A ja odkryłam coś dziwnego. Nawet w sytuacji, w której teoretycznie nic mi nie zagraża nagle czuję napięcie, którego w żaden sposób nie mogę opanować. Afirmacje czy modlitwa w tym momencie nie działają. Postanowiłam więc pozwolić mu po prostu być i przyjrzeć się temu.
Okazało się, że istnieje we mnie całkiem spory rozdźwięk pomiędzy ciałem, a świadomym umysłem. W głowie jestem zupełnie spokojna, myślę logicznie i jasno (już!, bo jeszcze niedawno czując takie napięcie wpadłabym w panikę, że nie wiem, co się ze mną dzieje), a ciało się spina do granic możliwości i potrafi tak trzymać nawet i godzinę, aż kiedy puści jestem tak zmęczona, że najchętniej poszłabym spać. Jedynie, kiedy przestaję z tym walczyć (!) przechodzi bez tego ogromnego zmęczenia. Czasem czuję w tym lęk, czasem wściekłość, ale może też być to właśnie taka bezsilna złość, zresztą kojarzy mi się z reakcją dziecka, które płacze ze złości tak długo, aż się zmęczy i ... uśnie. Pamięć ciała, czy podświadomość?
A dalej wychodzi wzorzec walki w poszukiwaniu sprawiedliwości i zadośćuczynienia! Od kogo i za co jeszcze nie wiem, liczę na to, że niedługo się z tym czymś uporam i może wtedy dowiem się, z jakiego powodu wciąż tworzę takie same sytuacje, w efekcie których odczuwam właśnie takie rozżalenie, lęk, złość i niemoc.