Całe życie byłem nienasyconym żebrakiem o miłość. A przecież mam sporo stłumionej miłości w sobie. Którą chciałbym obdarowywać innych...
Przypomniałem sobie podczas dzisiejszej sesji oddechowej 2 rzeczy:
- to, że mama nie chciała przychodzić mnie ululać jak byłem małym szkrabem, a jeśli już to robiła to na siłę
- to, że jako mały byłem chodzącą miłością i moja mama nie umiała się zachować i tego przyjąć.
Wciąż mi przykro z tego powodu.
Do tej pory tkwiłem w relacjach o 2 schematach - pierwszy to "daj mi miłość" a drugi to "przyjmij moją miłość". Trudno było w obydwu o spełnienie.
Ja to wiem, ale potrzebuję żeby ktoś obok mi powiedział jak to jest kiedy spotyka się osoba pełna miłości z osobą pełną miłości? Czemu to takie fajne? Czy to działa na zasadzie "M + M = 2M" ?? Bo mi sie wydaje że jest w tym coś wspanialszego. Może "2M = SuperM"
)?