Ja Mr Nobody odebrałam podobnie jak Lynd - owszem, był miejscami męczący, ale jednocześnie wyciągał dobrze wg mnie wywałki na wierzch - między innymi te związane z wyborami, chęcią ich cofnięcia, uważaniem, ze coś można było zrobić lepiej i obwinianiem się o to - na koniec przynosił, przynajmniej mi, rodzaj katharsis.
Uznaję zatem za dobry film - wnoszący pewne uświadomienia i dający materiał do przemyśleń i przerobienia tego, co wyszło na filmie.