Zastanawiałem się czy w ogóle tu o tym pisać, bo zauważyłem jakąś intencje do wzburzania powszechnie panujących opinii i wchodzenia w jakieś dyskusje nawracające, ale w sumie nie muszę tego robić, a jakąś inspirację mogę pozostawić.
Coś się mnie ruszyło w kwestiach misji i prania mózgu od UBA, na co dowodem jest choćby moja matka, która od rana coś do mnie ma (choć sama nie wie co) - nawet podeszła do mnie niby żartując z tekstem "Mogę cię kopnąć w dupę? Nie wiem czemu, ale mam dzisiaj straszną ochotę to zrobić". Myślałem, że padnę jak to usłyszałem
W każdym razie przechodząc do sedna - już od dłuższego czasu przebijało mi się pewne uczucie, ale teraz zaczęło narastać jeszcze silniej. Chodzi o poczucie, że jestem całkowicie niewinny i w porządku mając w tyłku cały świat i zajmując się tylko tymi sprawami, które sam osobiście uważam za ważne. Czuje że to jest naprawdę w porządku, że biorę się za swoje własne szczęście i dzielę się nim tylko tam, gdzie mam na to ochotę. Czuję się naprawdę w porządku z tym, że mam całkowicie w tyłku, tak bardzo jak się tylko da jakieś afery polityczne, durne ustawy o GMO i inne Bardzo Ważne Sprawy. Mam pełne prawo mieć to wszystko w tyłku i jest mi z tym dobrze.
Miałem poczucie jakiejś zbiorowej odpowiedzialności, przekonanie że skoro uczestniczę w czymś, to powinienem jakieś zainteresowanie wykazać. To chyba UBA zawdzięczamy, że duchowość wszelkiego rodzaju tak mocno przesiąkła wyobrażeniami na temat ratowania świata, wielkiego pomagania i interesowania się na rzecz wspólnego szczęścia. A ja tego już nie czuję.
Czuję, że chce i że opłaca mi się zajmować własnym szczęściem, własnymi sprawami i że to wystarczy. Czuje że Boska energia, która się będzie przejawiać przeze mnie coraz silniej, jest na tyle genialna, aby prowadzić mnie ku właściwym działaniom w zgodzie ze mną. Tak choćby w kwestii pisania na forum. Mam ochotę się pewnymi rzeczami dzielić, więc się dzielę i to wychodzi z moich osobistych preferencji co do działania, więc jest w zgodzie ze mną i jest dla mnie ok.
I to wystarczy, że robię to, na co mam ochotę. Innymi sprawami zajmą się ludzie, którzy mają ochotę akurat na te inne sprawy. My jako ludzkość mamy zdolność bardzo fajnego uzupełniania się nawzajem, więc warto wzorem Kahunów zajmować się sprawami, które są zgodne z nami, a resztę zostawić innym. Odpuścić sobie wszystko czego nie chcemy robić, a co wynikało z jakiegoś poczucia, że się powinno to robić.
Czuję dużą ulgę, tym większą im bardziej pozwalam światu by sobie był taki, jaki jest. Mnie wystarczy że gospodaruje sobie swój własny kawałek świata, a reszta niech sobie będzie taka, jaką inni ją chcą mieć. Dla mnie to jest egoizm, aby uszczęśliwiać na siłę świat, który nie chce być szczęśliwy. My aniołki, wpadliśmy do tego świata i nie możemy się pozbyć nawyku naprawiania go na siłę. Ciągle jakieś próby zrobienia z niego lepszego miejsca czy landrynkowe wizje utopii po końcu świata, itp. Dajmy temu miejscu się rozwijać w swoim tempie, ewoluować razem z jego mieszkańcami. Tyle wspaniałych cywilizacji stworzyli, a wszystkie i tak poszły w cholerę, jak tylko zabrakło ich twórców.
Czemu Bóg pozwala temu światu być takim, a nie innym miejscem? Bo jest leniwy? Nie. Po prostu zdaje sobie sprawę, jak bardzo to jest w porządku, aby sprawy toczyły się swoim torem. Jak ludzie chcą być nieświadomi i mieć takie miejsce, to tak jest. Jak aniołki chcą na chama wszystko naprawiać i się użerać z tym wszystkim mimo marnych i nietrwałych efektów, to tak mają. To wszystko to jest jeden wielki teatr, w którym można zagrać dowolną rolę i w którym scena dostosowuje się sama do aktorów. Zamiast ciągle kombinować jak zmienić całą sztukę, może po prostu warto zgodzić się na zmianę roli?