Coś takiego jak wolna wola sprawiało, że tyle ile aniołków - tyle dróg.
Wyobraźmy sobie, że jest grupa ludzi na środku szczerego pola. Wszyscy mają takie same możliwości poruszania - o własnych nogach. Przed nimi jest piękna, wysoka góra, wokół są pola, lasy, jeziora. Warunkiem oświecenia jest wejście na szczyt góry, poznanie tego co jest na górze. Wczuj się jednak w sytuacje tych ludzi. Im jest dobrze, przyjemnie, nic złego się nie dzieje, a wokół jest tyle ciekawych miejsc. Niektórzy pewni pójdą prostą drogą w stronę góry, czując że to jest coś dobrego dla nich. Innych jednak może rozproszyć koń biegnący po łące i ciekawość zobaczenia o co chodzi z tym koniem. Może to też być informacja od innych istot, że na górze nie ma nic ciekawego i lepiej pójść gdzie indziej. Może to być chęć pójścia za jakąś grupą, która postanowiła wybrać się nad jezioro.
Możliwości był ogrom, a z powodu aniołkowej naiwności i braku świadomości rozróżniającej nie przywiązywały one wielkiej wagi do swoich początkowych wyborów, bo nie zdawały sobie sprawy z istnienia czegoś takiego jak bolesne konsekwencje. Nie wydawało się więc to takie ważne, czy się pójdzie w te czy we wte. Dopiero potem jak się pojawiały mentalne czy emocjonalne przywiązania do pewnych spraw, zaczynała się jazda bez trzymanki. Do Boga się nie miało tak silnego przywiązania, wiec powrót do Niego nie był czymś specjalnie ważnym. Dlatego większość aniołków musiała się porządnie zmęczyć i zatęsknić za miłością, żeby się ogarnąć na serio.