Wstyd, to dojmujące uczucie ,że chcesz się schować, ukryć. Dojmujące uczucie ,ze jestem gorsza, nieadekwatna. Od dzieciństwa, właściwie czasów szkolnych wstydziłam się- mojej matki alkoholiczki, tego,że może ją ktoś zobaczy ze znajomych ,że przyjdzie do szkoły pijana. Kiedyś w autobusie zobaczyłam ją pijaną i nie podeszłam , wstydziłam się własnej matki, tej pijanej.
Wstydziłam się tego z jakiej rodziny jestem.
Oceniamy siebie jako gorszych od innych. Wstydzimy się swoich błędów, w jakiej znaleźliśmy się sytuacji. Ja się wstydziłam,ze młodo zaszłam w ciąże, wstydziłam się tego,że tak 'wyszło' . Później ,ze jestem samotną matką. Teraz już się tego nie wstydzę,ze mam dziecko i ,ze jestem sama. Ale wcześniej bardzo. Oceniam siebie widocznie źle skoro się siebie wstydzę.( nie mam na swoim koncie wielkich sukcesów wg. pojmowania świata- praca, mąż , pieniądze, itp) Może uważam się za przegraną i gorszą bo dorobiłam się swoim mysleniem i wyborami ciezkiej nerwicy. Jestem w takim położeniu,ze nie jestem z niego zadowolona. I często się wstydzę swojej obecnej sytuacji.Stąd unikam rozmowy o mnie z innymi bo wstydze się. Co mam opowiadać o swoich porażkach ?
Na odczepnego mowię,ze jest ok , albo ,że się spieszę. Moze klucz w tym by zaakceptować,że się wstydzę. Chyba czas przestac się tak surowo oceniać, pogodzić się z tym,że doprowadziłam się do nerwicy i kazdy krok w strone zdrowia traktowac jak sukces
Zeby moj post nie brzmiał jak umierający na łożu śmierci to jednak musiałam zasymilować ze sobą jakaś część wstydu bo już jest mniejszy. Ale trochę się wstydzę,ze jednak to napisałam:) jestem juz pewnie w ocenie forumowym przegranym ale nie ma się co wstydzić , zaś po prostu jestem w procesie i wywala wszystko co niekolorowe:)) ach to ocenianie siebie , swoich sytuacji i tego jak inni nas ocenią ... na swoją niekorzyść..