ontoja,
ja tylko raz byłam na tych całych Murckach ogródkach działkowych, ale pamiętam, że opowiedziałeś wtedy jedną z najśmieszniejszych historii jakie słyszałam, o tym jak jakiegoś kumpla wystraszyliście prawie na śmierć
Mam dokładnie tak samo, jestem bardzo wdzięczna, że mogłam doświadczyć tylu szalonych rzeczy w życiu, robić te wszystkie głupoty jakie robiłam z ludźmi jakich poznałam, nie żałuję nawet próbowania używek, nie raz uśmiałam się do łez, tęsknię czasem do tamtych czasów, które w sumie nie były tak dawno.
To kurcze zawsze dodawało mi skrzydeł jak mogłam porobić jakieś głupoty z ludźmi przez to przez większość mojego życia nazywali mnie szalona Mela, na szczęście "szalona" już gdzieś zniknęło, a zostało Mela.
Nawet teraz porobiłabym jakieś dziwne rzeczy, eh Strasznie chciałabym zbudować tratwę i na niej gdzieś popłynąć! To takie niespełnione marzenie z dzieciństwa, choć na studiach próbowałyśmy z kumpelą je spełnić i przepłynąć się po Odrze we Wrocławiu, niestety ambitny plan spalił na panewce... No ale nigdy nie jest za późno na spełnianie marzeń!
No wtedy pierwszy i jedyny raz widziałem jak komuś "włosy dęba stają" i to wcale nie jest przenośnia ,nawet towarzyszy temu taki elektryczny dźwięk:)) Miało się trochę szatana za skórą
Kurcze ja też taki byłem jak Ty ,strasznie dużo się wygłupiałem ,byłem czasem takim klasowym błaznem jak coś "walnąłem "to się wszyscy śmiali i ja się lubiłem śmiać tak do rozpuku ,teraz mi się tak często nie zdarza a kiedyś codziennie.Wydawało mi się to niezbyt przytomne później ,ale teraz chyba zmieniam trochę zdanie ,fajnie się czasem tak pośmiać .
Dziwne ,ale ta tratwa to też moje marzenie ,z dzieciństwa ,tak jak basen na podwórku .
Może dobrze ,ze ten plan spalił na panewce bo wypuszczać się niesprawdzoną tratwą na taką rzekę to się mogło różnie skończyć.
Trzeba zobaczyć ,czy na danej rzece jest jakaś żegluga towarowa ,bo tratwa jest prawie niesterowna i można w barkę przypieprzyć .
Kiedyś nabrałem ochoty popływać po rzece ,a że była późna jesień ,pogoda paskudna to nikt mi nie chciał towarzyszyć a mi się nie chciało czekać do wiosny...ani nawet do przyszłego dnia .Dojechałem nad pobliską Noteć to już wieczorna szaruga była .Nie miałem wtedy dobrego pontonu tylko taki plastik plażowy .I popłynąłem ,za drugim zakrętem natknąłem się na barkę ,zajmowała chyba jedną czwartą całej szerokości rzeki i bardzo szybko się zbliżała a przy tej pogodzie nikt tam na bank nie widział małej łupinki pontonu ,zresztą kto by się spodziewał pontonu o tej porze roku.Samemu ponton skierować do brzegu też nie było łatwo a w tym zamieszaniu wyrwałem jeszcze wentyl ,zaczeło mi szybko spieprzać powietrze ,nie mogłem go złapać bo musiałem wiosłować ,ogólnie miałem nie złego stresa
Jakoś się jednak wywlokłem z tej rzeki przez krzaki
Kiedyś była jakaś ekspedycja na tratwach ,Wisłą aż do morza .
Fajnie by tak było się kiedyś puścić jakąś rzeką .Od strony technicznej to by musiała być rzeka szeroka bez zatorów i bez żeglugi .
Przychodzi mi do głowy Wda lub Brda wczesną jesienią lub późną wiosną.