Dziś mi zaczęło "spontanicznie" wywalać na ludzi. Poczułam bardzo silną nienawiść i chęć niszczenia ich. Nie wszystkich, ale pewnych typów. Poczułam nawet, że kiedyś miałam moc i chyba to robiłam. Poczułam nawet misję czyszczenia świata z nich.
O kurcze hardcore. Najlepsze w tym wszystkim jest to, że pś chciała niszczyć najbardziej tych których nie mogła, którzy wydawali się jej silniejsi, zagrażający, a gdyby już mogła, to by jej się odechciało.
Potem mi przeszło, doszłam do znajomej do domu i było miło:) Całą drogę mi wywalało i modliłam się o uwolnienie.
Co mnie cieszy zauważyłam, że poziom mojej pś agresji bardzo się mhh może nie tyle zmniejszył jakościowo, co spłycił. Nie wchodzę w to tak głęboko, i nie wpadam w taki trans walki/agresji jak wcześniej. Do tego poziom destrukcji i autodestrukcji jaki miałam w takich sytuacjach jest o wiele mniejszy. Nawet jak dzis mi wywaliło jak już wiele razy w tym życiu ze mam beznadziejną samoocenę, to nie miałam ochoty sobie dowalać, no może przez chwile sie taka intencja pojawiła ale bardzo mała, taka kropelka i szybko mineło.
Co mnie zaskoczyło nowo poznana znajoma, zapytała mnie z pewnym zaskoczeniem, czy ja wogóle kiedykolwiek podnoszę głos na mojego syna( nasi synowie się zaprzyjaźnili) bo wyglądam na taką osobę co nie umiałaby tego zrobić.
LOL