lukaszlm
Od serca to ciężko mi powiedzieć. Ja mam wykształcenie w tych dziedzinach w jakich mam talenty( stwierdzone).
Choć dużo mam tych talentów. Nie umiem się na coś zdecydować i pójść w tym kierunku na maxa.
Boje się, ze strace resztę. Nie spełnie się. Może mam przekonanie, że we wszystkich muszę sie spełnić.
Najgorsze jest to, że gdy tylko tylko coś z tego staje się pracą odchodzi mi cała przyjemność i zaczynam to traktować jak stres, niewolniczą pracę, by przeżyć i obowiązek. Dla mnie to odwrotność przyjemności. Poza tym w pracy jest stres, walka, presja, ocenianie i rywalizacja, DDA.
Ostatnio poczułam cudowne uczucie, rozpływania się w szczęściu, gdybym śpiewała. Doświadczałam też podobnych uczuć w tańcu. Mam do tego talent, ale to nie będzie dla mnie pracą, w tym wcieleniu. Jestem za stara na to.
Poza tym myślę, że nawet gdybym zaczęła to traktować jako pracę, to przyjemność by zniknęła.
Mnie pogrąża jeszcze sytuacja obecna: wychowuję na spółkę z byłym partnerem syna( który jest trudny), dziadkowie czasem coś pomogą, ale nie jest to regularna stała pomoc, raczej niechętnie. Poza tym oni też pracują. Do tego moi rodzice uważam mają paskudne wzorce związane z pracą, także z materią, taka aniołkowa syfiasta mieszanka. Wzmacniają je chętnie we mnie i wywierają różne presje. Jest tu też jakaś karma moja z nimi w tym kontekście: wspierania, pomagania. Oni jak mi coś dają, pomagają, czy wspierają to ja nie czuję od nich miłości tylko irytację, wkurzenie, obowiązek, misje itp
Przez to mam przekonanie, że nikogo nie obchodzę tak na prawdę, jak dostanę wsparcie to to albo dlatego, że ktoś widzi w tym interes dla siebie, chce mnie wykorzystać, albo ma jakies misje, zobowiązania, czy poczucie winy. Brr