Autor Wątek: Poczucie winy  (Przeczytany 4384 razy)

Inga

  • Gość
[#]   « 2013-09-01, 15:20:54 »
bziuum
A wiesz o co konkretnie się obwiniasz i dlaczego bierzesz za to co się stało odpowiedzialność na siebie?
Bo pod tym powierzchownym poczuciem winy musi być czegoś dużo pod spodem. I nie wiem czy nie złośći. Tak to wyczuwam.

bziuuummm

  • Gość
[#]   « 2013-09-01, 15:05:44 »
Freeflight  ;) :)
cholera, a mi to zawsze brzmiało tak niewinnie :)  za to teraz ...kabaret :)
trzeba poprosić moderację żeby  cytat  wykasowała ;)

Inga

  • Gość
[#]   « 2013-09-01, 13:47:10 »
W książce- Cuda samouzdrawiania- znalazłam mądrą informację, o czym sama do tej pory nie wiedziałam. Autorem jest Andrzej Kluza.

"Nieustanne niezaspokojenie potrzeb fizjologicznych, energetycznych, emocjonalnych i uczuciowych, drastyczne nieliczenie się z nimi, rodzi wielkie poczucie winy wobec siebie za to że nie zostały one zaspokojone. To wywołuje reakcję: oskarżanie i karanie siebie i swojego ciała, ograniczanie sobie przepływu energii życia- miłości przez ciało, zakazywanie sobie satysfakcjonujacych przeżyć emocjonalnych."

Freeflight

  • Gość
[#]   « 2013-09-01, 13:22:37 »
bziuuuuummm

Jakoś tak kosmato kojarzy mi się mówienie do przyrodzenia :-P...Nie zmienia nic nawet fakt,że to Bóg przemawia :-)))...

bziuuummm

  • Gość
[#]   « 2013-09-01, 09:09:27 »
mały offtop, przypomniały mi się sonety krymskie ;) apropos tej niczym niewzruszonej komunikacji z Bogiem
"...Między światem i niebem jak drogman stworzenia,

Podesławszy pod nogi ziemie, ludzi, gromy,

Słuchasz tylko, co mówi Bóg do przyrodzenia."


bziuuummm

  • Gość
[#]   « 2013-09-01, 09:01:22 »
Powiem Wam, że  doszłam do tych samych wniosków ale nadal czuje się winna . Nadal się z tym kłócę wewnetrznie.
Mój tato miał wypadek samochodowy w marcu, do tej pory się wszystko ciągnie - rehabilitacja itp.
Pamiętam jak dziś, że przed tym zanim wyszedł z domu coś wisiało w powietrzu, ja byłam zalatana , on się tak dziwnie  wybierał i nie wybierał, w koncu zajrzał do pokoju spytac o cos , mielismy jechac razem ale on nie chciał dziwnie czekac a ja nerwowo dokanczałam swoje sprawy i przez to w koncu nie pojechałam z nim. Pół godziny później atmosfera się uspokoiła, ja wszystko sobie poukładałam, tylko ojca już nie było. Zadzwoniła siostra- słuchaj tato miał wypadek , wjechał w tira....
Nigdy wcześniej jak zyje nie czułam takiego strasznego stanu jak wtedy na tą wiadomosc.

I co ciekawe, w momencie gdy tuż przed wyjściem pytał o coś stojąc w drzwiach czułam żeby go jeszcze zatrzymać ale byłam zbyt zdenerwowana. Wszystko przez cholerne emocje zaciemniające umysł , czujność i przytomność. To doświadczenie to też spora lekcja - że zawsze nieszczęścia można uniknąć lub łagodniej go doświadczyć pod warunkiem trwania jak ten wojownik na polu walki, jedną nogą na ziemi a sercem w oazie spokoju obserwatora.

Martinus, opcja z więzieniami dla obu stron ciekawa :) (z wyjątkiem ofiar, które już nie zyją ;))
Tylko nadal kłócę się ze sobą jak to możliwe żeby zawsze dwie strony były winne a nie jeden degenerat , który siecze i morduje kogo popadnie. Albo dlaczego ktoś ginie w wojnie a ktoś inny ją przeżywa i układa sobie życie po. Umierają ci z poczuciem winy?


Martinus

  • Wiadomości: 313
  • Płeć: Mężczyzna
    • Terapia Duszy
  • Status: Obserwator
[#]   « 2013-09-01, 03:34:48 »
Ostatnio robiłem sesję pewnej osobie i wyszło coś w tym temacie. A mianowicie, że poczucie winy, czy obwinianie siebie czy kogoś, to skutek braku świadomości współtworzenia sytuacji. I ta świadomość współtworzenia jest takim naturalnym aspektem w nas. Czy obwinianie kogoś, czy poczucie winy to skutki właśnie wypierania tej świadomości.

Zrobiłem sobie taki eksperyment myślowy niedawno. Że do więzienia zamiast oprawców, idą ofiary. Że mają taki sam udział w kreacji danej sytuacji, więc idą do więzienia, jako winowajcy :). I do więzienia idzie np. zgwałcona kobieta, bo na pewnym poziomie siebie sprowokowała kogoś do gwałtu na niej, wywarła presję, żeby ktoś ją zgwałcił. Do więzienia idzie pobita do nieprzytomności osoba, bo wywarła presję podświadomie, żeby ktoś ją skrzywdził itd.

Gdy jest jakaś nieprzyjemna dla kogoś sytuacja, obwinia się tego, który krzywdzi. Druga osoba jest zazwyczaj postrzegana jako niewinna. Ale jak patrzę głębiej, na głębszy poziom, to widzę, że jest współtworzenie sytuacji. Na wierzchu jest niby oprawca, ofiara. Ale głębiej, nie ma czegoś takiego. Obie istoty, czy dusze, współtworzą daną sytuację. Obie dusze są otwarte na to, co się wydarza.

Czym jest np. obwinianie kogoś? Ktoś nas skrzywdził. My jesteśmy niewinni. Ktoś jest winny. Czyli oddajemy temu komuś moc nad nami. On włada nami, naszym życiem. Jak dla mnie to to jest wypieranie mocy nad swoim życiem, wypieranie odpowiedzialności. Często to jest też uciekanie od poczucia winy właśnie, kiedy samemu się krzywdziło innych w przeszłości. Tym razem, powstaje kolejna warstwa, niewinności, sztucznej niewinności, kiedy to stajemy się męczennikami, inni są katami, my ofiarami, jesteśmy biedni, niewinni. I dzięki temu tracimy poczucie w sobie zła, które sami czyniliśmy. Jest to coraz bardziej i bardziej wypierane.

Czym jest poczucie winy, obwinianie siebie? Wchodzimy w iluzję, że ktoś nie ma władzy nad sobą, swoim życiem. Wykorzystujemy jego mechanizm oddawania swojego życia w ręce innych. I wpływamy na jego życie. Jesteśmy w ten sposób podświadomie manipulowani, zmuszani do krzywdzenia. Ktoś podświadomie chce być skrzywdzony, i my jesteśmy manipulowani. Pojawia się agresja i krzywdzimy kogoś.

Kto tu jest winny, kto niewinny? Kto tu jest ofiarą, kto oprawcą?

Jak dla mnie jest zawsze współtworzenie sytuacji. Kwestia zobaczenia tego głębiej. Wtedy znika winny, znika niewinny, znika ofiara, znika oprawca, te pojęcia już nie mają żadnego znaczenia na tym poziomie. Jest współtworzenie danej sytuacji. A krzywdzące działania wynikają z braku świadomości, jaka jest prawda, kim tak naprawdę jesteśmy, jaka jest nasza natura, jaka jest natura rzeczywistości, tkwi się w błędnych założeniach i na bazie tego działa.
« Ostatnia zmiana: 2013-09-01, 03:37:27 wysłana przez Martinus »

Inga

  • Gość
[#]   « 2013-08-30, 17:03:41 »
Dzisiaj sobie uświadomiłam że poczucie winy nie jest czymś naturalnym, czymś co naturalnie czuję się po tym gdy się wyrządzi jakieś zło.
Poczucie winy w 100 % wynika z wmówienia go sobie.
Przypomniałam sobie jak robiłam eksperymenty na ludzkich mózgach, chcąc zaspokoić swoją ciekawość gasząc przy tym życia ludzi jak świeczki. I czułam się z tym niewinnie. Bo to był okres kiedy jeszcze czyny ludzi nie były oceniane.
Potem pojawiła się moralność, podział na dobro i zło, i potępianie krzywdzicieli. Najgorsze nastąpiło po pojawieniu się chrześcijaństwa w którym obwinianie i czucie się winnym  jest drogą do Boga.
Najsilniej poczucie winy miałam wmawaine przez księży, a gdy już wzrosło mi mocno ( bo podświadomie pamiętałam jakich okropności kiedyś się dopuszczałam) to ja sama z ogromną mocą zaczęłam sobie wmawiać że jestem zła i winna. I tu już powstało samonapędzające się koło winy, kary i nienawiści do siebie.
Nie było mowy o wybaczaniu sobie bo byłam namawiana tylko do wybaczania innym, a nie sobie. Ja miałam się tylko bić w piersi i uznawać swoją winę. Skąd w takiej sytuacji miałam się nauczyć wybaczać sobie?