Jeśli sytuacja Cię "wciąga" to prawdopodobnie z tego, że są tam rzeczy, które wywołują sprzeczne bądź odrzucające emocje, które proszą się o to by się z nimi skonfrontować. Sam ślub, nawet kościelny może być neutralny gdy nie ma się podatności (raczej właśnie przymusu przyjmowania czegoś wbrew sobie) i gdy nie musisz chować się i gasić w sobie z uwagi na udział w tej ceremonii. Gdy dominującą intencją jest radość i nie ma się jednocześnie podatności na wpływy (częściej u nas wychowanych - odnawianiem podatności) to nic Ci nie musi to zrobić, bo przychodzisz po coś innego niż marzy się w głowie osób które chcą Cię w jakiś sposób zmienić, lub na Ciebie wpłynąć (tym doświadaczeniem). Jesteś ty i jest to co jest dla Ciebie, po co przyszłaś.
Myślę że obciążyć mogło by Cię jedynie, gdybyś zrobiła coś w tej kwestii wbrew sobie (i na tym poziomie by było obciążenie, zgrzyt). Moim zdaniem możesz pomodlić się w temacie swoich emocji i nastawień i wobec kościoła i wobec ślubu kościelnego i z drugiej strony modlić się i medytować " co jest w tym dla mnie, w tym doświadczeniu, co mnie kieruje do niego" a dalej medytując w temacie - "co jest dla mnie najlepszego w tym doświadczeniu, albo co jest dla mnie lepszego od tego".
Gdy brak emocji i skłonności do uzależnienia (czy poczucia bycia atakowaną całym rytuałem) bliższe to uczestnictwu w jakiejś egzotycznej ceremonii
Ważne w tym wszystkim nastawienie, poziom zaangażowania i to z jakim zamysłem w głowie decydujesz się w czymś uczestniczyć. Oczywiście, warto jedynie gdy nie działasz wbrew sobie. Ja uczestniczę np. w pogrzebach (ślub tylko jeden zaliczyłem
) i robię to gdy czuję sympatię wobec odchodzącego, stając, siadając w ramach konwencji (klękać nie klękam, jedynie ten siad gdzie trochę obniża się poziom kolan z tyłkiem na siedzisku : ) na luzie wobec tego co się dzieje. Przychodzę w swoim celu