Schodzi ze mnie jakieś ciężkie świństwo.
Tak mnie zaczęło ciągnąć do strzyg i do walki ze strzygami, że zacząłem oglądać zdjęcia z Mensonem i Tarantino, no i wtedy nie wytrzymałem - zacząłem sobie odliczać, aż do tej pory nie mogę ochłonąć, takie świństwa zaczęły schodzić.
Zauważyłem, że moim celem było zejście na ziemie i rozpoczęcie walki z całym złem tego świata i z jego najciemniejszymi mocami i strzygami. Aby mieć moc z nimi walczyć, musiałem strasznie nienawidzić, więc żeby nazbierać takie pokłady nienawiści, musiałem zacząć nienawidzić siebie (ale absurd
). Widziałem, jak byłem panem zła i nienawiści i walczyłem ze wszystkimi strzygami, chciałem je zniszczyć większym złem, aniżeli one same były. A potem pojawiły się obrazy, jak to przyciągnąłem do siebie wszystkie najgorsze moce świata, wszystkie strzygi, ba, samego szatana, stałem się ich panem (tak mi się przynajmniej wydawało) i takim orszakiem wytoczyłem wojnę światłu, aniołom i Bogu. Tak, tak, tym wszystkim aniołom, które się ze mnie nabijały i przez które uciekłem z aniołkowa i zszedłem na ziemię. Ale mętlik.
A ta cała zachłanność na złość pojawiła się z tego powodu, że najpierw byłem sam na Ziemi, bezbronny, bez żadnej mocy, a zapragnąłem realnej mocy, a zło było mi w stanie dać taką moc. Jeszcze, niestety, w nią wierzę, ale już słabiej.
No takiego świństwa i tak ciężkich energii to jeszcze sobie nieodreagowywałem. I to całe zło zgromadziłem sobie na splocie. W pewnej chwili szły tak ciężkie rzeczy, że wziąłem Izysa i nakazałem, aby bił czystym światłem na splot, i drugą ręką ATLem rozbijałem te struktury na splocie.
Boże, wszystko chyba nie puściło, to chyba kolejny etap procesu, ale czuję się, że zeszło ze mnie 200 kg!
No i pojawiła się przestrzeń na splocie i taka cisza. Chyba więc dobrze poszło.