Doktor-X, mam takie wrażenie, że byłem kiedyś w podobnej sytuacji co Ty teraz. Nie jeśli chodzi o okoliczności i problemy, ale o "lawinowo-kaskadowe" wyłanianie się kolejnych problemów/blokad/obciążeń spowodowanych zajęciem się uzdrowieniem jednego tematu. Zacząłem od afirmowania bezpieczeństwa, bo tego w owym czasie mi najbardziej brakowało. W reakcji na pisanie wychodziły mi takie myśli, emocje i stany psychiczne, że miałem wrażenie, że wszystko zaczyna mi się wymykać. Ilość zagadnień i problemów była wręcz przytłaczająca. Wielokokrotnie miałem ochotę wyć, zdarzało się, że rzucałem zeszytem, długopisem, raz nawet go połamałem, popadałem w jakieś stany odrętwienia. Ogólnie rzecz biorąc było ciężko, ale moje życie wtedy wcale nie było lepsze.
Na każdą negatywną reakcję układałem afirmacje. Te na najbardziej obciążające problemy, pisałem. Pozostałe czytałem. W krótkim czasie pisałem kilkanaście, a momentami około dwudziestuparu powiązanych ze sobą afirmacji. W kolejce miałem do pisania kolejne. Pisanie afirmacji podzieliłem na pół i jedną część pisałem rano, a drugą wieczorem. Pozostałe czytałem z kartki dwa razy, raz rano i raz wieczorem. To była ciężka praca wykonywana dzień w dzień, przez wiele, wiele miesięcy. Do tego stosowałem medytacje własne, oraz słuchane z kaset.
Koniec końców, w pewnym momencie zaczęło się uspokajać. Reakcji było co raz mniej. Wzrosło poczucie bezpieczeństwa, oraz własnej wartości. Jakiś poplątany zlepek myśli i emocji, który powodował moje skołowanie odszedł na zawsze. Nastąpiło we mnie jakieś przemienienie, otwarcie na Boga/Wyższe Ja, trudno to nazwać.
Ci, którzy radzą Ci sesje regresingu, rozkładanie tematu na raty, na spokojnie, dobrze Ci radzą. Jednak jeśli czujesz, że plączesz się i kręcisz w miejscu i że musisz to wszystko przerobić na raz, bo inaczej nie da rady, to może tak właśnie być. Jeśli tak właśnie jest, to to czego Ci potrzeba, to wytrwałość. Konsekwentna praca aż do osiągnięcia celu, którym jest uwolnienie od tego "bagażu".