Fajny wątek.
Ja to właściwie mam teraz najlepszy czas jeśli chodzi o A z mojego drzewa i gałęzi.
Ale nie zawsze tak było.
W mieście, gdzie się urodziłem to w rodzinie i w domu miałem dwa A, ale nie te z najbliższych, nie z mojej gałęzi. Wszyscy inni ludzie, znajomi i współpracownicy to byli L. I tak było długo – do 31 roku życia.
Na wczasach u Leszka spotkałem moją żonę, najbliższą mi ze wszystkich A jakie dotąd poznałem, z mojej gałęzi. W jej rodzinie też były inne A. Ale nie te najbliższe. Teraz nawet dwaj jej synowie coś tam się rozwijają, ale to trochę za mało jak na nasze standardy.
Ze współpracowników (inni nauczyciele w szkole, gdzie pracuję) tak jak kiedyś to byli sami L. No ale zmiany następowały wśród uczniów.
Długo to byli sami L, ale kilka lat temu pojawiło się w jednym roczniku ok. dziesięciu A w szkole i wszystkie mi bardzo bliskie (i wtedy też albo zaczęły się rozwijać duchowo, albo już przyszły do liceum w trakcie rozwoju – był taki jeden ewenement).
Ale był to czas kiedy puszczałem też związki ze S, stąd trzy nawet trafiły do klasy, gdzie byłem wychowawcą (fakt, że dwójka szybko się sparowała i zniknęła, ale jedna S 2 lata się pętała). Tak więc taki mętlik w życiu społecznym – tłem byli L, bliskie związki z A, no i nieharmonijne S w okolicy. W końcu przewaliły się te klimaty.
Teraz jest super, bo w klasie mam 9 osób A i to bardzo mi bliskie. Do tego po szkole w innych klasach rozsiane jeszcze kilka innych A. I super mi się pracuje. Wprawdzie nie można liczyć na rozwój duchowy u nich, bo to jeszcze dzieci (większość w gimnazjum i jedna osoba w liceum), ale jest coś ciekawego w całej sprawie.
Większość rodziła się w 1998 roku, a spłodzone zostały w 1997 w większości. Ja natomiast w 1997 roku poznałem żonę i od tego roku pojawiałem się w przyszłym moim miejscu zamieszkania. W 1998 przeniosłem się do żony i … no właśnie teraz się spotkaliśmy.
No więc coś tam zadziałało, jakieś przyciąganie, ale trzeba było na to poczekać.
Ale na takie związki zawsze warto czekać.