Dziewczyny
Hihihi, mam kolejną dawkę relacji na gorąco
)
Już wiem, czemu kurs mi nie pasował (nie pasuje)
Dziś to zrozumiałam
Po prostu te wszystkie formułki, schematy i inne takie, to „ułatwienie” dla osób, które tego potrzebują. Olśniło mnie (a właściwie nie olśniło, tylko opór puścił
, gdy Marianna powiedziała, że Bóg nie potrzebuje słów, tylko umysł potrzebuje. I to umysł człowieka, który zaczyna tę „przygodę”. Potem wystarczy już samo czucie, bez słów
[czyli dokładnie tak, jak ja się kontaktowałam z Bogiem wcześniej
]
To było dokładnie to, co ja wiedziałam, ale że utożsamiałam się z tymi, którzy potrzebują takich „podpór”, to mi ogromnie zgrzytało. To zawsze był mój problem, takie dopasowywanie się do poziomu i sposobu postrzegania innych (i obowiązek brania do siebie tego, co proponowali inni), a jednocześnie silny opór przeciwko temu, bo to nie było moje.
A wszystko dlatego, że mam przekonanie (jeszcze jednak trochę jest
, że „inni są ważniejsi”, więc muszę ich słuchać i robić to, co oni zalecają. Choć nawet wiem, że coś nie jest dla mnie korzystne, bo ja tego nie potrzebuję.
W theta wchodzę po swojemu
Choć stwierdziłam, że sama formuła wchodzenia nie jest taka zła, jak ją namalowałam
, to jednak wolę swój zupełnie nieskomplikowany sposób. Teraz sobie przypomniałam, że na początku kursu Marianna mówiła, że dzieci wchodzą na zasadzie piłeczki pingpongowej, ja to robię w sumie podobnie. Choć jeszcze mam opory wynikające m.in. z powyższych wzorców.
Moje odczucia są takie, że stan theta to po prostu świadomość Boga, czy WJ, świadomość, że samemu jest się Tym, a jednocześnie uczucie zintegrowania na wszystkich innych poziomach. Czyli taki stan totalnej jedności
Jak się ma to uzdrowione, to żaden problem to osiągnąć
I być może właśnie dlatego mówią, że wystarczy kilka sekund
Ja właśnie dziś w samochodzie, gdy jechałam na kurs (po wywałkowej nocy) poczułam dokładnie, że jestem swoją WJ. Doznałam olśnienia, że do tej pory postrzegałam tę część siebie jako jednak oddzieloną, bo też bardziej zajmowałam się swoją NJ i ŚJ.
Choćby dla tego uświadomienia (które akurat nie dokonało się na kursie, ale było z nim bezpośrednio związane) warto było iść na ten kurs
Jednak intuicja mnie nie zawiodła
)
Theta-healerem nie będę, nie dla mnie ta metodyka (dziś utwierdziłam się w tym, co wczoraj napisałam), ale pewne elementy zamierzam wykorzystać w dalszej pracy nad sobą. Oczywiście przerobione pod siebie
A jak będzie faktycznie to czas pokaże.
Np. bardzo podoba mi się koncepcja stwarzania samą obserwacją. Coś wspaniałego
Nie jest to nowa koncepcja, ale jednak dotarło to do mnie jakoś bardziej na tym kursie.
Doszłam do wniosku, że pewne idee mi się podobają, tylko forma ich podania zupełnie nie odpowiada. I dlatego znów idę tam jutro bez większego przekonania, bo niespecjalnie mi się tam podoba. Pewne „zgrzyty” jednak pozostały i na to wygląda, że nie znikną.
Dobrą stroną jutrzejszego pójścia jest to, że znów będziemy powtarzać wchodzenie w stan theta. A poza tym, może mnie czeka jeszcze jakieś fajne uświadomienie? Kto wie?
Choć zastanawiam się, czy nie opuścić pierwszej 1,5 godz. (ćwiczenia w parach) i się nie wyspać bardziej. Zobaczę