Witam, zarejestrowalam sie na forum, by dostac jakies rady dotyczace mojego zachowania wobec pracy.
Otóż, nie jest dla mnie problemem pracowanie - co więcej, daję z siebie jak najwięcej, by dobrze wypaść. Jednak najgorsze jest jej rozpoczęcie - kiedy dostaję pracę i mam świadomośc, że następnego dnia już ją zacznę, paraliżuje mnie strech, zaczynam "chorować" (dostaję gorączkę, silne bóle brzucha, szczególnie bóle menstruacyjne są dokuczliwe, pomimo tego, że zażywam hormony i mam częste wizyty u ginekologa). Przez kilka dni nie potrafię oswoić się w nowym miejscu, czuję się osowiała i odliczam, kiedy będę mogła wrócić do domu i zająć się rzeczami, które czekają w kolejce (na ten moment nauka niemieckiego, pisanie pracy licencjackiej, poczytanie książki itp, itd.). W Polsce nie miałam problemu ze znalezieniem pracy i wypełnianiu swoich obowiązków - w połowie studiów licencjackich wyjechałam z moim chłopakiem do Niemiec. Jest mi tutaj bardzo ciężko znaleźć pracę czy nawet przełamać się, by jej szukać - wymiguję się jak tylko potrafię. Nawet jeśli doszło do rozmowy kwalifikacyjnej, to pracodawca nie zgadzał się na to, by nie było mnie przynajmniej 4 dni w miesiącu, z powodu studiów (piątki i poniedziałki). O dziwo, mamy sąsiada Polaka, który zaproponował mi pracę w swoim biurze. Miałam dostawać 800 euro na początek, pracowałam po 6 godzin i pracowałam jako sekretarka. Na początku wszystko szło dobrze, dopóki szef nie zaczął mieć problemów z kierowcami i klientami (jego firma zajmuje się rozwożeniem gazet wszelakich wydawnictw). Stał się emocjonalny, agresywny, potrafił rzucić laptopem o biurko. Dwa razy popłakałam się ze strachu, ale stwierdziłam, że się przyzwyczaję i to minie. Po powrocie z Polski ze studiów do Niemiec, wydarł się na wszystkich pracowników i kazał mnie odwieźć i nie wracać. Pracowałam u niego miesiąc i wypłatę dostałam w wysokości 150 euro. Kompletnie się załamałam, bo pieniądze na prezenty (było to przed Gwiazdką) pozyczylam od chłopaka i nie miałam mu z czego spłacić. Następnie szukalam praktyk w moim kierunku studiów - Corporate identity, Public Relations lub dziennikarstwo. Znalazłam się w instytucie niemiecko-polskim, w którym robiłam ulotki (mam zrobiony kurs zawodowy na grafika komputerowego), przygotowywałam je do druku, itp. Bardzo dobrze wspominam tę pracę, pomimo tego, że praktyki były bezpłatne. Było to dokładnie trzy tygodnie temu i w tym tygodniu miałam pracować przy taśmie produkcyjnej. W poniedzialek miałam zglosić się do biura, które przydziela takie zlecenia. Jak na komendę, rozchorowałam się porządnie, przez 3 dni nie mogłam się ruszyć z łóżka, dopiero dzisiaj doszłam do siebie. Czuję się parszywie, ponieważ wygląda to tak, jakbym "uciekała" od pracy poprzez moje złe samopoczucie. Nawet mój chłopak to zauważył i powiedział mi to wprost, że albo wymiguję się specjalnie, albo mam coś w podświadomości, że tak reaguję na pracę. Jest mi głupio, ponieważ mam już dość siedzenia w domu, chcę mieć pracę, rozsyłałam i nadal rozsyłam swoje cv do różnych firm, niestety każda daje mi odpowiedź negatywną. Załamuję się coraz bardziej, boję się, że zostanie mi pracować tylko przy taśmie produkcyjnej czy przy rozpakowywaniu towarów. Nie chodzi o to, że to są prace mniej ambitne - tylko o to, że marzyłam pracować w agencji reklamowej, jako sekretarka, czy nawet w drukarni. W Niemczech jest mi trudniej złapać się pracy jak w Polsce - mój niemiecki jest gorszy jak angielski, który niestety nie jest tutaj atutem, jak mówiono.