie nigdy, żebym zrobiła cokolwiek w domu. A gdy zrobiłam coś z własnej woli, np. posprzątałam, to trochę się zdziwili i po sprawie. Totalny kosmos.
Przy czym nie zawsze było to przyjemne ze strony matki, a nawet w większości przypadków nieprzyjemne. Np. gdy raz byłam sama na wsi i przy koszeniu trawnika przepalił się kabel, zaczęłam go naprawiać. Akurat zadzwoniła ona. Kiedy jej powiedziałam, co robię, to ona zaśmiała się pogardliwie i skwitowała: "akurat ty będziesz robić takie prace, zostaw to, bo się zabijesz". Oczywiście naprawiłam to, bo co jest trudnego w połączeniu dwóch kabli, zwłaszcza jak ma się odpowiednie narzędzia (sąsiad jest elektrykiem i dał mi taką złączkę, do której wkłada się kabelki, izoluje się taśmą i zrobione).
Albo gdy jakiś czas temu przyjechała do nas i obtrząsaliśmy jabłka. Weszła na drzewo i zaczęła trząść. Oczywiście niewiele to dało, bo te z czubka nie spadały. Pomyślałam sobie, że będę musiała tam wejść (na czubek) i zatrząść porządnie. Tymczasem ona zeszła i powiedziała coś, co dopiero potem doszło do mnie i nie chciało mi się zmieścić w głowie: "Ty Haniu nigdy byś o tym nie pomyślała, żeby tam wejść i zatrząść, prawda?". No po prostu "witki mi opadły".
Teraz bym jej tak dosoliła, że by jej w piety poszło, ale wtedy tylko weszłam na czubek i zatrzęsłam drzewem tak, że spadły prawie wszystkie owoce.
Taka jest moja mamuśka. No i do tego mąż, który też nie pozwala mi nic robić, no chyba że czegoś nie umie, ale wtedy tak mi umniejsza, że i tak powinnam czuć, że nic nie umiem sama zrobić.
Tak więc masakra odbiegająca od normy hohoho i trochę.
Widać bardzo musiałam bać się tej mojej samodzielności, skoro tak się spętałam.
Bo też i czuję w sobie dużą moc i wiarę we własne siły.

Rzadkie to momenty, ale zdarza się, że jestem sama ze sobą i sama decyduję o sobie i moim życiu. Wtedy wszystko mi się udaje, jest tak, jak chcę i zdarzają się rzeczy, które zakrawają o cuda.
Przede wszystkim czuję się bardzo bezpiecznie, nic nie może mi się stać, podczas gdy jak jestem z mężem, albo (co gorsza) z matką, to spotykają mnie niemiłe rzeczy (moja matka jest dumna z tego, że ma wiecznego pecha).
Gdy czegoś chcę i nikt tego nie blokuje to dzieją się takie rzeczy jak np. wtedy (kiedyś już dawno temu, ale to fajny przykład, spektakularny), gdy pomyślałam sobie, że chciałabym chodzić na kurs metody Callana. Powiedziałam to w kuchni do mamy, poszłam do kompa, żeby o tym poczytać, a tam pierwsze info w googlach: nabór na kurs Metodą Callana + kurs szybkiego czytania i mnemotechniki całkowicie za darmo. No więc się zapisałam i odbyłam :)
Spełniają się moje marzenia, mimo że świadomie, ani celowo tego nie kreuję, wystarczy, że pomyślę i za jakiś czas się spełniają. Pieniądze przychodzą do mnie same. Pojawiają się pomocni ludzie, gdy ich potrzebuję z przedmiotami (konkretnymi!), których potrzebuję w danym momencie. Samochodem jeżdżę bez GPS-u i zawsze trafiam do celu. Itp. itd.

Oczywiście matka+mąż uważają, że jestem naiwna i chcę przejść przez życie "między kroplami deszczu", a tak się nie da. Życie wg nich polega na trudzie, mozole i dostawaniu kopów w dupę. No więc się do nich dostosowuję, bo nie chcę wychodzić na naiwną i infantylną. Zresztą oni mnie nie słuchają (matkę mam w nosie, ale do męża starałam się dotrzeć, jednak to jak grochem o ścianę), a ja też się tego boję. Że może mi być za łatwo, za lekko, za dobrze. W materii.
No właśnie i tu jest pies pogrzebion. W skrócie - Biały Astral rządzi ;)

Ja blokuje w ten sposób swoje moce duchowe, blokuje możliwość i radość życia w materii. Bo przecież tutaj nie można przejawiać swoich mocy duchowych, tutaj nie ma miłości, a w ogóle to trzeba wracać do aniołkowa, do Boga.
Tzn. ja tak świadomie nie myślę, buntuje się przeciwko temu, bo wiem, że jest inaczej, ale ten lęk głęboko siedzi.
Tym bardziej, że nie chcę realizować takiej powszechnej rozwojowej wizji życia na ziemi, w której pomaga się innym różnymi duchowymi lub chociaż psychologicznymi metodami.
Ja bym chciała żyć dla siebie, bawić się w materii, chciałabym po prostu być szczęśliwa i nie myśleć o innych (ponad miarę). I realizować się w zawodach niekoniecznie związanych z duchowością (bo już tym rzygam po prostu). Chciałabym być zwyczajnym, ale szczęśliwym człowiekiem.
To jest dla mnie jakieś tabu, dlatego tak się tego boję i tak to blokuję. Czuję że ten BA bardzo mnie obciąża. To jest mój największy lęk, poza lękiem przed bliskością, oczywiście ;) A może to jeden i ten sam temat? Prawdopodobnie tak, ale póki co nie widzę klarownie tych powiązań.

Tak jeszcze sobie pomyślałam, że być może staram się uciekać w to, co opisuję, przed tym, co tu i teraz, czyli przed moimi problemami w związku.
Nie wiem, ale nie sądzę, bo nieprzytomność mnie przy tym łapie okrutna, a tak jest zawsze jak trafiam z czymś w sedno ;)

Karina

  • Wiadomości: 3 331
  • Płeć: Kobieta
  • Status: Obserwator
[#]   « 2017-10-12, 17:42:32 »
Frisky

A tak cos mi sie pomerdało;)

https://www.facebook.com/osrodek.monitorowania/videos/630489973792806/?hc_ref=ARSaysBH7hMh3fFTXOsipchPqN4zmdcbUFzssjjJIb5RhTdEYymePM6QA60P8xkCoKY

Jakoś mnie to rusza, bo mam zaprzyjaźnionego hindusa, który jest kucharzem w restauracji "Curry House". I fajnie, ze tak mówi otwarcie i szczerze o problemach.
« Ostatnia zmiana: 2017-10-12, 17:46:06 wysłana przez Karina »

Frisky

  • Wiadomości: 5 792
  • Płeć: Mężczyzna
  • Status: Obserwator
[#]   « 2017-10-12, 11:10:27 »
Karina
to chyba nie ten link co chciałaś? : )

Facilite

  • Gość
[#]   « 2017-10-12, 09:55:01 »
Tak, to całkowicie w porządku :))
:*

Wiking23

  • Wiadomości: 393
  • Płeć: Mężczyzna
    • c
  • Status: Obserwator
[#]   « 2017-10-12, 07:41:24 »


Żeby to sobie w pełni przyswoić, potrzebuję jeszcze czasu. Na pewno będę wracać, do tego co napisałeś, bo świetnie to ująłeś, tak całościowo i przejrzyście. I bardzo to do mnie przemawia (choć jeszcze trochę się tego boję ;p).

Wiesz, ja też potrzebuje czasu i boję się ;>, i raczej łapie kontakt z tym, niż już w pełni jest za mną, moim zdaniem to okej jest się bać, to też uczucia i przeżycia, i wystarczy pozwolić sobie przeżywać je w swoim czasie, na tyle na ile się chcę i czuje się bezpiecznie. Pozwolić sobie czuć to co się czuję.


pozdrawiam ;)



No i Wiking, teraz widzę, że zapomniałam napisać - jestem Ci bardzo, bardzo wdzięczna! :))

to tylko wiesz takie tam ;)


Facilite

  • Gość
[#]   « 2017-10-11, 22:53:24 »
No i Wiking, teraz widzę, że zapomniałam napisać - jestem Ci bardzo, bardzo wdzięczna! :))

Karina

  • Wiadomości: 3 331
  • Płeć: Kobieta
  • Status: Obserwator
[#]   « 2017-10-11, 22:05:33 »
https://www.youtube.com/watch?v=Y7oGzaLELsk - Ośrodek Monitorowania Zachowań Rasistowskich i Ksenofobicznych

Facilite

  • Gość
[#]   « 2017-10-11, 21:30:25 »
Wiking, mogłabym się podpisać pod tym, co napisałeś, chociaż ja bym nie potrafiła tego tak świetnie opisać (no i przede wszystkim spojrzeć na to tak klarownie w moim stanie).
Bardzo tego potrzebowałam. Ale też bardzo się tego wystraszyłam i musiało upłynąć trochę czasu i uczuć, żebym mogła przeczytać to bez większych emocji, z pełnym zrozumieniem i w pełni to odczuć. Choć nie wiem, czy "w pełni" to właściwe określenie, chyba jednak nie.
Żeby to sobie w pełni przyswoić, potrzebuję jeszcze czasu. Na pewno będę wracać, do tego co napisałeś, bo świetnie to ująłeś, tak całościowo i przejrzyście. I bardzo to do mnie przemawia (choć jeszcze trochę się tego boję ;p).
« Ostatnia zmiana: 2017-10-11, 21:33:28 wysłana przez Facilite »

Facilite

  • Gość
[#]   « 2017-10-11, 14:53:33 »
Nie wydaje mi się aby napisał coś odkrywczego, nie wiem, ale napiszę jak to widzę.

Wiking,
dla mnie jest to bardzo odkrywcze na ten moment. I bardzo mnie to poruszyło. Do tego ta piękna muzyka... nawet nie wiem, czy ona mnie bardziej poruszyła, czy to co napisałeś.
Na pewno jeszcze słabo to do mnie dochodzi. Na razie czuję opór, żeby do tego wrócić.
Nie da się na raz ;)

Dziękuję :*

Wiking23

  • Wiadomości: 393
  • Płeć: Mężczyzna
    • c
  • Status: Obserwator
[#]   « 2017-10-11, 14:25:51 »


Miałam nie oglądać, żeby się nie nakręcać*, ale już za późno ;) Nie mogę się doczekać Świąt :D
Wiking, jak będziesz miał jakieś przemyślenia, to się podzielisz?

*A nie chciałam się nakręcać, żeby nie tworzyć złudzenia siły/mocy w moim życiu. Chcę przeżyć moją bezsilność do końca, bez ucieczki.
U mnie też ta bezsilność ma wiele wspólnego z bezbronnością. Poczułam to zwłaszcza teraz, gdy pozbawiłam się części kciuka (nie mogę się bronić, nie mogę się sobą zaopiekować, tak jakbym chciała, tak jakbym tego potrzebowała, wymagam pomocy z zewnątrz).

Podziele się :)

...

Chyba pierwszy raz pozwoliłem sobie tak mocno zatopić się w poczuciu bezbronności, to chyba najodpowiedniejsze słowo. Tak jakbym nie miał wpływu na nic co się dzieje na zewnątrz, a skoro tak to nie mam wpływu na to gdy dzieje mi się krzywda z zewnątrz.

...

Wydaje mi się, że może jednak chodzić o poziom świadomości. Bo niby jest tak (gdzieś tam przeczytałam kiedyś, może u Łazariewa), że ludzie najbardziej nieświadomi widzą winę (odpowiedzialność) tylko w innych, na zewnątrz. Nigdy nie czują swojej odpowiedzialności. Bardziej świadomi, znowu widzą ją w sobie. A jeszcze bardziej świadomi coś tam, zapomniałam co (tzn. mam pewne typy, ale nie chcę rozpowszechniać nieprawdziwych info, a szkoda mi baterii, żeby to sprawdzać w necie).
A w przypadku mojego męża bardzo charakterystyczne było zawsze, że zrzucał winę na wszystko, nawet na przedmioty materialne, tylko nie na siebie.
Ja z kolei, niedawno sobie o tym przypomniałam, wg pewnej numerolog, u której robiłam analizę lata temu, przyszłam na świat jako bardzo świadoma dusza (co miało być charakterystyczne w tym moim portrecie numero). Myślę, że mogło tak być, bo już o dziecka czułam nie wiem, jak to określić, różne zależności pomiędzy wszystkim na świecie, powiązania, widziałam więcej niż inni wokół mnie. Przez co niestety byłam czasem traktowana jak osoba nienormalna, albo po prostu dziecinnie (głupcy mądrego uważają za jeszcze większego głupca od nich, bo nie są w stanie go zrozumieć). Niestety, wybrałam sobie nieciekawe warunki wcieleniowe, wśród głupich ludzi (bo moi rodzice byli naprawdę, może nie tyle głupi, ale mieli naprawdę niską świadomość), którzy zawsze mi umniejszali (no więc to umniejszanie nie zaczęło się dopiero w małżeństwie, to była tylko kontynuacja).
No ale do czego dążę - ja zazwyczaj nie uciekam (ale też mi się zdarza). Tym bardziej gdy widzę, że moja ucieczka może naprawdę kogoś zranić.

Nie wydaje mi się aby napisał coś odkrywczego, nie wiem, ale napiszę jak to widzę. Ja miałem podobne odczucia, w sensie widzenia więcej, od otoczenia, jakbym to ujął ja bardziej widzę perspektywicznie-przestrzenie. I ostatnio bo z pół roku temu, czyli nie dawno zacząłem zauważać, pewną subtelną rzecz (dla mnie, dla innych może to być oczywiste), że w kontaktach z innymi, stawiałem się jako moderator (rodzic), niejako że jak widzę więcej, to bardziej wiem, więc jakoś tak stawiałem się w przestrzeni jako moderator (rodzic) sytuacji. Teraz jak o tym myślę to też czułem się bezpieczniej właśnie moderując, bo dawało mi to iluzję kontroli tak sądzę, nad tym co druga osoba robi, lub bardziej tego czego nie zrobi (nie skrzywdzi mnie). Czyli jak to teraz piszę, to tworzenie iluzji wszystko jest "okej" nawet jeśli nie jest. A nawet bardziej tworzenie iluzji rozwoju, czyli tego że będzie "okej". Bo jak to wygląda z perspektywy moderatora, w sytuacji konfliktu, żeby było najlepiej dla każdej ze stron szukałem złotek środka, którego po prostu czasem nie ma. Znów widzenie tego co by się chciało, bardziej kreowania, niż widzenie tego jak jest, jednak zapewnia to poczucie bardzo silne bezpieczeństwa jakby. To jakby mimo starań status quo, zostanie zachowany, dlatego że nie da się być zawsze moderatorem sytuacji, i żywym ludzkim indywidualnym sobą, na raz.

W przypadku krzywd, kontaktu z nimi, trzeba pozwolić sobie odczuć wszystko, przyjąć wszystko z integrować się na nowo, przeżyć to. Nie można tego zrobić w pełni, jeśli widzi się oprawce, jako też skrzywdzoną kiedyś osobę, biedną, z intencjami, karmą itd. To jest ten efekt że empatyczny świadek powinien stanąć po stronie skrzywdzonego dziecka w 100%. W tym przypadku stanąć całkowicie po stronie swojego skrzywdzenia, i odpuścić bycie moderatorem/rodzicem/dobrym sędzią/ drugiej strony, bo to nie nasza odpowiedzialność (niech ona się broni, usprawiedliwi, przeprasza, zmieni swoje zachowanie itd. / pójdzie siedzieć / dostanie kulkę - najwidoczniej zasłużyła!).

Gdyby krzywdy usprawiedliwiały krzywdy, to byśmy się już dawno wybili, bo każdy został skrzywdzony mniej lub bardziej, a jednak ludzie wybierają inaczej. Po prostu wybierają inaczej. A jeśli nie to ich decyzja, żaden to powód czy usprawiedliwienie, że ktoś krzywdzi słabszego, bo kiedyś on był skrzywdzony przez silniejszego, tym bardziej powinien starać się tego nie robić komuś drugiemu. Bo gdyby tak usprawiedliwiać / znajdywać powody, to można znaleźć powody dla wszystkie np. a bo zupa była za słona... to już można być adwokatem diabła w zasadzie.

Gdy się staje po swojej stronie, to sytuacja wygląda już inaczej niż z punktu moderacji(czasem bardzo inaczej). Krzywda wydaj się większa, emocje, i uczucia silniejsze, i przede wszystkim bardziej poważnie jest(mniej ściem). Bardziej na ostrzu noża, ale taka właśnie sytuacja zmienia status quo tak sądzę. Znikają też zaślepienia, iluzja moderatora, kontroli, wszystko jest bardziej żywe, i bardziej jakby niebezpieczne (dla oprawcy, bo nie ma "dobrego" rodzica, lub w zasadzie adwokata diabła - czasem). Ale to chyba dobrze, bo oprawca nie powinien czuć się bezpiecznie, gdy kogoś krzywdzi.



No i dalej mi z pod wielu negatywnych uczuć, zaczęła prześwitywać, i wychodzić, inna warstwa właśnie braku kontroli, i bezradności. I teraz myślę sobie że właśnie bycie tym moderatorem, i tworzenie inicjatywy żeby było dobrze, dla dwóch stron, to w zasadzie okazała się iluzja mocy, właśnie z powodu poczucia bezbronności, i bezradności i braku kontroli nad zewnątrz.

Wydaje mi się też że cała moc zmiany, jest w tej części nas która się odcięła, schowała z powodu traum, i kontakt z nią pozwala, przeżyć, zmienić, "sytuację" energię, wzorce myślowe - i odzyskać siebie, być bardziej sobą. I pomimo że rozumowo i intelektualnie się coś rozumie, to zmienna dzieją się jak się lapnie kontakt ze sobą, i przeżyje uczucia, zranienia, ból. Bo za tymi uczuciami jest skryta cześć nas, która ma pełną nieuświadomioną moc zmiany (która kryje się właśnie za lękami, bólem, ciężkimi przeżyciami)

Więc dla integralności siebie, swojego rozwoju trzeba pozwalać sobie być sobą(zbliżać się do siebie), w sobie, ze swoimi uczuciami, ufać im, pozwolić im być realnymi, pozostawić resztę, reszcie(nie trzeba zbawiać świata). Przynajmniej ja myślę i tak chcę.


Okej, ja tak napisałem, jakby to było łatwe, a nie jest, w zasadzie jest trudne, strasznie, i śmiertelnie, bo chyba tak to jest być żywym istnieniem. Wrażliwość i bezbronność.






Poniżej (bezbronności) jednak wyczułem że jest coś jeszcze (ale tylko trochę), jakaś żywa część mnie (być może w prawdziwej "mocy", cokolwiek to znaczy). Departure.


Madì | Max Richter - Departure (Lullaby)

https://www.youtube.com/watch?v=lUvG61iP730









Facilite

  • Gość
[#]   « 2017-10-11, 11:42:10 »
dzisiaj rozkminiam bezbronność i bezsilność, no i kontrast czyli siłę i moc, potem obejrzałem nową zapowiedz do GW, i teraz rozkminiam to w tym kontekście filmów ;)

Miałam nie oglądać, żeby się nie nakręcać*, ale już za późno ;) Nie mogę się doczekać Świąt :D
Wiking, jak będziesz miał jakieś przemyślenia, to się podzielisz?

*A nie chciałam się nakręcać, żeby nie tworzyć złudzenia siły/mocy w moim życiu. Chcę przeżyć moją bezsilność do końca, bez ucieczki.
U mnie też ta bezsilność ma wiele wspólnego z bezbronnością. Poczułam to zwłaszcza teraz, gdy pozbawiłam się części kciuka (nie mogę się bronić, nie mogę się sobą zaopiekować, tak jakbym chciała, tak jakbym tego potrzebowała, wymagam pomocy z zewnątrz).