Ktoś mi niedawno powiedział, że mam talent do marketingu. Mocno sie zdziwiłam. Sporo życia uciekałam od ludzi i sprzedaży.
W mojej podświadomości był mocny kod : że sprzedawca to ten co chce wyciągnąć pieniądze od biednego klienta i wcisnąć mu to czego on nie potrzebuje. Jako mała dziewczynka marzyłam, że wynajdę cos bardzo taniego i będę rozdawała to za darmo biednym ludziom i ich uszczęśliwię ;-). Jako uzdrowiciel też mocno zaniżałam swoje ceny bo czułam odpowiedzialnośc za finanse klienta.
Ale cos się ostatnio bardzo zmieniło. Zaczyna mnie fascynować sam proces sprzedaży, wymiany. Robi sie z tego coś fajnego :-) Nawet jak sprzedaję swoje stare książki, sam proces omawiania warunków, ceny, innych kosztów. Sama przyjemność. Przyjemnością jest to jak się staram, żeby te koszty transportu były jak najniższe, aby to było dobrze zapakowane i szybko dotarło - bo ktoś na to czeka. I to, że dostaję pieniądze za swój wysiłek, wkład i serce :-)
To samo z usługami. Tu jeszcze jakieś opory widzę. Ale to też powoli odchodzi. Jak sie nie traktuje pieniędzy tak śmiertelnie poważnie to wszystko jest łatwiejsze. Ten sam proces, ta sama wymiana: wartość, talent, doświadczenie, serce za pieniądze. To uczciwe i jawne.