Autor Wątek: pytania w temacie DDA  (Przeczytany 8084 razy)

Sebastian

  • Gość
[#]   « 2012-02-29, 22:10:21 »
Clint to o moim i czyimś aucie kojarzy mi się już bardziej szczegółowo ;) :D

Czas żeby do mnie dotarło właśnie wartościowanie ludzi w ten sposób. Wcześniej wartościowałem typowo jak ofiara/wybawca

Clint

  • Wiadomości: 2 541
  • Płeć: Mężczyzna
    • Boski Spokój
  • Łukasz Kubiak - https://boski-spokoj.pl/
  • Status: Uzdrowiciel
[#]   « 2012-02-29, 21:21:50 »
To jest tak jakby mieć swój własny, wypasiony samochód, który odpowiada nam pod każdym względem i zawsze działa jak należy. W takiej sytuacji nie potrzebujemy cudzych samochodów, ale czy to od razu sprawia, że nie będziemy mieli się ochoty czasem przejechać czyimś autem?

To, że mogę coś mieć sam, niezależnie od innych - nie znaczy jeszcze że muszę to mieć właśnie w taki sposób.

Witek D.

  • Wiadomości: 1 939
  • Płeć: Mężczyzna
    • Dotykduszy.com
  • Witold Dopierała, regresing, analizy psychometryczne i duchowe. Zapraszam na http://dotykduszy.com/
  • Status: Regreser
[#]   « 2012-02-29, 21:06:45 »
Wartość jest taka, że z innymi można uczestniczyć w wielu przyjemnych i radosnych zabawach. Nie jest to mus, a fajna możliwość. Współpraca też przynosi fajne efekty

Sebastian

  • Gość
[#]   « 2012-02-29, 21:01:02 »
Mam kolejne pytanie w temacie, bo coś sie u mnie zmienia. Skoro sam dla siebie jestem źródłem radości, miłości i zadowolenia, i inni są tym samym dla nich samych, to jak ktokolwiek może stanowić wartość dla kogokolwiek?

Sebastian

  • Gość
[#]   « 2012-02-26, 19:07:06 »
Dzisiaj zauważyłem, że całe życie szukałem czegoś co określi moją wartość. Moje partnerki, to jak odbierają mnie inni (dlatego potem manipulowałem swoim wizerunkiem), na stanie lodówki kończąc. Dzisiaj jak kupiłem sobie troche warzywek i jak zapełniłem nimi lodówkę, to pomyślałem "no, teraz mam pełną lodówkę zdrowych warzywek, jestem wartościowy jak inni ludzie"

Jednocześnie nie chce mi sie spotykać z ludźmi, ani nawet odzywać w towarzystwie, bo mam poczucie że sam w sobie bez szmerów bajerów nie mam żadnej wartości. Jak mam określić swoją wartość, skoro uwalniam się od przywiązania do kolejnych rzeczy które określały moją wartość? I czego mi zabrakło w dzieciństwie, że nie zbudowałem zdrowej samooceny?

Felicite

  • Gość
[#]   « 2011-12-12, 20:23:36 »
A inna sprawa, że w związku szybciej niż w samotności można przerobić dużo rzeczy, bo po prostu w bliskiej relacji z drugą osobą są one bardziej widoczne. No i motywacja jest większa. Dlatego związek, czy relacje z innymi, nieco dalszymi ludźmi dają niesamowite możliwości rozwoju. W większości przypadków są to dużo większe możliwości niż przysłowiowa medytacja pod drzewkiem ;)
Tak więc prawdą jest to, co rzecze Coelho :)

Felicite

  • Gość
[#]   « 2011-12-12, 20:01:55 »
Karina, Clint,
ja bym nawet powiedziała, że jak się wzbudzi w sercu miłość, to nie ma rozróżnienia "kocham siebie, kocham innych", bo ma się jedną miłość w sercu. Do wszystkich :)

Ale faktycznie coś jest w tym, co pisze Karina. Kilka dni temu zastanawiałam się nad tym tematem.
Bo skoro gdy kocham, to nie muszę mieć przy sobie (fizycznie) obiektu miłości, bo jest mi tak samo dobrze z nim i bez niego (bo cieszy mnie sama myśl o tym, że jest, że jest szczęśliwy, itd.), to gdzie leży granica związku? Po co być z kimś, skro samemu też jest ok?
No ale zaraz do mnie przyszło, że związek może dać coś, czego sam człowiek nie może sobie dać, np. bliskość w seksie, wspólne zabawy, itp. Czyli że w dwójkę, czy też w kochającej, akceptującej grupie też jest przyjemnie. I to w inny sposób niż w samotności.
Czyli dobrze jest, gdy się jest samemu i dobrze jest, gdy się jest z kimś innym. Jedno i drugie przynosi korzyści nieco innego rodzaju, dlatego warto mieć różne doświadczenia :)

Clint,
"Warto też wspomnieć, że pokochanie siebie to proces który odbywa się na wielu płaszczyznach i wymaga całościowego spojrzenia na wiele spraw. Dlatego samo uparte pisanie afirmacji na ten temat niewiele daje, bez wielu innych koniecznych zmian. Do tego tematu trzeba podchodzić od wielu stron."

Nom. Jakiś czas temu znalazłam kilka zeszytów sprzed dobrych kilku lat, zapisanych afkami w stylu "Ja Hania kocham siebie".
I jak sobie pomyślałam o efektach tej pracy, to aż mi się siebie szkoda zrobiło.

Karina

  • Wiadomości: 3 331
  • Płeć: Kobieta
  • Status: Obserwator
[#]   « 2011-12-12, 19:54:23 »
Bo tu chodzi o to że: "samotność nie jest naszym przeznaczeniem, a samych siebie poznajemy tylko wtedy, kiedy możemy się przejrzeć w oczach innych ludzi." Paulo Coelho

Karina

  • Wiadomości: 3 331
  • Płeć: Kobieta
  • Status: Obserwator
[#]   « 2011-12-12, 19:49:56 »
no przecież piszę, ze to jest wonderful word.;)

Clint

  • Wiadomości: 2 541
  • Płeć: Mężczyzna
    • Boski Spokój
  • Łukasz Kubiak - https://boski-spokoj.pl/
  • Status: Uzdrowiciel
[#]   « 2011-12-12, 19:44:57 »
Karina
To co my piszemy z Felicite w żadnym stopniu nie wyklucza kochania innych, a wręcz jest najszybszą drogą do zdrowej, pozbawionej presji i uzależniania miłości dzielonej z innymi istotami :)


Karina

  • Wiadomości: 3 331
  • Płeć: Kobieta
  • Status: Obserwator
[#]   « 2011-12-12, 19:37:49 »

Karina

  • Wiadomości: 3 331
  • Płeć: Kobieta
  • Status: Obserwator
[#]   « 2011-12-12, 19:33:52 »
Czyli teraz zwrot "Kochajmy się" nabiera nowego znaczenia - ja kocham siebie, ty kochaj siebie- i nikt nikogo nie potrzebuje.;)

Clint

  • Wiadomości: 2 541
  • Płeć: Mężczyzna
    • Boski Spokój
  • Łukasz Kubiak - https://boski-spokoj.pl/
  • Status: Uzdrowiciel
[#]   « 2011-12-12, 19:25:52 »
Felicite
Dodam od siebie coś, odnośnie bardzo ważnej rzeczy którą poruszyłaś:
"Ja bardzo długo starałam się siebie pokochać. Bardzo długo. Oczywiście z mizernym skutkiem. Pomogła mi dopiero praca nad dzieciństwem"

Jest stosunkowo dużo osób, które jeśli już w ogóle wezmą się za intensywną pracę nad pokochaniem siebie, to mimo długiego czasu mają mizerne efekty w tym polu. Przyczyny mogą być różne, ale zazwyczaj jest to kwestia złego podejścia. Bywa, że dani ludzie próbują wcisnąć pokochanie siebie na siłę, zarzynając się afirmacjami, ale jednocześnie nie zmieniając zbyt głęboko stosunku do samego siebie. Często też pojawia się unikanie kluczowych obciążeń, co przeradza się w wielką szarpaninę - z jednej strony taka osoba wysila się, żeby tą miłość wpuścić, ale z drugiej nie chce wypuścić tego co jej to odczuwanie miłości uniemożliwia.

Niestety to nie ma tak łatwo, że sama koncentracja na tym co miłe i przyjemne pomoże. Jeśli w naszym sercu są liczne, bolesne rany to trzeba przejść przez procesy ich uzdrowienia - trzeba te rany otworzyć, odsączyć ropę, oczyścić i dopiero wtedy jest miejsce na wpuszczenie miłości. To bywa bolesne i nieprzyjemne, ale jeśli człowiek się nie szarpie i ma w sobie dużo wsparcia czy akceptacji, to można przez to wszystko przechodzić stosunkowo lekko, bez poważniejszej dramy.

Z tym wszystkim wiązać się może taki dość ciekawy, nieźle sabotujący mechanizm. Otóż skrzywdzone, pozbawione miłości wewnętrzne dziecko na samą myśl o tym, że odzyskiwanie miłości musi się wiązać z kolejną dawką nieprzyjemności - buntuje się. Przecież ono się już tyle nacierpiało, jest takie biedne, więc ta miłość należy się mu jak psu buda. Postawa roszczeniowa tylko utrudnia wszystko, choć często może wydawać się słuszna.

Warto też wspomnieć, że pokochanie siebie to proces który odbywa się na wielu płaszczyznach i wymaga całościowego spojrzenia na wiele spraw. Dlatego samo uparte pisanie afirmacji na ten temat niewiele daje, bez wielu innych koniecznych zmian. Do tego tematu trzeba podchodzić od wielu stron.

Felicite

  • Gość
[#]   « 2011-12-12, 18:50:04 »
Karina,
na pewno nie jest to praca bez końca, czy praca bez widocznych efektów. Gdy pokocha się siebie (czyli w rzeczywistości przepracuje z grubsza poczucie, że nie zasługuje się na miłość) to nawet gdy wychodzą kolejne wzorce ta przecież miłość nie znika, tylko nieco odchodzi w zapomnienie (tak bym to ujęła ;). I to na chwilę (krótszą bądź dłuższą, zależy od sytuacji).
To właśnie od tego czy się kochamy ( i jak bardzo się kochamy) zależy sposób, w jaki radzimy sobie ze wzorcami i z kolejnymi sprawami do przepracowania oraz czas pracy nad nimi.
Ja bardzo długo starałam się siebie pokochać. Bardzo długo. Oczywiście z mizernym skutkiem. Pomogła mi dopiero praca nad dzieciństwem (no i muszę tu wspomnieć też o technice uwalniania, choć sama ona, bez terapii wewnętrznego dziecka nie zdziałała by cudów). To niesamowite jak wiele zmieniło się u mnie w krótkim czasie. Oczywiście wiele jest jeszcze do zrobienia, ale i tak jest super w porównaniu z tym co było.
Mogę powiedzieć, że uczucie miłości do siebie i do innych nie da się porównać z niczym innym. Jest tak piękne :)
Pojawia się to coraz częściej, a jeśli odchodzi to nie dlatego, że "żeby poczuć tą przyjemność musi się zrobić na chwilę nieprzyjemnie", ale dlatego, że spinam się, żeby zatrzymać to jak najdłużej. A wiadomo, że jak się człowiek napina, to blokuje przepływ pozytywnych uczuć.
I klops ;)
No ale bez presji - najważniejsze, że jest coraz lepiej. W końcu kiedyś się odzwyczaję całkowicie :)

Karina

  • Wiadomości: 3 331
  • Płeć: Kobieta
  • Status: Obserwator
[#]   « 2011-12-12, 17:55:24 »
Najgorsze, że człowiek szybko się przyzwyczaja do tego, że jest przyjemnie i wkrótce dochodzi do stanu, że żeby poczuć tą przyjemność musi się zrobić na chwilę nieprzyjemnie.;))